Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Premier Tusk skarżył się na trudności z ustaleniem, ile naprawdę zarabiają lekarze. Nic dziwnego, bo w Polsce prawie wszyscy skrywają rzeczywistą wielkość swoich zarobków. Raczej nie dlatego, że są one niższe od publicznie deklarowanych.
A tymczasem powszechnie słychać utyskiwanie na płace nieprzekraczające rzekomo półtora tysiąca złotych i określanie swoich roszczeń przez odniesienie do średniej krajowej, która przekroczyła 3 tysiące złotych, w co z kolei mało kto wierzy. Gdy dyrektorzy strajkujących kopalń poinformowali, że średnie wynagrodzenie w ich spółce węglowej wynosi 4,7 tys. zł, w telewizji pokazano oburzonych górników zapewniających, że dostają 1,6-1,8 tys., i twierdzących, że średnią zawyżają gigantyczne wypłaty dla dyrektorów i członków zarządów.
Nie taka prosta miara
Pytanie o zarobki w każdym niemal kraju przyniesie inną odpowiedź nie tylko ze względu na wielkość, ale dlatego, że zostanie inaczej zrozumiane - zależnie od lokalnie stosowanych miar.
Gdzieniegdzie indagowany poda stawkę godzinową, bo tak ma w umowie, gdzie indziej wynagrodzenie tygodniowe, gdyż z taką częstotliwością wypłaca mu je pracodawca, a bywa, że określi swe zarobki roczne, bowiem to one stanowią podstawę rozliczenia podatkowego. Płaca miesięczna nie jest zatem jedyną możliwą miarą i ten sposób ustalania wynagrodzeń ma istotne wady: nie uwzględnia różnicy dni roboczych ani zróżnicowanego ustawowego tygodnia pracy, pomija pozapłacowe dodatki (stanowiące dochód z punktu widzenia podatkowego), nie pasuje do niepełnowymiarowego, elastycznego zatrudnienia.
Jakaś jednolita miara jest jednak potrzebna dla analiz porównawczych między różnymi rynkami pracy - to dotyczy płacy średniej, ale przede wszystkim minimalnej, czyli najniższej dopuszczalnej ustawowo, której wymiar trzeba podać w jakichś jednostkach. Przeważnie wyznaczana jest ona jako stawka godzinowa. W Polsce przyjęto miarę miesięczną - obecnie najniższe legalne wynagrodzenie wynosi 1126 zł. Jeśli ktoś zatem twierdzi, że za pełnoetatowe zatrudnienie zarabia mniej (a wielu jest takich), to albo kłamie, albo powinien zawiadomić prokuraturę lub inspekcję pracy, bo jego pracodawca łamie prawo, a on w tym współuczestniczy.
Inni się chwalą, my ukrywamy
Żadna najbardziej zobiektywizowana miara nie zmieni tego, że Polacy - w przeciwieństwie do pracowników w innych krajach - w publicznie wygłaszanych deklaracjach swoje zarobki notorycznie zaniżają, a ich rzeczywistą wielkość skrzętnie ukrywają. Na Zachodzie, a zwłaszcza w Ameryce, jest przeciwnie: pracownicy chwalą się swoimi zarobkami jako miernikiem zawodowej i społecznej pozycji, co często skłania ich raczej do zawyżania osiąganych dochodów. Realna wielkość tychże jest jednak stosunkowo łatwa do ustalenia, bo nie są one ukrywane. Zeznania podatkowe gdzieniegdzie są jawne, jak w Szwecji, gdzie urzędy podatkowe je publikują i każdy może sprawdzić dochody sąsiada, nie mówiąc o osobach publicznych.
Zaniżanie swoich zarobków przez Polaków ma nie tylko znaczenie symboliczne, ale i skutki praktyczne. Niektóre z licznych świadczeń z funduszu socjalnego uzależnione są od dochodu na członka rodziny, który trzeba podać w specjalnej deklaracji. Mimo ostrzeżeń o odpowiedzialności karnej grożącej za przedłożenie fałszywego wyliczenia, nadużycia w tych oświadczeniach są notoryczne. Gdyby wierzyć ich autorom, wiele polskich rodzin z dwojgiem pracujących rodziców musi przeżyć za kilkaset złotych miesięcznie na osobę.