Plaża Omaha, 60 lat później

Spory wokół Iraku, unijnej konstytucji oraz relacji między Europą a Ameryką mogą zdominować międzynarodowe uroczystości 60. rocznicy lądowania w Normandii.

18.01.2004

Czyta się kilka minut

“Nie myślałem, że kiedykolwiek będę o tym opowiadał. Nie myślałem, że istnieje sposób, by wydostać się z tej plaży i przeżyć. Naprawdę myślałem, że to ostatni dzień mojego życia" - tak poranne godziny w “D-Day", czyli 6 czerwca 1944 r. wspominał amerykański żołnierz, jeden z tych, co jako pierwsi stanęli na plaży “Omaha". Tak na sztabowych mapach ochrzczono najtrudniejszy, jak się potem okazało, odcinek 100-kilometrowego francuskiego wybrzeża, które stało się widownią największej operacji desantowej w historii.

Rankiem 6 czerwca z ponad trzech tysięcy okrętów desantowych zeszło na plaże Normandii 150 tys. alianckich żołnierzy. Wspierani przez spadochroniarzy, zrzuconych wcześniej na tyłach Niemców, a także przez francuski ruch oporu, przez ponad tysiąc okrętów wojennych oraz 7,5 tys. samolotów, słowem przez całą sojuszniczą siłę, jaką dysponowali alianci - w tym przez polską flotę wojenną i transportową oraz polskie dywizjony bombowe i myśliwskie, a potem także oddziały lądowe (1. Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka, która pod Falaise rozbiła elitarne oddziały Waffen-SS) - rozpoczęli przełamywanie “Wału Atlantyckiego". Do końca czerwca udało się, za cenę wielkich strat, przerzucić z Wysp Brytyjskich na kontynent ponad milion żołnierzy. Rozpoczynało się wyzwalanie Europy spod niemieckiego panowania - choć tylko jej części zachodniej, bo wschodnia została oddana Stalinowi już wcześniej, podczas konferencji w Teheranie jesienią 1943 r.

Kiedy po 1945 r. alianci (zachodni) świętowali kolejne okrągłe rocznice “D-Day", nigdy nie było wśród nich przedstawiciela Niemiec. Nawet gdy kanclerz Helmut Kohl dwukrotnie zabiegał kanałami dyplomatycznymi o zaproszenie do Normandii, spotykał się z odmową. Jego obecność nie była pożądana, zwłaszcza przez francuskich gospodarzy, którzy obecność Ronalda Reagana czy Billa Clintona na żołnierskich cmentarzach w 1984 i 1994 r. woleli wtedy wykorzystać do demonstrowania przyjaźni mocarstw: Francji i USA.

Teraz będzie inaczej: tuż przed Bożym Narodzeniem prezydent Jacques Chirac osobiście zaprosił do Normandii Gerharda Schrödera, a pospieszne ujawnienie tego zaproszenia po Nowym Roku stało się wydarzeniem politycznym we Francji i w Niemczech. Rzecznik niemieckiego rządu podkreślał, że zaproszenie ma wielkie znaczenie symboliczne: to “znak, że ostatecznie skończył się okres powojenny".

To fakt: Chirac ma powody, by zapraszać Schrödera, a Schröder ma powody, by zaproszenie przyjąć “z wielką radością". Ale w obu przypadkach nie chodzi o historię. We współczesnych (“normalnych") Niemczech historia nie warunkuje już decyzji politycznych tak, jak 15 lat temu. Więcej: w ciągu ostatnich lat niemiecka polityka zagraniczna przeszła symboliczną drogę “od Kosowa do Goslaru" - od wsparcia NATO w wojnie z Serbią do wystąpienia Schrödera podczas wiecu wyborczrgo na rynku w Goslar, niewielkim niemieckim mieście, gdzie latem 2002 Schröder po raz pierwszy (i nie ostatni, gdy okazało się, że to “działa" na wyborców) ostro skrytykował “awanturnictwo" prezydenta USA. Ewolucja ta pokazuje jedno: że w Niemczech historia może już służyć do uzasadnienia dowolnych niemal posunięć.

