Boko haram, czyli ten paskudny Zachód

Nigeryjskie wojsko rządowe uwolniło prawie pół tysiąca uczniów porwanych na zlecenie emirów Boko Haram, jednego z najpotężniejszych ugrupowań dżihadystów w Afryce.
w cyklu STRONA ŚWIATA

22.12.2020

Czyta się kilka minut

Grupa chłopców uwolniona przez nigeryjskie wojsko w Kankarze, 18 grudnia 2020 r. Fot. AP/Associated Press/East News  /
Grupa chłopców uwolniona przez nigeryjskie wojsko w Kankarze, 18 grudnia 2020 r. Fot. AP/Associated Press/East News /

Tym razem wszystko skończyło się dobrze. Równo tydzień temu nigeryjskie wojsko uwolniło 344 chłopców uprowadzonych podczas nocnego zajazdu na publiczną szkołę z internatem w mieście Kankara, położonym w stanie Katsina na północy kraju. Porwani uczniowie spędzili w niewoli tylko siedem dni, wszyscy zostali uwolnieni, nikt nie odniósł poważniejszych ran ani obrażeń.

Chłopcy z Kankary, dziewczęta z Chiboku

Ich koleżanki z chrześcijańskiej szkoły w mieście Chibok w północno-wschodnim stanie Borno nie miały tyle szczęścia. Na ich szkołę z internatem również napadli uzbrojeni partyzanci i zabrali ze sobą do buszu prawie trzysta dziewcząt. Działo się to w kwietniu 2014 r. i do dziś jedna trzecia z porwanych uczennic nie odzyskała wolności. Nie wiadomo nawet, czy żyją. Niektóre przyjęły w niewoli islam, inne zostały wzięte przez partyzantów za żony, a jeszcze inne zmuszono do przeprowadzenia samobójczych zamachów bombowych.

Porywaczami dziewcząt z Chiboku byli dżihadyści z nigeryjskiego ugrupowania Boko Haram, które od kilkunastu lat panoszy się na wybrzeżach jeziora Czad, zarówno w Nigerii, jak w sąsiednich Kamerunie, Czadzie i Nigrze. W roku 2014 panowali już nad terytorium równym Belgii, które ogłosili swoim kalifatem, i nie tylko odpierali szturmy i oblężenia nigeryjskiego wojska, ale sami dokonywali coraz zuchwalszych i bardziej krwawych, odwetowych zajazdów. Zostali powstrzymani dopiero wiosną 2015 r., gdy prezydentem Nigerii został nadal panujący Muhammadu Buhari, były wojskowy dyktator z lat 1983-85, którego Nigeryjczycy wybrali sobie na przywódcę, wierząc, że tylko ktoś taki jak on – żołnierz, dowódca, fanatyk dyscypliny – może uporać się wreszcie z dżihadystami.

Dumny Buhari niechętnie przyjął w końcu ofertę pomocy od Unii Afrykańskiej, a także sąsiadów z Beninu, Kamerunu, Nigru i Czadu, rozbijając nadjeziorny kalifat Boko Haram. Ogłosił nawet, że dżihadyści „technicznie rzecz biorąc zostali pokonani”. Wkrótce miał się jednak przekonać, że nie zostali. Stracili swoje państwo, ale porzucając wojnę partyzancką o terytorium przystąpili do terrorystycznej, polegającej już nawet nie na podkładaniu bomb, ale krwawych atakach na ludność cywilną i terroryzowaniu wiosek.

Coraz częściej napadali też na szkoły z internatami i uprowadzali z nich uczennice i uczniów, żeby wymienić zakładników na okup lub na swoich towarzyszy przetrzymywanych w nigeryjskich więzieniach. Albo – żeby dziewczęta brać sobie na partyzanckie żony, a chłopców przerabiać w buszu na dżihadystów. Jeszcze przed najazdem na szkołę w Chiboku, partyzanci Boko Haram napadli na szkołę Buni Yadi w stanie Yobe na północy kraju i uprowadzili 59 chłopców. W lutym 2018 r. porwali 110 dziewcząt ze szkoły w Dapchi, również w stanie Yobe. Po miesiącu uwolnili 104 zakładniczki (nie wiadomo, co się stało z pozostałymi sześcioma) i przykazali rodzicom, żeby swoich dzieci do państwowych, świeckich szkół nigdy więcej nie posyłali.

