Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To prawda: żłób, los uchodźczego dziecka, życie spędzone w „ukryciu”, potem bezdomność życia publicznego: wśród najbiedniejszych, napiętnowanych i grzesznych („żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”), śmierć niewolnika (krzyż). I dalej: pokora wcielenia „przedłużonego” w prostym słowie Ewangelistów i w słabości/naruszalności chleba i wina. Aż po największą pokorę, najbardziej szaloną, wymagającą najwięcej odwagi i zaufania – pokorę wcielenia w... Kościół: w nas, ciebie i mnie.
Pięknie mówi o tym 18. rozdział Ewangelii wg św. Mateusza: „Gdzie dwóch albo trzech jest zebranych w imię moje – tam Ja jestem pośrodku nich” (Mt 18, 20). Czynimy Go obecnym, kiedy się schodzimy – nasza wspólnota jest sakramentem Jego obecności. Tyle tylko że nie jest to w żadnej mierze wspólnota idealna (i to pokazuje ów 18. rozdział). To wspólnota braci, których rozsadza niezdrowa ambicja (zob. Mt 18, 1-5). To wspólnota, którą rozwala zgorszenie: najpierw gorszymy w niej „maluczkich” (tzn. stajemy się przyczyną ich upadków), a następnie nimi gardzimy i zostawiamy samym sobie (Mt 18, 6-12). To wspólnota wezwana do trudnej miłości, której formą jest upomnienie braterskie (Mt 18, 15-18) i wybaczenie – jeśli trzeba, to siedemdziesiąt siedem razy (Mt 18, 21-35).
W takim właśnie Kościele: pyszałków i upokarzanych, gorszących i gorszonych, grzeszących i zmagających się z wezwaniem do miłosierdzia – trwa Pan! Z taką wspólnotą się utożsamia, w nią się wciela.
Dlaczego więc mnie przychodzi to z taką trudnością? Albo dlaczego chciałbym sam arbitralnie niektórych wyrzucać poza granice owej wspólnoty – odmawiając im prawa czy moralnego tytułu, by byli członkami Jego mistycznego Ciała?
Może dzieje się tak po prostu dlatego, że we mnie nie ma takiej pokory, jaka jest w Nim. Umyka mi także konsekwentne zrozumienie Jezusowego zdania: „Nie jest wolą Ojca mego, który jest w niebiosach, aby zginął jeden z tych małych” (Mt 18, 14). Właśnie tak! Nie chodzi o to, jaka jest moja (!) wola; chodzi o to, jaka jest wola Ojca. Liczą się Jego nadzieje w stosunku do każdego z tych „maluczkich”.
Czy jest na tej ziemi – i czy jest w naszym Kościele – choć jeden człowiek, o którym moglibyśmy powiedzieć, że został już na zawsze „skreślony” przez Ojca? Że Ojciec stracił wiarę w jego dobro, w jego przemianę i nawrócenie? To, na ile poddajemy się logice Jezusowego wcielenia, widać po naszym stosunku nie do najmocniejszych i najświętszych członków naszej wspólnoty, ale do „maluczkich”, pogubionych i grzesznych. ©