Schröder, który na dwa miesiące przed obchodami “D-Day" obchodzić będzie swoje 60. urodziny, dał się poznać jako polityk przywiązujący niewielką wagę do historii - a jeśli, to w sposób instrumentalny. Kiedy była potrzeba, to znaczy, gdy było to ważne dla utrzymania koalicji SPD-Zieloni - Schröder i jego otoczenie sięgali po te same elementy pamięci historycznej, by uzasadnić odmienne posunięcia polityczne. I tak, wiosną 1999 Schröder i Joschka Fischer odwoływali się do pamięci o wojnie i Auschwitz, by legitymizować udział Niemiec w wojnie ze Slobodanem Miloševiciem o Kosowo. Kilka lat później ta sama historia posłużyła Schröderowi i Fischerowi do uzasadniania krytycznej postawy Niemiec wobec wojny w Iraku, mimo że serbski dyktator nie dorastał do pięt Saddamowi Husajnowi. I choć Niemcy powinny najbardziej poczuwać się w tym momencie do solidarności ze Stanami Zjednoczonymi, które przez pół wieku broniły ich przed ZSRR, a w 1990 r. (inaczej niż Francuzi) bezwarunkowo wsparli ich zjednoczenie.

Dziś Schröder ma co najmniej dwa powody do zadowolenia z zaproszenia na plażę “Omaha", gdzie 60 lat temu oddały życie tysiące młodych Amerykanów, szturmujących w niemal samobójczej misji niemieckie bunkry - amerykański cmentarz wojenny w normandzkim St-Laurent liczy 9286 grobów, w tym 34 pary: ojca i syna lub braci (“Szeregowiec Ryan" nie był fikcją Spielberga). Ale powody te nie mają charakteru historycznego. 13 czerwca, w tydzień po obchodach w Normandii, w Niemczech ma miejsce “wyborczy maraton": tej jednej niedzieli odbywają się równocześnie wybory do Parlamentu Europejskiego, a oprócz tego wybory samorządowe w sześciu landach oraz wybory do lokalnego parlamentu w Turyngii. Uroczystość w gronie kilkunastu prezydentów nie zaszkodzi osłabionej kanclerskiej socjaldemokracji, która w sondażach zdobywa poparcie dwa razy mniejsze niż chadecka opozycja.

A drugi powód? Komentując zaproszenie Schrödera, paryski “Liberation" (z 2 stycznia) otwarcie pisał, że dla Francji uroczystości “są okazją do dyplomatycznej ofensywy". Jakiej, precyzowała strasburska gazeta “Dernieres Nouvelles D’Alsace" (z 3 stycznia): uściśnięcie dłoni przez Chiraca i Schrödera w Normandii będzie “sygnałem pod adresem tych europejskich partnerów, którzy często patrzyli nieufnie na obu polityków. Prawdą jest, że para Chirac i Schröder jest dziś ściśle związana i zdecydowana iść wspólną drogą. Zaproszenie to jest optymistycznym znakiem na początku roku 2004, tak ważnego dla Europy; roku wielkich wyzwań: rozszerzenia Unii i trudnej debaty wokół unijnej konstytucji".

Istotnie, w międzynarodowej “przepychance" wokół Iraku i unijnej konstytucji obecność Schrödera - tego najwierniejszego sojusznika Paryża w polityce antyamerykańskiej, podważaniu stabilności euro czy w walce o “podwójną większość" w unijnych głosowaniach - ma dla Chiraca duże znaczenie polityczno-prestiżowe; to “symbol politycznej bliskości Francji i Niemiec" (brytyjski “Independent" z 3 stycznia).

A weterani operacji “Overlord"? Oni zaproszenie kanclerza przyjęli z mieszanymi uczuciami. Robert Chambeiron, przewodniczący francuskiego związku weteranów ANACR, powiedział, że on i jego koledzy “mogą się tylko cieszyć, że demokratyczne Niemcy z 2004 r. będą wspólnie z aliantami świętować wydarzenie, które przyczyniło się do uwolnienia Europy od nazizmu". Ale, dodał Chambeiron, nie powinno być tak, że przez obecność Schrödera na plan pierwszy wysunie się np. kwestia integracji europejskiej, spychając w cień “znaczenie walki między alianckimi armiami a hitlerowskim Wehrmachtem". Tymczasem na to właśnie liczą najwyraźniej Chirac i Schröder.

Na razie z 15 przywódców zaproszonych do Normandii - jest wśród nich brytyjska królowa, a także polski prezydent - przybycie potwierdził publicznie tylko Schröder. Być może to także symbol - skomplikowania relacji między europejsko-atlantyckimi sojusznikami. Jeśli gospodarz uroczystości nie wykaże się wrażliwością i kunsztem dyplomatycznym, uroczystości odbędą się raczej w napiętej atmosferze i “z zaciśniętymi zębami" (tak prognozuje komentator berlińskiego dziennika “taz"), i staną się kolejnym znakiem nie historycznego pojednania, lecz chwiejących się sojuszy. Na razie nie wiadomo bowiem, czy w takich warunkach polityczno-psychologicznych przybędzie gość najważniejszy: prezydent kraju, który 60 lat temu miał największy udział w wyzwoleniu Francji spod niemieckiej okupacji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2004