Podejdź jak najbliżej

Kula wystrzelona przez frankistę przeszywa ciało Federica Garcíi. I to jest moment możliwy do zatrzymania i do zobaczenia, jak śmierć się tworzy, śmierć trwa.

25.01.2021

Czyta się kilka minut

Okładka książki Roberta Capy / / DAMIANI / ICP
Okładka książki Roberta Capy / / DAMIANI / ICP

Na sukces wznowionej właśnie książki „Death in the Making” Roberta Capy złożyły się trzy osoby. Wszystkie przyjęły obce nazwiska, wszystkie – fotografując konflikty zbrojne – zginęły tragicznie.

Gerda Taro, a właściwie Gerta Pohorylle, pochodząca z polskiej rodziny żydowskiej, przyjęła nazwisko od japońskiego artysty – Tarō Okamoto. Urodzony w Warszawie Dawid Szymin przemienił się w Davida Seymoura, znanego też jako Chim. Robert Capa, a tak naprawdę urodzony w Budapeszcie Endré Ernő Friedmann, składa się z dwóch hollywoodzkich postaci: Franka Capry, reżysera, którego film „Ich noce” z Claudette Colbert i Clarkiem Gable’em w rolach głównych otrzymał w 1934 r. pięć Oscarów, oraz aktora Roberta Taylora, ekranowego kochanka Grety Garbo z filmu „Camille” z 1936 r.

Gerda Taro została zmiażdżona przez czołg lojalistów w miejscowości Brunete oddalonej o 28 kilometrów od Madrytu rok później (Capa miał ożenić się z Taro, ponoć nigdy nie pogodził się ze śmiercią ukochanej). W 1956 r. Chim został zastrzelony przez egipskiego snajpera w trakcie kryzysu sueskiego. Rok później, 25 maja, Robert Capa towarzyszył francuskiemu konwojowi w ewakuacji dwóch fortów w regionie delty Rzeki Czerwonej w Wietnamie – oddaliwszy się od konwoju, żeby wykonać fotografię żołnierzom, nastąpił na minę przeciwpiechotną.

„Jeśli twoje zdjęcia nie są wystarczająco dobre, to znaczy, że nie jesteś wystarczająco blisko” – miał powiedzieć Capa. To właśnie bliskość względem fotografowanych wydarzeń wojennych przyczyniła się do tragicznej śmierci tej trójki. To bliskość, która stawała się jednocześnie synonimem śmiertelnego zagrożenia i wysokiej jakości obrazów fotograficznych, sprawiła, że wydana po raz pierwszy w 1938 r. książka „Death in the Making”, a wznowiona przez wydawnictwo Damiani z Bolonii oraz International Center of Photography z Nowego Jorku, stanowi jedno z największych osiągnięć fotografii wojennej.

Paradoks wojenny

Na okładce „Death in the Making” znajduje się zdjęcie, które Robert Capa wykonał 5 września 1936 r. w Hiszpanii, nieopodal wsi Cerro Muriano, na północ od Kordoby. Upadający żołnierz nazywał się Federico Borrell García, jego śmierć – jak wiele milionów poległych w tej i innych wojnach – pozostałaby niezauważona i nie wywołała tylu sporów, gdyby 22-letni wówczas Capa nie nacisnął spustu migawki. Zdjęcie zostało opublikowane po raz pierwszy już 23 września 1936 r. w czasopiśmie „Vu”, w kolejnych latach pojawiło się – funkcjonując jako samodzielny, niepowiązany z książką obraz – na łamach prasy całego świata, do czego przyczynił się w dużej mierze artykuł w magazynie „Picture Post” prezentujący Capę jako „największego fotografa wojennego na świecie”.

W 1975 r. rozpoczęła się trwająca do dzisiaj dyskusja dotycząca autentyczności tej fotografii, a zainicjował ją brytyjski dziennikarz Phillip Knightley w swojej książce „The First Casualty” poświęconej korespondentom wojennym. Powodów jest wiele: od zagubionych ponoć przez Capę negatywów i rozbieżnych zeznań samego autora dotyczących okoliczności wykonania fotografii po sfabrykowane przez niego w 1937 r. zdjęcia do serii filmów krótkometrażowych „The March of Time”. Sam fakt, że taka dyskusja się rozpoczęła, nie tyle nawet potwierdza rangę obrazu, który dał początek trwającej do lat 50. złotej erze wojennego fotoreportażu i porównywany jest do malowidła Francisca de Goi „Trzeci maja 1808”, ile wynika z całkiem prostego pytania: czy tak działa śmierć?

Hiszpańska wojna domowa w latach 1936-39 uznawana jest za zapowiedź II wojny światowej, jak również za pierwszy konflikt zbrojny, który został przedstawiony przez media w sposób współczesny. Dotychczasowe fotografie wojenne ukazywały – ze względu na ograniczenia technologiczne, które znacznie wydłużały proces fotografowania – marginesy i pozostałości wojenne. Na przykład na wystawie „The Dead of Antietam” przygotowanej przez Mathew Brady’ego w 1862 r. przedstawione zostały m.in. zdjęcia ukazujące poległych żołnierzy, grupy pogrzebowe i groby w okopach, wykonane przez Alexandra Gardnera pod miastem Sharpsburg w stanie Maryland. To były pierwsze w historii fotografie ukazujące śmierć, którą niesie ze sobą wojna (w tym przypadku secesyjna).

Inaczej miała się sprawa ze zdjęciami Roberta Capy. W książce „The Cruel Radiance: Photography and Political Violence” Susie Linfield twierdzi, że twórczość Capy ustanawia szczególnego rodzaju paradoks: „jako fotograf wojenny nie był zainteresowany fizycznym cierpieniem, okrucieństwem, bitwami czy śmiercią. Makabryczne zdjęcia trupów, z którymi jesteśmy dzisiaj tak zaznajomieni, były dla Capy przekleństwem i dlatego jego najlepsze fotografie nie przedstawiają działań wojennych jako takich”.

Umożliwiła to sama technologia. Wprowadzone na rynek w latach 30. minionego wieku 33-milimetrowe aparaty, jako że były łatwe w przenoszeniu i drastycznie skracały proces wykonania zdjęcia, pozwalały ukazać trwanie wojny z bliska. Fotografia upadającego żołnierza tylko to potwierdza. Kula wystrzelona przez frankistę przeszywa ciało Federica. I to jest moment możliwy do zatrzymania i do zobaczenia, jak śmierć się tworzy, śmierć trwa.

Cel pisarski

„Death in the Making” to zaskakujący tytuł – można go przetłumaczyć właśnie jako „Śmierć się tworzy” lub „Śmierć w trakcie tworzenia” – dla książki przedstawiającej wojnę domową. Bo jak śmierć może cokolwiek kreować? Mówiąc inaczej: co pozytywnego zawiera się w wielkiej negatywności wojny? Te pytania pasują bardziej do pisarza niż fotografa.

Powód, dla którego Capa zajął się fotografią, wynikał z nieznajomości języka – jako młody węgierski emigrant nie potrafił posługiwać się angielskim lub francuskim na tyle sprawnie, żeby zarabiać jako dziennikarz. Wybór fotografii okazał się więc dość oczywistym wyborem innego, bardziej uniwersalnego języka, za sprawą którego mógł się komunikować ze światem. Jak pisze Richard Whelan w przedmowie do wydanych w 1947 r. wspomnień Roberta Capy zatytułowanych „Slightly Out of Focus”: „Chciał pisać – być reporterem lub autorem powieści. To przez przypadek, nie z wyboru, zdryfował (...) ku fotografii”. W tej właśnie książce, na skrzydle, pojawił się ulubiony przez Capę zapis: „z fotografiami autora”. Później pojawiał się również przy jego artykułach pisanych dla czasopisma „Holiday”, gdzie publikował zabawne artykuły o swoich licznych podróżach po świecie, wizytach w kurortach czy imprezach, w których uczestniczył.

Nie powinna w tym kontekście dziwić również jego wyprawa z Johnem Steinbeckiem, której pokłosiem stał się „Dziennik z podróży do Rosji” (1948). To literacko-fotograficzne przedsięwzięcie miało jeden cel: ukazać – nieprzefiltrowane przez amerykańską cenzurę zajętą zimnowojenną batalią – życie radzieckiego człowieka. Jak pisze w przedmowie Steinbeck: „Zamiast faktów dostajemy ich interpretacje, przygotowane przez pół tuzina ekspertów. (...) Nikt nie pisze o rzeczach, które interesują nas najbardziej. Jak ubierają się Rosjanie? Co jadają na kolację? Czy urządzają przyjęcia? Jaka jest tamtejsza kuchnia? Jak uprawiają seks i jak umierają mieszkańcy Rosji? O czym rozmawiają? Czy tańczą, śpiewają, oddają się rozrywkom? Czy dzieci chodzą do szkoły? Pomyśleliśmy, że dobrze by było dowiedzieć się tego wszystkiego, sfotografować to”.

Podobny cel przyświeca „Death in the Making”. Obok 148 fotografii, z których 13 wykonał David „Chim” Sey­mour, 24 – Gerda Taro, a 111 – Robert Capa, w książce znajdują się teksty przygotowane przez Capę i współpracującego wówczas z „Chicago Daily Tribune” dziennikarza Jaya Allena, który napisał również przedmowę. Całość zaaranżował natomiast inny węgierski fotograf działający w Paryżu, André Kertész, układ wzorując na swojej książce „Paris vu” wydanej w 1934 r.

Nowe wydanie „Death in the Making” podkreśla wspólnotowy wymiar publikacji, nie tylko na poziomie wykonania, ale i w wymowie. Jak pisze w posłowiu profesorka Cynthia Young: „Skomplikowane wewnętrzne polityczne walki hiszpańskiego rządu są w książce nieobecne. Obrazy najbardziej makabrycznych śmierci nie zostały w niej umieszczone. Z prostej przyczyny. Ta przypomina nam, żebyśmy i w naszych czasach nie pozostawali bezczynni, bo choć dyktatorzy pojawiają się teraz o wiele rzadziej, to jednak wciąż stanowią zagrożenie dla demokracji”.

