Pół kroku z tyłu, pół kroku z przodu

Przy spowiedzi wartości są ściśle określone przez Dekalog, a sam spowiednik stoi na straży ich realizacji. Tymczasem terapeuta uzmysławia pacjentowi wolność wyboru. To pacjent musi zdecydować, jakie wartości uważa za ważne dla siebie.
 /
/

MAJA JASZEWSKA: - Niektórzy chętniej przychodzą z problemami do terapeuty niż do spowiedzi. Można odnieść wrażenie, że między psychoterapią a religią panuje antagonizm.

ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: - Obie przestrzenie w pewnym stopniu się pokrywają, dlatego można mówić o potencjalnym konflikcie. Ten konflikt dotyczy jednak bardziej praktyki życiowej niż sfery wartości. Psychoterapia zasadniczo różni się od spowiedzi czy przewodnictwa duchowego: pierwsza ma pomóc żyć bardziej świadomie, w większej zgodzie ze sobą, drugą zaś rozumiem jako powrót do realizacji pewnego kanonu wartości. Jednak trudno sobie wyobrazić dobrą psychoterapię, która również nie prowadziłaby w kierunku wartości.

  • Przekonania zawiesić na kołku

- Czy można mówić o jakiejś stałej konstelacji wartości, wokół których porusza się psychoterapia?

- Ten problem postawił Abraham Maslow, współtwórca psychologii humanistycznej. Zapytał, czy żyjący w społeczności złodziei człowiek, który nie kradnie, jest zdrowy czy chory. Tym samym stwierdził, że przystosowanie do środowiska czy społeczności nie jest jedynym kryterium w ocenie zdrowia bądź dojrzałości człowieka. Zresztą wszyscy wielcy psychoterapeuci uważali wartości za niezwykle ważne i nośne w terapii. Także w samym procesie terapeutycznym podstawową wartością jest podmiotowość i indywidualność pacjenta.

- Prof. Maria Orwid mówi, że początkowo psychologia była bliska etyce, ale ich drogi zaczęły się rozchodzić. Obecnie widać, jak etyka staje się na powrót obecna w terapii. Poza tym każde zachowanie terapeuty wobec pacjenta ma wymiar etyczny.

- Przy spowiedzi wartości są ściśle określone przez Dekalog, a sam spowiednik stoi na straży ich realizacji. Tymczasem terapeuta uzmysławia pacjentowi wolność wyboru. To pacjent musi zdecydować, jakie wartości uważa za ważne dla siebie. Problemem psychoterapii nie jest ich ustalanie, ale zdolność pacjenta do świadomego i autonomicznego wyboru wartości. Jak długo człowiek szuka akceptacji, miłości, samooceny czy szacunku na zewnątrz, u innych - tak długo jest od nich uzależniony.

- Czy dla terapeuty-ateisty, któremu doświadczenie religijne jest obce, prowadzenie pacjenta głęboko wierzącego stanowi trudność?

- Próbuje Pani zasugerować, że ateista nie ma duchowości?

- Nie. Zastanawiam się tylko, co z sytuacją, gdy pacjent każdą decyzję czy sytuację życiową widzi w aspekcie wiary, a terapeuta jest niewierzący. Może posługują się wtedy innym językiem w opisie rzeczywistości.

- Jest wielu terapeutów, którym nie dana jest łaska wiary, ale jeżeli są otwarci na inny rodzaj duchowości, wtedy potrafią zrozumieć pacjentów w obszarze ich praktyk religijnych. Co więcej: jestem zdecydowanym przeciwnikiem pomysłu, żeby katolicy chodzili do terapeutów katolickich, protestanci do protestantów itd. Terapeuta jest kimś innym niż duszpasterz - wspiera rozwój, a nie prowadzi pacjenta. Idzie za nim pół kroku z tyłu, pozwalając mu w razie porażek miękko wylądować. Duszpasterz natomiast jest tym, który prowadzi, wskazuje kierunek, gdyż sam już go odnalazł.

- Są jednak próby łączenia psychoterapii z religią. Istnieją poradnie chrześcijańskie czy stowarzyszenia psychologów chrześcijańskich.

- Jestem przeciwnikiem takich rozwiązań. Wyobraźmy sobie, że do katolickiego psychologa przychodzi małżeństwo, które chce się rozstać. Moim zdaniem, terapeuta powinien zawiesić własne przekonania na temat świętości i nierozerwalności węzła małżeńskiego i pomóc tym ludziom uzyskać lepszy wgląd w motywy ich decyzji. Nieporozumieniem jest wprowadzanie w obszar psychoterapii doktryny ze ściśle usystematyzowaną strukturą wartości. Terapeuta może wtedy stać się agitatorem, działaczem.

- Czy zawieszenie własnych przekonań jest trudne dla terapeuty?