Kiedy napastnicy na motocyklach napadli na szkołę w Kankarze i uprowadzili z niej 344 uczniów (w szkole uczyło się i mieszkało ponad 800 chłopców), podejrzenia padły znów na Boko Haram. Tym bardziej że dżihadyści przyznali się do nocnego zajazdu.

Co zachodnie, to grzeszne

W języku hausa, którym mówi większość mieszkańców nigeryjskiej północy, określenie „boko haram” znaczy z grubsza biorąc „co zachodnie, to grzeszne, zakazane”. Chodzi nie tylko o naukę w szkołach, ale wszystko, co przywędrowało z Zachodu – od zwyczajów, strojów i muzyki, po publiczny porządek ustanowiony według zachodnich, świeckich wzorów, zalecanych przez Europę i byłą kolonialną metropolię, Wielką Brytanię.

Pierwsze dziesięciolecia niepodległej Nigerii, ulepionej w 1960 r. z muzułmańskiej północy i chrześcijańskiego południa, niewiele ze sobą mających wspólnego, zeszły na krwawych wojnach narodowościowych i religijnych (podczas wojny biafrańskiej z przełomu lat 60. i 70., uznanej za ludobójczą, zginęło ponad milion osób), regionalnych sporach i wojskowych dyktaturach. Te ostatnie miały być jedynym lekarstwem na chaos i złodziejstwo cywilnych polityków, a pogrążyły tylko Nigerię w korupcji i bezprawiu.


Nigeria: bunt młodych trwa


 

Kres rządom wojskowych tyranów i kleptokratów położyła niespodziewana śmierć ostatniego i najgorszego z nich, Saniego Abachy w 1998 r. Rok później przeprowadzono pierwsze od lat wolne wybory, w których zwyciężył były wojskowy dyktator z lat 1976-79 (jako jedyny oddał po dobroci władzę cywilom) Olusegun Obasanjo, chrześcijanin i Joruba z południowego zachodu kraju. Aby zjednać sobie muzułmańską północ, z której wywodziła się znakomita większość wojskowych dyktatorów z Abachą włącznie, Obasanjo zgodził się, by w stanach, w których wyznawcy islamu stanowią większość, wprowadzać szarijat. Religijne przepisy miały obowiązywać wyłącznie muzułmanów i wspierać prawo cywilne w walce z wyrosłymi w czasach tyranii powszechną korupcją i upadkiem moralnym.

Szarijackie prawa powitane entuzjastycznie przez muzułmańską biedotę i ulicę zostały jednak natychmiast zawłaszczone i zaprzęgnięte na służbę północnych oligarchów i możnowładców, którzy dostrzegli w nich sposób ochrony swojego sobiepaństwa przed zakusami federalnych władz. Rozczarowanie, jakimi okazały się rządy, a raczej nierządy szarijatu, doprowadziło do powstania radykalnych, muzułmańskich ruchów, odwołujących się do salafickiej szkoły islamu. W mieście Maiduguri, stolicy północno-wschodniego stanu Borno, pojawili się nigeryjscy talibowie, nauczający, że trzeba odrzucić wszystko co zachodnie i wrócić do korzeni islamu. „Boko haram, boko haram” – powtarzali, a rodacy takim właśnie przydomkiem zaczęli ich nazywać.

Władze lekceważyły początkowo Boko Haram (po Obasanjo, który ustąpił po dwóch kadencjach w 2007 r., władzę w Nigerii przejął schorowany i wiecznie nieobecny Umaru Musa Yar’Adua – zmarł w 2010 r. nie doczekawszy do końca pierwszej kadencji), tak jak w Afganistanie lekceważono talibów, a w Somalii ich lokalną odmianę, ruch as-Szabab – wszystkie wyrosły z wojny, rozpaczy i bezprawia, jakie nastały po upadku i kompromitacji obowiązujących wcześniej, starych porządków. Dopiero gdy emir Boko Haram, pobożny Muhammed Yusuf na czele swoich wyznawców zaczął przejmować w Maiduguri władzę i zaprowadzać własne porządki, władze postanowiły się z buntownikami rozprawić. W 2009 r. podczas pacyfikacji Maiduguri wojsko dosłownie rozstrzelało Boko Haram. Mohammed Yusuf został wzięty do niewoli i zabity. W ulicznych walkach i pogromach mogło zginąć – według Amnesty International – nawet dziesięć tysięcy osób.

