Polowanie na wielbłąda

Abp Henryk Muszyński: Nie ma żadnego realnego dowodu jakiejkolwiek współpracy z mojej strony.

21.10.2008

Czyta się kilka minut

Ksiądz arcybiskup Henryk Muszyński przyznał w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej (13 października), że w 1984 r. został zarejestrowany przez służby bezpieczeństwa jako TW (tajny współpracownik). Wielki Kustosz moralności Polskiego Episkopatu Tomasz T. Terlikowski skomentował to tak: "krok spóźniony i niewystarczający, choć w dobrym kierunku". Terlikowskiego - i nie tylko jego - intryguje "dlaczego ksiądz arcybiskup do faktu (nieprawdziwej, jak zapewnia) rejestracji przyznaje się dopiero teraz?". Hipotetyczna odpowiedź brzmi, że jest to "ucieczka do przodu przed lustracyjnymi podejrzeniami, mogącymi zaszkodzić w pięknym zwieńczeniu kościelnej kariery". Chodzi oczywiście o godność prymasa, która w grudniu 2009 r. wraca do arcybiskupa gnieźnieńskiego.

Dopiero teraz

O udostępnienie materiałów archiwalnych dotyczących jego osoby Arcybiskup wystąpił do IPN (kierowanego wówczas przez prof. Leona Kieresa) już 16 grudnia 2005 r. Wtedy polecono mu złożyć wniosek o przyznanie statusu pokrzywdzonego. Złożył go w 2006 r. i nigdy nie otrzymał odpowiedzi - ani odmownej, ani pozytywnej. Przypuszczał, że wiele czasu wymaga kompletowanie dokumentów w licznych miejscach, w których mieszkał i pracował (Gdańsk, Tczew, Warszawa i  Poznań). Pierwszą wiadomość o tym, że jest zarejestrowany jako TW, otrzymał za pośrednictwem Kościelnej Komisji Historycznej. Wiadomość była poufna, przeznaczona dla wewnętrznych potrzeb Kościoła, a publikacja wyników prac komisji była zastrzeżona. Z posiadaną wiedzą arcybiskup nie mógł więc nic zrobić.

2 sierpnia 2008 r. dostał odpowiedź z IPN-u. Instytut informował, że może mu udostępnić jego dokumenty, z wyjątkiem trzech. Arcybiskup znalazł eksperta, który bez trudności zapoznał się z zastrzeżonymi dokumentami (do dokumentów dostęp mają wszyscy, ale nie zainteresowany), a te nie różniły się w sposób istotny od materiałów, do których sam miał dostęp. Zapoznanie się z całością dokumentów miało miejsce w pierwszym tygodniu października. Odpowiedź więc jest prosta: Ksiądz Arcybiskup, który wielokrotnie był nękany przez SB i miał wszelkie podstawy, by czuć się pokrzywdzonym, dowiaduje się, że przez blisko 10 lat (od 1975) był zarejestrowany jako kandydat na TW (co go nie dziwi, bo do współpracy rzeczywiście był nakłaniany i zawsze zdecydowanie odmawiał), a w 1984 r. jako TW i że z rejestru współpracowników został wykreślony w 1989 r. Żeby się do tego ustosunkować, Arcybiskup musiał zobaczyć esbeckie papiery. Kiedy wreszcie je zobaczył, natychmiast udzielił wywiadu, w którym o tej sprawie otwarcie powiedział. W dokumentach, poza rejestracją, nie ma żadnych dowodów współpracy: donosów, zapisków z rozmów ani niczego takiego.

W wywiadzie dla KAI opowiedział o nachodzeniu go przez agentów Służby Bezpieczeństwa, także w domu, w czasach, kiedy był dziekanem Wydziału Teologicznego ATK, o rozmowach, nigdy niepodejmowanych z jego inicjatywy, wymuszanych, m.in. związanych z jego zagranicznymi wyjazdami.