- Bywa nawet bardzo trudne. Przecież utożsamiamy się z systemem wartości, który nas kształtuje i nadaje życiu sens. Ciężko jest przyjąć, że ktoś dokonuje innych wyborów i inne rzeczy są dla niego ważne. Ciężko zrezygnować z podejścia: “Wiem lepiej".

- Gdy terapeuta nie jest w stanie zawiesić własnych przekonań, wtedy rezygnuje ze współpracy z pacjentem?

- To poważny i częsty problem. Są np. terapeuci, którzy nie cierpią alkoholików: gdyby z nimi pracowali, byliby w stanie wyłącznie ich karać, pouczać i wpędzać w poczucie winy. Dla wielu dużą trudność stanowi rozmowa np. z rodziną, gdzie ojciec seksualnie molestował dzieci. Są rodzaje zaburzeń, ludzi czy problemów, przy których możliwość współpracy ze strony terapeuty jest niewielka. Prawie zawsze ma to związek z jakimś uświadomionym bądź nie obszarem wewnętrznego konfliktu terapeuty. Jego obowiązkiem jest wtedy sumienne korzystanie z superwizji lub terapii własnej.

Miałem kiedyś pacjenta, który wykorzystywał seksualnie córki. Nikt nie chciał go przyjąć, bo jego zachowanie wywoływało gniew i oburzenie. Podjąłem się terapii, ale uprzedziłem go, że moja możliwość pomieszczenia emocjonalnie tego faktu w sobie jest bardzo niewielka. Tego typu jasne postawienie sprawy spowodowało we mnie większe otwarcie i gotowość do pracy z nim, ale też paradoksalnie i sam pacjent poczuł się bezpieczniej.

  • Zdziwienie nad światem

- Jedną z podstawowych zasad psychoterapii jest nie oceniać pacjenta. Co robić, kiedy terapeuta widzi, że pacjent dryfuje w stronę antywartości?

- Nie ma możliwości, żeby nie oceniać. Nawet jeżeli zadeklarujemy pełną neutralność, ocena zawsze się pojawi. Należy jednak pamiętać, że każde zachowanie jest motywowane jakimiś przyczynami czy wartościami, które często są ze sobą w konflikcie i wywołują ludzkie dramaty. Bez tej świadomości ocena będzie jedynie płaskim obrazem, wpasowaniem ocenianego do ustalonego szablonu.

Odnoszę jednak wrażenie, że w pytaniu zawarta jest sugestia, iż wartości są głównie związane z ocenianiem, zawierają się przede wszystkim w sądach normatywnych. Tak nie jest: wartości są też cechą świata, który można widzieć w kategoriach jedyności, niepowtarzalności, miłości, sprawiedliwości, odpowiedzialności. Na przykład doświadczenia mistyczne, które osiągają ludzie na pewnym etapie rozwoju, są właśnie takim odczuwaniem wartości piękna i niepowtarzalności - radości z faktu, że nie ma dwóch takich samych osób, dwóch takich samych kwiatów. Wtedy świat jawi się jako jedność obejmująca osobę doświadczającą. Niebagatelną sprawą jest też fakt, że w psychoterapii odkrywamy często, iż zachowania, które potocznie, kulturowo oceniamy negatywnie, mogą przyczyniać się do utrzymania sytuacji, które pacjenci oceniają jako ważne w ich życiu. Np. źle uczące się dziecko może walczyć o utrzymanie jedności zagrożonej rozwodem rodziny.

- Może należy sięgnąć po język postmodernistów, którzy twierdzą, że psychoterapia i religia są dwiema różnymi opowieściami, dotyczącymi zupełnie innych spraw? Chociażby ze względu na fakt, że psychoterapia porusza się w obrębie doczesności, natomiast religia ma również wymiar eschatologiczny.

- Chociaż cenię sobie pomysły konstrukcjonistów społecznych, np. w terapii rodzin, nie zgadzam się z tym podziałem. Psychoterapia zajmuje się również przygotowaniem do podróży w zaświaty, problemem śmierci czy sensu życia.

- To brzmi, jakbyśmy mówili o filozofii.

- Bo nie sposób uprawiać psychoterapii bez przygotowania filozoficznego. Nawet gdy sobie tego nie uświadamiamy, i tak realizujemy jakąś filozoficzną koncepcję człowieka, zawartą w założeniach przyjętej teorii psychologicznej. Lepiej więc robić to świadomie. Psychoterapia i filozofia mają ze sobą wiele wspólnego. Zaryzykowałbym wręcz tezę, że nie można być dobrym psychoterapeutą, nie będąc filozofem. Nie sposób np. wyobrazić sobie współczesnej psychologii humanistycznej bez Martina Bubera czy Emmanuela Levinasa i ich filozofii dialogu; bez doświadczenia spotkania drugiego człowieka, jak poprzez epifanię twarzy opisał je Levinas, zaś Buber przez relację Ja - Ty.