Ale wojsko nie zadało śmiertelnego ciosu Boko Haram, które pod wodzą nowego emira, Abubakara Shekau odrodziło się jako dżihadystyczna partyzantka, nie przebierająca w środkach i bez skrupułów mordująca ludność cywilną. Szacuje się, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat wskutek wojen prowadzonych przez Boko Haram zginęło ok. 40 tysięcy ludzi, a 2 miliony straciły dach nad głową. Z kolebki w stanie Borno, ojczyźnie ludu Kanuri, Boko Haram rozszerzyło swoje partyzanckie terytorium na północ Kamerunu i wybrzeża jeziora Czad w sąsiednich Czadzie i Nigrze, stało się najpotężniejszą – obok asz-Szabab i mudżahedinów z Sahary – armią dżihadystów w Afryce, a w 2015 r. przystało do Państwa Islamskiego i ogłosiło się jego wilajetem nad jeziorem Czad.

Wasale, klienci i towarzysze broni

Twierdzą Boko Haram pozostawał dotąd wschód nigeryjskiej Północy, stany Borno, Yobe, Adamawa, Gombe. Dżihadyści nie zapuszczali się dotąd na zachód Północy, do Katsiny, Kano, Kaduny czy Sokoto, zamieszkanych przez ludy Fulani i Hausa, na których ziemiach, przez miedzę z kalifatem Borno, jeszcze w XIX w. rozciągał się założony przez Usmana dan Fodio kalifat Sokoto, jedne z najpotężniejszych państw ówczesnej Afryki.

Emirowie dżihadystów uważają tradycyjnych przywódców z rodów panujących z Sokoto, Kaduny i Kano za wrogów równie nienawistnych, jak świeckie władze czy Zachód. Próbując rozszerzyć swoje wpływy na ziemie dawnego kalifatu Sokoto, Boko Haram postawiło na przymierze z działającymi tam pospolitymi rabusiami, złodziejami bydła i handlarzami „żywym towarem”, porywającymi ludzi dla okupu, a także zbrojnymi milicjami powoływanymi po wsiach dla obrony przed przestępcami. Dżihadyści wykorzystują też odwieczne waśnie o pastwiska i wodopoje między rolnikami i pasterzami na całym Sahelu. Zapewniając zbrojne wsparcie współwyznawcom, pasterzom Fulani, licznym nie tylko w Nigerii (wywodzi się z nich 78-letni prezydent Buhari), lecz także w Kamerunie, Nigrze, Mali, Burkina Faso, Gwinei i Senegalu, próbują uczynić z nich w swoich dłużników, zakładników czy rekrutów. Według rozmaitych rachunków, w tym roku w zbrojnych napadach rabusiów i porywaczy na zachodzie nigeryjskiej Północy zginęło prawie półtora tysiąca ludzi, a w ciągu ostatnich dziesięciu lat handlarze „żywym towarem” wyłudzili ponad 20 mln dolarów okupu.


STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


 

Na początku roku emir Boko Haram Abubakar Shekau ogłosił, że zawarł przymierze ze zbrojnymi milicjami z zachodnich stanów Północy i wygląda na to, że to właśnie one, na zlecenie Boko Haram, dokonały zajazdu na szkołę w Kankarze i porwania uczniów. Wygląda też na to, że chłopcy zostali wymienieni na towarzyszów porywaczy przetrzymywanych w więzieniach w Katsinie i sąsiednim stanie Zamfara, gdzie zakładnicy zostali uwolnieni. Gubernatorzy obu stanów przyznali, że ich zwiadowcy szybko wpadli na trop napastników, ponieważ dobrze znają hersztów wszystkich okolicznych zbrojnych ugrupowań. Urzędnicy wymieniają nawet nazwiska komendantów, którzy na zlecenie Boko Haram napadli na szkołę – Awwalun Daudawa, Idi Minorti i Dankarami. „Skoro tak, to dlaczego w ogóle dopuszczono do napaści i porwania? – pyta sułtan Sokoto Muhammadu Sa’ad Abubakar. – I jak to możliwe, że ani policja, zwiadowcy czy szpiedzy nie zauważyli stu zbrojnych na motocyklach?”.

Kłopotliwą dla rządzących Nigerią okolicznością jest też fakt, że zaatakowana szkoła leży w stanie Katsina, rodzinnych stronach prezydenta Buhariego, a do napaści doszło akurat w dniu, gdy prezydent przebywał w swoim domu w Daurze, oddalonym niecałe 200 km na północ od Kankary.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej