Polaków hejt własny

Michał Bilewicz, psycholog społeczny: Pokazaliśmy badanym schemat ewolucji naszego gatunku od małpy do człowieka wyprostowanego. Zapytaliśmy, gdzie umieściliby uchodźców. Jako homo sapiens podpisała ich mniej niż połowa.

04.07.2017

Czyta się kilka minut

Manifestacja przeciwko islamizacji Europy, Kraków, 3 czerwca 2017 r. / Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Manifestacja przeciwko islamizacji Europy, Kraków, 3 czerwca 2017 r. / Jakub Porzycki / Agencja Gazeta

Marcin Żyła: Kierowca autokaru Warszawa–Berlin nie wpuszcza do pojazdu czarnoskórego mężczyzny. W Lublinie zostaje opluta młoda muzułmanka z Niemiec – a to tylko jeden z incydentów, do których doszło podczas wizyty jej grupy w Polsce. W obu przypadkach policja jest bierna. Czy przemoc wyszła już na ulice?

Michał Bilewicz : Przed stosowaniem przemocy powstrzymuje głównie empatia. Obserwacja cierpienia innych aktywuje u nas te same obszary mózgu, które odpowiadają za odczuwanie bólu. Jednak w pewnych sytuacjach, np. gdy w wyniku propagandy znacząco zmieni się wizerunek jakiejś grupy – empatia nie działa i już na poziomie mózgu zaczynamy dehumanizować innych. Coś takiego dzieje się teraz w Polsce w odniesieniu do muzułmanów, ciemnoskórych i niektórych obcokrajowców.

Ofiarami przemocy są również Polacy. Kilka dni temu w Radomiu członkowie Młodzieży Wszechpolskiej zaatakowali działacza KOD-u. Rzeczniczka PiS-u komentowała: „Każda akcja wywołuje określoną reakcję. Dopóki żyjemy, to mamy emocje. (…) To sytuacja, która nie powinna mieć miejsca, ale też ich rozumiem”.

Drugim czynnikiem powstrzymującym przed stosowaniem przemocy jest świadomość norm prawnych. Ta zaś w dużej mierze wynika z tego, co mówią osoby z autorytetem, przywódcy, przedstawiciele państwa. Kiedy reprezentanci władz zaczynają przyjmować lub uzasadniać perspektywę sprawców, robi się bardzo niebezpiecznie.

Czy w Polsce narasta przemoc polityczna?

Jeżeli popatrzymy na statystyki dotyczące przemocy dokonywanej przez osoby w grupie wiekowej członków Młodzieży Wszechpolskiej, zobaczymy, że z podobnymi zajściami mieliśmy do czynienia już w latach 90. Pamiętamy bójki i burdy wszczynane np. przez Ligę Republikańską. Zajścia podczas demonstracji i uroczystości państwowych to nic nowego.

Czym innym są ataki na osoby o ciemniejszej karnacji. Nie zawsze dokonują ich ideolodzy, członkowie ONR-u itp. W Lublinie muzułmanów nie wpuścił do synagogi strażnik, który powoływał się na względy bezpieczeństwa. Ten język bezpieczeństwa – którym posługiwała się też premier Szydło w Oświęcimiu – stał się w Polsce naczelną wartością. Jest oparty na przekonaniu, że każdy muzułmanin to ryzyko terroryzmu. Taki obraz wytworzyła propaganda władzy i mediów publicznych. O tym, że to irracjonalne, świadczą dane statystyczne: liczba zamachów terrorystycznych i ich ofiar w Europie Zachodniej była dużo wyższa w latach 70. i 80.

Co więcej: z danych opublikowanych na portalu uchodzcy.info wynika, że w 2016 r. w UE doszło do najniższej liczby zamachów od 11 lat. 70 proc. sprawców stanowili nacjonaliści i separatyści. Dżihadyści odpowiadają za 9 proc. ataków.

A mimo to kojarzenie muzułmanów z zamachami i niebezpieczeństwem jest coraz silniejsze. Polski Sondaż Uprzedzeń, przeprowadzony kilka miesięcy temu na reprezentatywnej ogólnopolskiej próbie, wykazał, że ponad połowa Polaków nie dostrzega w uchodźcach ludzi. Badanym pokazaliśmy obrazek znany z podręczników ewolucji: schemat powstawania naszego gatunku od małpy do człowieka wyprostowanego. Zapytaliśmy, gdzie na takiej skali umieściliby różne grupy, m.in. uchodźców. Tylko 45 proc. badanych podpisało ich jako homo sapiens sapiens.

Dlaczego?

Osoby, które dehumanizują uchodźców, charakteryzują się silnym lękiem przed islamem, który bierze się ze skojarzenia tej religii z zagrożeniem. Druga przyczyna to narcystyczna identyfikacja narodowa, czyli przekonanie o wyższości Polaków nad innymi. Ludzie, którzy nie dostrzegają u uchodźców pełni człowieczeństwa, znacznie częściej niż inni będą gotowi stosować wobec nich przemoc oraz popierać łamanie praw człowieka. W tym konkretnym przypadku dehumanizacja dotyczy połowy społeczeństwa – to niepokojące.

Za narcyzmem, chęcią ciągłego mówienia o tym, jacy to jesteśmy wielcy i wspaniali, za orłami i kotwicami Polski Walczącej wytatuowanymi na bicepsach – kryją się kompleksy i brak wiary we własny naród. Z tym z kolei wiąże się przekonanie o jego słabej żywotności kulturowej. W dyskusji o uchodźcach widać lęk, że gdy przyjmiemy imigrantów, „Polska przestanie być Polską”.

Skrajna prawica często portretuje swoich przeciwników jako „agentów” Berlina czy Brukseli, wyrzucając ich z polskiej wspólnoty. Czy w tym też nie pobrzmiewa myślenie „obcy, więc gorszy”?

Możliwe. Sądzę jednak, że to również może być pokłosie paniki antyimigranckiej. W badaniach nie obserwujemy wzrostu niechęci do Niemców. Przeciwnie: po 1989 r. żaden naród nie poprawił tak bardzo wizerunku w oczach Polaków jak właśnie Niemcy. Szczucie na nich to słaba strategia budowania politycznego poparcia.

To skąd oskarżenia wobec przeciwników politycznych, że realizują interesy Niemiec?

Chodzi o włączenie swoich rywali do grupy, która osłabia bezpieczeństwo Polaków. Niemcy, a w ślad za nimi polscy liberałowie, „lewacy”, ludzie pomagający uchodźcom, „naiwne” media – oni wszyscy mieli ściągnąć na Europę ryzyko islamskiego terroryzmu.

Kłopot w tym, że druga strona również nie przebiera w słowach. Słyszymy o „państwie faszystowskim”. Niektórzy porównują obecną sytuację do lat 80. XX w. czy nawet stalinizmu.

Stosowanie analogii historycznych jest wygodnym zabiegiem retorycznym, dzięki któremu można łatwo wzmocnić prawomocność swoich poglądów. Takie analogie mają olbrzymią zdolność do mobilizowania ludzi oraz do radykalizowania postaw i przekonań. Nasza doktorantka Maria Babińska analizowała porównania historyczne używane w debacie o uchodźcach w 2015 r. – obie strony sporu stosowały ich dużo. Jedni mówili: powinniśmy pomagać uchodźcom tak, jak Sprawiedliwi wśród Narodów Świata ratowali Żydów. Inni: trzeba bronić Europy przed najazdem muzułmańskim jak Sobieski pod Wiedniem.

Kilka dni temu w czasopiśmie „Proceedings of the National Academy of Science” ukazał się znakomity tekst autorstwa grupy amerykańskich psychologów, neurofizjologów i politologów z Uniwersytetu Nowojorskiego. Wykazali oni, że tweety zawierające słowa wywołujące tzw. emocje moralne są znacznie częściej przekazywane dalej niż te, w których takich słów brak. Wystarczy dodać określenia „wstyd”, „duma”, „hańba”, które pojawiają się m.in. przy analogiach historycznych. Przeciwników tym nie przekonamy, ale tweet dotrze do większej liczby osób, które dzielą z nami podobne przekonania. Badania pokazują, jak bardzo portale społecznościowe psują dziś politykę.

Analogie z hitleryzmem idą oczywiście za daleko. Jednak tego typu metafory stosują nie tylko publicyści: nawet wybitny historyk Timothy Snyder, który w ostatniej książce analizuje tryumf populizmu na przykładzie Donalda Trumpa, i który wcześniej lepiej niż ktokolwiek inny opisał logikę dochodzącego do władzy nazizmu, twierdzi, że mamy dziś do czynienia z narodzinami nowej tyranii.

A w którym miejscu znajduje się Polska?

Żyjemy w świecie gorących słów i wypowiedzi, za którymi nie idą jeszcze działania. Gdyby wsłuchać się w język programów „Minęła Dwudziesta” czy „Studio Polska” w TVP, można by uznać, że jest dosłownie przeniesiony z Marca 1968 r. Antyelitarna, antyinteligencka i islamofobiczna retoryka jest bardzo podobna do tej, którą w czasie nagonki na Żydów stosowali Ryszard Gontarz czy Tadeusz Kur. Tak jak wtedy nie chodziło o żadnych syjonistów – bo zwolenników tej ideologii w Polsce nie było – tak teraz też nie chodzi o imigrantów.

Różnica polega jednak na tym, że dziś za tymi słowami nie idą działania państwa. Nikt nie dostaje dokumentów podróży w jedną stronę, osób pomagających uchodźcom nie zwalnia się z pracy, dziennikarze nie siedzą w więzieniach. Polska ciągle jest krajem demokratycznym, chociaż incydenty, od których zaczęliśmy rozmowę, mają miejsce coraz częściej – odnotowują to statystyki zarówno Stowarzyszenia „Nigdy Więcej”, jak i prokuratury, nad którą nadzór sprawuje minister Ziobro. Przybywa przestępstw z nienawiści. Mowa nienawiści skutkuje większym poparciem dla aktów przemocy. Im więcej ktoś widzi w sieci antymuzułmańskiego hejtu, tym bardziej sam będzie gotowy łamać prawo w innych dziedzinach życia. Tak naprawdę język sieci niszczy nas wszystkich.

Nie ma sposobu, aby to zmienić?

Wcześniej sądziliśmy, że tzw. efekt rozhamowania w sieci (disinhibition) wiąże się z gwarancją anonimowości. Teraz wiemy, że nie zawsze tak jest – nawet pod nazwiskiem ludzie piszą okrutne rzeczy. Może więc przyczyną jest niedoskonałość kanałów komunikacji w internecie, fakt, że Twitter czy Facebook odbierają nam możliwość zachowania empatycznego.

Ciekawe badania przeprowadziła Julia Barlińska z Wydziału Psychologii UW. Grupie młodzieży szkolnej prezentowała mem, który przedstawiał innego ucznia w pogardliwy sposób, np. z doklejoną głową psa. Co powodowało, że kolega tego ucznia nie wysyłał tego mema dalej? Uświadomienie sobie tego, że osoba, która jest na zdjęciu, może rzeczywiście cierpieć. Nawet minimalna refleksja tego typu powoduje, że nie kliknie się „podaj dalej”. Może kiedy w internecie będziemy widzieć więcej twarzy i emocji, odmieni się też język sieci.©℗

DR HAB. MICHAŁ BILEWICZ jest psychologiem społecznym, profesorem na Wydziale Psychologii UW, gdzie kieruje Centrum Badań nad Uprzedzeniami. Wiceprzewodniczący Komitetu Psychologii PAN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2017