A koncepcja opisu fenomenologicznego dla klinicystów? Mistrzem takich analiz z pogranicza był ks. prof. Józef Tischner, który pokazał, że odkąd filozofia podjęła problem subiektywności ludzkiego doświadczenia, musiała pokochać swą córkę psychologię i wnuczkę - psychoterapię. Z wzajemnością zresztą.

- Ks. Józef Tischner wspominał kobietę, która zdecydowała się - w imię odpowiedzialności i wierności sakramentowi małżeństwa - pozostać z niekochanym mężem-alkoholikiem. I to mimo silnego i odwzajemnionego uczucia do mężczyzny, z którym niegdyś była związana i miała dziecko. Ks. Tischner był pełen podziwu dla tak heroicznego wyboru. Mam wrażenie, że psychoterapia byłaby zdecydowanie bardziej krytyczna wobec takich decyzji i podejrzliwa wobec ich przyczyn.

- Bałbym się utwierdzać ludzi w takich decyzjach... Na szczęście to nie moja rola. Na pewno jednak włożyłbym dużo pracy, aby poznali motywy własnego wyboru, nie tylko religijne. Psychoterapia ma więcej narzędzi, by spojrzeć na to, co kryje się za różnymi decyzjami. Obawiam się, że duszpasterzom czy katechetom czasem brak takich narzędzi. Przypominam sobie, jak w Kościele zorganizowano akcję zrywania z nałogiem. Polegała na tym, że alkoholik przychodził do świątyni z rodziną i przysięgał na Biblię, że nie będzie pił. Cel był chwalebny, ale absolutnie nie brał pod uwagę złożoności problemu. Organizatorzy wyszli z założenia, że alkoholizm wynika z braku silnej woli. To zakończyło się kilkoma samobójstwami, ponieważ ludzie myśleli: “Nie dotrzymałem słowa żonie, nie dotrzymałem słowa dzieciom i jeszcze na dodatek nie dotrzymałem słowa Panu Bogu". Trzeba mieć dużą wiedzę o sobie, żeby podjąć pewne wybory i w nich wytrwać, bo gdy są narzucone, przynoszą jedynie cierpienie.

- Różnica między psychoterapią a religią widoczna jest chyba również w podejściu do poczucia winy.

- W doświadczeniu religijnym poczucie winy bywa często traktowane jako narzędzie do uzyskania poprawy. Uważam, że poczucie winy, wynikające z faktu, że nie realizuję czyichś oczekiwań, jest niezwykle destrukcyjne. W prostej linii prowadzi do agresji wobec tych, którzy winę w nas wywołują. Kontakt oparty na poczuciu winy nie jest partnerski i bardzo trudno w nim o wzajemne zrozumienie czy wybaczenie. Odnoszę wrażenie, że w wychowaniu religijnym często poczucie winy ciąży nad ludźmi jak skała, która może się w każdej chwili oberwać.

Oczywiście: istnieje zdrowe poczucie winy za to, że się odchodzi od własnej linii rozwojowej, nie realizuje ważnych dla siebie wartości czy krzywdzi ludzi. W tym przypadku pokuta jest czymś właściwym. Bliska mi jest historia z “Opowieści chasydów" Bubera, kiedy uczeń przychodzi do mistrza i pyta: “Jak to jest, że w opowieści, którą głosisz, nie ma ćwiczenia się w pokorze? Przecież to bardzo ważne". A mistrz mu odpowiada: “Ćwiczenie się w pokorze jest największą zarozumiałością, jaką zna świat, gdyż prawdziwa pokora bierze się ze zdziwienia nad światem".

- Powiedział Pan, że psychoterapia pozwala dojrzewać, uzyskać własną tożsamość. Na tym polega też chyba doświadczenie religijne.

- Dobre doświadczenie religijne, które nie jest próbą indoktrynowania, ale wspiera rozwój indywidualności, może być również terapeutyczne. Z doświadczenia wiem, że różni przewodnicy duchowi wspierają terapeutów. Współpraca między jednymi i drugimi jest możliwa pod warunkiem, że obie strony wycofają się z pedagogiczno-agitacyjnych i rywalizacyjnych zachowań.

  • Ani szaman, ani guru

- W 1961 r. Święte Oficjum wydało oświadczenie, że osoby duchowne nie mogą się radzić psychoanalityków bez pozwolenia ordynariusza, i tylko dla ważnej przyczyny. Obecnie nadal można usłyszeć głosy, że sferę religijną i duchową izoluje się w psychoterapii od psychicznej i emocjonalnej.