Odpowiedzialność

Hiszpańska wojna domowa ukazana jest tu jako moment konieczny i formacyjny dla nowego, wolnego od tyranii państwa. Książka rozpoczyna się od słów: „Kiedy 5 sierpnia dotarliśmy do Barcelony, walki dobiegły końca. Dźwięk wystrzałów nie niósł się echem po ulicach. Poległych zabrano”.

Robertowi Capie nie chodzi o produkcję przerażających obrazów wojennych. Te w nadchodzących dziesięcioleciach dosłownie zaleją percepcję współczesnego widza, nie tylko przyczyniając się do zobojętnienia na wizualną przemoc, ale także zaszczepiając poczucie bezradności, które znajduje wyraz w braku refleksji nad innym obliczem konfliktu wojennego. Innym niż powodującym przerażenie. Pierwsze słowa książki wskazują przede wszystkim na odpowiedzialność fotografa jako uczestnika wydarzeń wojennych i twórcy sposobów widzenia tych wydarzeń.

Jak napisze przywołana już Susie Linfield, fotografie Roberta Capy „nigdy nie sugerują, jakoby walka i zabijanie – a więc i umieranie – były najwyższym ludzkim zadaniem czy źródłem największej dumy; nie fetyszyzują broni, nie wychwalają śmierci. (...) Lojaliści byli gotowi umrzeć za sprawę, bardziej jednak – żyć dla niej; to byli ludzie, którzy, parafrazując Malraux, prowadzili tę wojnę, ale bez miłości”.

Fotografie umieszczone w „Death in the Making” ujawniają chaotyczność działań prowadzonych przez lojalistów, frapujące piękno zburzonych domów, pokazują sposoby oswajania wojennej realności („Wojna stała się rutyną; to, co anormalne, jak zawsze, stało się normalne”), zjednoczonych w walce o wspólną sprawę Katalończyków, Andaluzyjczyków, Aragończyków czy Basków, wymieniających się rolami mężczyzn i kobiety, żegnających się kochanków, rzeczy, które otrzymują nagle nowe życie, zwierzęta pozostawione na ulicy w trakcie alarmu bombowego. Jeżeli wojna nieodmiennie łączy się ze śmiercią, to należy zapytać: co ta śmierć przynosi? Czy tylko kres? A może odmienny porządek rzeczywistości?

„Na Uniwersytecie w Madrycie słowo przestało mieć władzę; rządzi tu teraz ołów wystrzeliwany z karabinów, pistoletów maszynowych, dział” – takim komentarzem opatrzone są zdjęcia studentów prowadzących ostrzał z sal wykładowych. Przy fotografii dzieci siedzących na tle ściany pooranej pociskami pojawia się opis: „Bawią się tam, gdzie dopiero co gwizdała śmierć”. A obok zdjęcia żołnierzy schowanych za niskim murem i obsługujących miniaturową katapultę umieszczony został obrazowy zapis: „Ręczne granaty przelatują nad miejscem, gdzie kiedyś, czekające na zarżnięcie, beczały owce”. Wojna w ujęciu Capy traci swoją przerażającą dosłowność, ujawniając bardziej chaotyczne, ale jednocześnie nieoczywiste oblicze.

Historia zweryfikowała nadzieje żywione przez Roberta Capę, Gerdę Taro i Davida „Chima” Seymoura. Książka zakończona słowami „W Hiszpanii wykuwa się nowy naród” ukazała się w lutym 1938 r., jednak już jesienią 1937, kiedy trwały przygotowania do publikacji „Death in the Making”, było wiadomo, że Republika Hiszpańska przegra wojnę, pozbawiona wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych i państw europejskich. Nowe wydanie – wprowadzając poprawki do tekstu i udostępniając fotografie w jakości nieporównywalnie lepszej od oryginału – przypomina tę klęskę, upomina się również o odmienny sposób widzenia wydarzeń wojennych, daleki od ukazywania cierpienia, do którego oko współczesnego widza zdążyło się przyzwyczaić.

Na jednej z paryskich imprez w 1950 r. młoda fotografka Eve Arnold, nowa członkini słynnej agencji Magnum, przyznała dziennikarce Janet Flanner, że – jej zdaniem – Capa nie radzi sobie z rozplanowaniem zdjęć. Flanner spojrzała na Arnold z politowaniem i odrzekła: „Moja droga, historia też nie najlepiej radzi sobie z planowaniem”. ©

Robert Capa, DEATH IN THE MAKING, Damiani/International Center of Photography, Nowy Jork 2020

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, tłumacz, antropolog. Wydał tomy wierszy na koniec idą (2017, nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia) oraz LUXUS (2019). Za książkę prozatorską Niż (2020) otrzymał Nagrodę Krakowa Miasta Literatury UNESCO, był nominowany do… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2021