Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Widzę te ostre zdjęcia i widzę też delikatne rysunki Ewy Kuryluk, na których Kołakowski najczęściej pali papierosa. Właściwie widać tylko twarz i dłoń z papierosem, siatkę zmarszczek, w której leżą oczy, i długie, spokojne palce. Nie ma dymu, profesor właśnie wciąga go do środka lub może bawi się tylko - trzyma papierosa, żeby się zasłonić...
Kiedy Baszka Marcinik zadzwoniła do mnie z wiadomością o jego śmierci, pierwsze, co mi się przypomniało, to fragment rozmowy o granicach filozofii przeprowadzonej chyba przed dwoma laty przez Zbigniewa Mentzla. Kołakowski mówi tam coś, czego żaden inny filozof by nie powiedział: że nie ma wyraźnej granicy między filozofią a poezją. "Nie znaczy to, oczywiście, że jedna i druga są tym samym. Ale i filozofia, i poezja mają jakiś obszar wspólny. Są pewne teksty poetyckie, które mogłyby się znaleźć w traktacie filozoficznym, i odwrotnie, są traktaty filozoficzne, które mogą uchodzić za poezję". Kołakowski podaje przykład Lévinasa (o którym mówi zresztą, że czytał go "bez należytego zaciekawienia i należytego skupienia"). "Jego teksty zawierają intuicję poetycką, której nie da się wyrazić w języku dostępnym dla filozofii analitycznej. Filozofia analityczna musi je odrzucić jako bełkot właściwie". I dodaje: "Jeżeli się uprawia filozofię analityczną i wierzy w jej wszystkie dogmaty, wtedy wiadomo (gdzie kończy się filozofia). Ale jeśli ma się szersze zainteresowania, wyraźnych granic filozofii nie widać".
Kołakowski cytuje w tej rozmowie "Podróż" Baudelaire’a. Cytuje - jako przykład poezji, która mogłaby posłużyć za filozofię. W zakończeniu "Podróży" zmęczony życiem bohater z nadzieją wygląda tego, co czeka go na drugim brzegu. Cokolwiek to będzie, będzie nowe - i dlatego bohater nie kryje podniecenia:
O Śmierci, stary szyprze, odbijaj - dal woła!
Ten kraj nas nudzi. W drogę, do nowej przestrzeni!
Chociaż niebo i morze są czarne jak smoła,
Nasze serca - ty znasz je - są pełne promieni!
Twą krzepiącą truciznę wchłoniemy z ochotą!
Pragniemy - tak ten ogień rozpala nam głowę -
Paść w głąb otchłani - Piekła? Nieba? Mniejsza
o to,
Byle znaleźć w Nieznanym coś, co będzie nowe!
Był wybitnym filozofem. I był wybitnym pisarzem. Kiedy się go czytało, nie tylko umysł miał przyjemność.
Dzień przed jego śmiercią moja redakcyjna koleżanka, Agnieszka Rudziewicz, pokazała mi karteczkę, jaką właśnie dostała od profesora. Były na niej ostatnie uwagi dotyczące przygotowywanej w Znaku książki "Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania". Pismo było rozchwiane, trudne do odczytania. Ale podpis wyraźny: Leszek Kołakowski.
Zostawić po sobie wyraźny podpis, czytelną sygnaturę - oto wielkie ludzkie marzenie.