- Temu akurat się nie dziwię, bo analityczna koncepcja religijności czy Boga jest trudna do przyjęcia dla doktryny religijnej. Psychoanaliza jest miejscem, w którym szuka się styczności między popędem i światem. I zakłada, że ludzie, którym trudno znaleźć satysfakcjonujące połączenie, poprzez różne mechanizmy obronne zniekształcają rzeczywistość, aby stała się bardziej bezpieczna. Klasyczna psychoanaliza jest naznaczona myśleniem, że cała sfera duchowości czy religijności stanowi właśnie projekcję człowieka, który nie może znaleźć spełnienia. Natomiast psychoterapia i psychologiczny wymiar człowieka są coraz częściej zauważane przez duszpasterzy. To bardzo mnie cieszy, bo wydaje się, że nadal jest sporo księży, którzy nie stali się wystarczająco dojrzali i świadomi, aby zagwarantować wiernym inny rodzaj kontaktu i oparcia niż tylko dyscyplinowanie w realizacji zasad doktryny.

- Czy można wyznaczyć granicę między tym, co leży w gestii terapii, a tym, co znajduje się w gestii religii?

- Wiele razy odsyłałem moich wierzących pacjentów w obliczu trudnych dla nich wyborów, chociażby rozstania czy założenia nowych związków, np. do o. Jacka Salija. Ale także spowodowałem, że wielu chłopców zrezygnowało ze wstąpienia do seminarium, bo gdy zaczęliśmy badać ich motywację, okazywało się, że stoi za nią lęk przed światem i problemy emocjonalne. Kiedy udawało im się z nimi uporać, okazywało się, że powołania już nie mieli. Dla osób z małym poczuciem wartości społeczna rola i znaczenie, jakie ma ksiądz, mogą być bardzo atrakcyjne. Tylko co wtedy z jego misją i jakością kontaktów z ludźmi?

- Dla niektórych osób religijne motywacje stanowią pewnego rodzaju protezy: tworzą świat jednoznacznych zachowań, wyjaśnień i ocen. Czy jeśli w procesie terapii uzmysłowią sobie, że to, co uważali za autonomiczne sądy i własny kręgosłup moralny, było tylko protezą, będą w stanie zbudować w ich miejsce coś nowego?

- Trud takich konfrontacji nie dotyczy tylko sfery religijnej. Bywa tak, że ludzie - zupełnie na to nieprzygotowani - uświadamiają sobie, że np. nienawidzą któregoś z rodziców. Przez wiele lat pracowali, żeby budować w miarę poprawną relację, a tu nagle okazuje się, że tkwi w nich głęboka nienawiść. Jednak dobra psychoterapia nie jest jakąś jednorazową zmianą prowadzącą do dezorganizacji czy destrukcji. To długi proces, w którym terapeuta musi uwzględnić możliwości klienta, widzieć jego głęboko ludzkie dramaty i wysiłki w celu zmiany relacji ze światem i ludźmi, nieświadome potrzeby, obawy. Musi mieć trochę pokory wobec tego wysiłku, co często oznacza widzenie człowieka, który siedzi przed nami, właśnie w kategoriach wartości, o których rozmawiamy. Terapeuta nie jest szamanem ani guru. Zmiana widzenia siebie czy swoich zachowań jest procesem rozłożonym w czasie.

I w miarę, jak zaczynamy spostrzegać i uświadamiać sobie nasze potrzeby, uczucia i emocje, zmienia się nam także obraz świata. Przestajemy go widzieć jedynie jako pole walki, rywalizacji, zagrożenia i niszczenia, a zaczynamy w nim dostrzegać także wartości.

- Zdarza się słyszeć spory, czy zdrowa psychika implikuje zdrową duchowość, czy na odwrót i co w związku z tym ma większy wpływ na rozwój człowieka: psychoterapia, poruszająca się w obrębie psychiki - czy religia, będąca domeną ducha.

- Człowiek stanowi jedność ciała, psychiki i duszy, a jego zdrowie polega na świadomym kontakcie ze wszystkimi tymi sferami i harmonii między nimi. Dla mnie zatem to przykład niepotrzebnego sporu. Mądry psychoterapeuta musi widzieć duchowy wymiar człowieka, a mądry spowiednik - uwzględnić jego psychofizyczne uwarunkowania. Widzę tu bardziej problem braku wiedzy u jednych i drugich niż spór naukowy czy doktrynalny.

Andrzej Wiśniewski (ur. 1950) studiował na ATK i KUL. Jest doktorem filozofii (specjalizacja psychologiczna), superwizorem treningu grupowego i psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Pracował i uczył się psychoterapii w Poradni Synapsis, obecnie pracuje w Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie. Wykłada interwencję psychoterapeutyczną w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Współautor książki “Związki i rozwiązki miłosne".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2005