Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie wiem, czy jest człowiek, któremu myśl o śmierci przychodziłaby łatwo. Zazwyczaj kiedy rozmyślamy nad tajemnicą życia i śmierci, milczymy. Zgadzamy się na nieuchronność i nieodwołalność śmierci, tak jak zgadzamy się na to, że po lecie przychodzi jesień, a po dniu noc. W obliczu rozdarcia ciała i duszy pocieszamy się stwierdzeniem, że tak musi być, tak skonstruowany jest świat, taka była wola Boża. Wszak wszystko wokół nas obumiera. Owszem, obietnica życia wiecznego, Bożego wybrania do zbawienia stymuluje nas do myślenia o przyszłym życiu, ale paradoksalnie każdy pragnie, aby przyszło ono jak najpóźniej.
Wierzymy, że "śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących". Mimo to na naszych cmentarzach można znaleźć nagrobki z pesymistyczną inskrypcją "Bóg tak chciał". Pesymistyczną, bo powiedzmy szczerze, tylko na pozór skrywa się tu zgoda na Bożą wolę. Najczęściej jest to zdławiony krzyk niezgody na śmierć. Wynik przekonania, że wola Boża nie jest łatwa i wadzilibyśmy się z Bogiem o jego plany.
Bo ludzie lękają się śmierci. Przecież nie mają innego doświadczenia śmierci niż to, które dotyczy osób bliskich i kochanych. Ten lęk nie jest wynikiem braku wiary.
Św. Augustyn przekonuje, że "w godzinie śmierci nawet święci i męczennicy doświadczają lęku przed śmiercią". Żołnierz ginie na wojnie z krzykiem pragnienia życia nie dlatego, że nie wierzy w życie pozagrobowe albo że mu nikt nie powiedział, jak się umiera. Po prostu człowiek boi się śmierci z wielu przyczyn. Najpierw dlatego, że wraz z nią pojawia się więcej pytań niż łatwych odpowiedzi. Potem dlatego może, że ten lęk pojawia się w świadomości dotarcia do tego punktu w życiu, z którego patrzy się raczej za siebie, niż rozgląda wokół siebie. Wreszcie, lękamy się śmierci, bo po prostu nikt z nas nie wie, jaki jest ten świat tam.
Dzień Zaduszny sprzyja refleksji o śmierci. Idąc na groby, myślimy o przemijaniu i modlimy się za tych, co odeszli. Modlimy się z nadzieją, że jakiekolwiek było ich życie na ziemi, tam są już w ręku Boga. "Nie dosięgnie ich klęska". Ale odwiedzając groby bliskich, stajemy w obliczu własnej śmierci. Patrzmy na nią nie jak na kostuchę przychodzącą niespodziewanie, by przeciąć to, co piękne, ale jak na starszą siostrę, która wprowadza nas w arkany życia już od naszej wczesnej młodości.
Śmierć to nie jest coś, co nadejdzie jutro, ale raczej coś, co już nadeszło i rozpoczęło się w naszym życiu. Jest bramą, za którą - taką mamy nadzieję - jest to, co dobre, piękne, trwałe i nieskończone. Patrzmy na nią, myśląc o Tym, który umarł i zmartwychwstał, by przez dolinę nicości przeprowadzić nas do nowego życia. Jeśli nie zostaniemy filozofami, będziemy przynajmniej ludźmi nadziei.