Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Trudno, by rozmawiali o tym czynni politycy. Ich spotkania - także te medialne - zamieniają się już tylko w bijatyki słowne, gdzie każdy usiłuje przekrzyczeć innych. Niedługo nie będzie dało się słuchać salonów politycznych czy innych “siódmych dni". Ale społecznicy, eksperci, najpoważniejsi ludzie pióra? Dzisiaj w jednej z dyskusji radiowych padło znowu hasło “społeczna gospodarka rynkowa". Zaraz potem okazało się, że to powinny być przede wszystkim szczególnie wysokie podatki “dla najbogatszych". I właściwie na tym haśle dyskusja się wyczerpała. Zanim zaczęła się naprawdę, bo jedyne, co interesowało uczestników, to pytanie: kto winien. Ale już pytanie: co robić, gdy nie tylko znajdzie się winnego, ale go zastąpi - nie padło - więc i odpowiedź nie padła, rzecz jasna.
Protestujących w obronie własnych zakładów pracy ogląda się i słucha z przygnębieniem. Ale i ze świadomością, że tych kilka fabryk, kopalń, hut - ma przynajmniej głos publiczny. Biegają za nimi dziennikarze i kamery. Niektórzy z nich docierają nawet do Watykanu - niedawno przecież specjalną audiencję miała delegacja pracownicza ze Śląska. Episkopat expressis verbis zajął się załogami nie otrzymującymi regularnie wynagrodzeń. Ale to wszystko, co boli i gorszy, nie wygasza nieubłaganego pytania, choćby nikt go nie zadał głośno: jak zrobić, żeby wystarczyło na wszystko? Na każdą z osobna potrzebę zrozumiałą i rozpaczliwą? Na każdą sytuację zagrożenia? Na leczenie tragicznie zagrożonej czwórki dzieci, których lekarstwa kosztować będą cztery miliony złotych, i niezamykanie kopalni przynoszącej parę dziesiątków milionów złotych strat? Na pożyczki umożliwiające fabryce dalszą produkcję, na którą mimo deficytu są zamówienia - ale także i dla tysiąca dwustu rodzin w Krakowie, którym dotąd dofinansowywano comiesięczne opłaty czynszowe, ale teraz się to urywa, bo po prostu pieniądze się skończyły, a renty tych lokatorów nie wzrosły przecież ani o złotówkę (a nawet niektóre w międzyczasie zostały im cofnięte), mogą więc tylko przygotować się na eksmisję?
Ja wiem, że to zupełnie nie na czasie. Ale jestem przekonana, że bez zgody na wspólne dokonanie rachunków - wszystkich, nie tylko tych, które “muszą" znaleźć się dla mojego zakładu - na dokonanie ich z udziałem także wywalczonej dwadzieścia trzy lata temu Solidarności, jej ludzi najmądrzejszych i najbardziej odpowiedzialnych - nie da się znaleźć odpowiedzi potrzebnej już od jutra.