Nie jest przeciwnikiem lustracji

Byłem od początku zdania - powiedział w rozmowie ze mną ksiądz Arcybiskup - że należy te sprawy ujawnić i zbadać, bo przecież nie może to być garb, który się wlecze, a utajnienie ich jest nierealne przy wolnej prasie. Boli mnie, że nie dopracowano się uczciwych zasad badania tych dokumentów. Pragmatyka, sposób załatwiania tych spraw jest dla mnie zupełnie niezrozumiały: zainteresowany nie ma prawa dostępu do dokumentów. W Niemczech np. jest tak, że każdy ma prawo wglądu do akt, a komisja bada niezależnie, weryfikuje i wydaje niezależny werdykt. U nas idzie to innymi drogami.

Co w tej sytuacji powinien/może zrobić Arcybiskup? Jak ma udowodnić, że nie jest wielbłądem? Zrobił rzecz, którą pewnie każdy odruchowo by zrobił, niestety niefortunną, bo słaby to argument: odszukał swego "opiekuna", i od niego otrzymał zaświadczenie, że wpisu do karty ewidencyjnej (jako TW) dokonano bez wiedzy i zgody zainteresowanego. Znacznie ważniejsze jest to, że kiedy cała historia się zaczęła, poprosił swego ówczesnego ordynariusza o opinię. 30 czerwca 2006 r. abp Marian Przykucki napisał: "Od 1981 r. byłem ordynariuszem księdza profesora Henryka Muszyńskiego. O każdym jego spotkaniu w SB byłem szczegółowo informowany. Byłem zbudowany jego postawą i prostolinijnością patriotyczną. Stąd jakiekolwiek uwagi negatywne odnośnie księdza profesora Henryka Muszyńskiego z czystym sumieniem odrzucam i proszę to oświadczenie przyjąć jako od osoby, która najlepiej może zaświadczyć o jego przykładnej postawie". Podkreślmy: ordynariusz o każdym spotkaniu był szczegółowo informowany.

Czy w ujawnieniu tej historii chodzi o prymasostwo? Nie sądzę. Arcybiskup po prostu chciał zapobiec insynuacjom. Podobnie zresztą postąpiło już dwóch biskupów (abp Michalik i bp Skworc), ujawniając i polecając ekspertom wyjaśnienie zapisów w swoich teczkach. Choć ani jeden, ani drugi do prymasostwa nie aspiruje. Metropolita gnieźnieński tak to wyjaśnia: [prymasostwo] "jest w moim przypadku tylko symboliczne, problem kilku miesięcy (...). Decyzję podjął Ojciec Święty. Za półtora roku, w grudniu 2009, ustępuje ks. Prymas Glemp i prymasostwo wraca nie do Gniezna, ale do arcybiskupa gnieźnieńskiego. Ciągle Gniezno jest prymasowskie. Ojciec Święty powiedział: »wraca do arcybiskupa gnieźnieńskiego«. To są racje historyczne. Nie chodzi o moją osobę, choć byłbym jedynym biskupem gnieźnieńskim, który od 1417 r. nie jest prymasem. Ojciec Święty, który zna całe dossier i w którego rękach jest cała sprawa, zadecydował". Wyjaśnijmy: Ojciec Święty arcybiskupowi Muszyńskiemu, który w marcu ukończył 75 lat, przedłużył czas pełnienia urzędu metropolity gnieźnieńskiego o dwa lata, to jest do marca 2010 r. Od grudnia 2009 r. urząd metropolity gnieźnieńskiego będzie się łączył z prymasostwem, historycznym tytułem dziś o charakterze honorowym. Czy Papież może zmienić decyzję o przedłużeniu kadencji?

W moim przekonaniu - powiedział mi ksiądz Arcybiskup - nie ma żadnych nowych argumentów, nie ma żadnego realnego dowodu jakiejkolwiek współpracy z mojej strony, ani na piśmie, ani żadnej spisanej relacji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2008