Piłka z nieba

Możemy nie wyjść z grupy na mistrzostwach Europy i długo nie awansować na kolejny turniej. Możemy na Euro nie zarobić. Nic nie szkodzi. Dostaliśmy szansę, aby piłka powiedziała nam coś o życiu.

11.06.2012

Czyta się kilka minut

To zdjęcie spadło nam z nieba.

W przeddzień inauguracji Euro pani Maria Vetulani natrafiła na nie podczas porządkowania domowych papierów. Publikujemy je na następnej stronie w przekonaniu, że możemy powiedzieć coś ważnego o dyscyplinie, którą uprawia przedstawiony na nim sportowiec.


Są dziesiątki powodów, dla których można nie lubić piłki nożnej. Zdominowana przez komercję i zamieniona w maszynkę do zarabiania pieniędzy: dla właścicieli klubów, dla organizujących rozgrywki międzynarodowe FIFA czy UEFA, dla piłkarzy wreszcie, których astronomiczne zarobki doczekały się krytyki również ze strony Watykanu. Skorumpowana, o czym świadczą nie tylko przykłady z Polski, ale także niedawna fala aresztowań we włoskim futbolu, sięgająca nawet po graczy reprezentacji, podejrzewanych o ustawianie wyników meczów dla uczestników zakładów bukmacherskich. Zdolna do oszustw: świat pamięta, jak najlepsi piłkarze ostatniej dekady tarzają się po ziemi, udając sfaulowanych (Didier Drogba), nurkują w polu karnym, usiłując wymusić na sędzim korzystną decyzję (Cristiano Ronaldo), zagrywają piłkę ręką (Thierry Henry). Powiązana z przemocą, zarówno na boisku, jak poza nim (zostawiając na boku burdy kibiców: najlepszy trener świata, José Mourinho z Realu Madryt, włożył przed kilkoma miesiącami palec do oka jednemu ze szkoleniowców znienawidzonej Barcelony). Niemogąca uporać się z rasizmem, silnym na polskich trybunach, ale odradzającym się także w innych krajach Europy – nawet gwiazdy angielskiej ekstraklasy, John Terry i Luis Suárez, były w ostatnich miesiącach oskarżane o znieważanie czarnoskórych rywali. Konserwująca przesądy płciowe (dwaj słynni prezenterzy angielskiej telewizji szydzili z sędzi liniowej, sugerując, że nie rozumie przepisu o spalonym), homofobiczna...


Równocześnie co tydzień przekonujemy się, jak piłka nożna może być wspaniała. I nie mam na myśli jedynie tego, że jest to piękny sport, z dramaturgią niemal nie do wymyślenia (pisałem o tym w poprzednim numerze „TP”, ale życie dopisało kolejne scenariusze, choćby z rozpoczynającego Euro meczu Polska-Grecja, w którym typowany na bohatera bramkarz Wojciech Szczęsny zawalił bramkę, potem zaś spowodował karnego i wyleciał z boiska z czerwoną kartką, a rezerwowy Przemysław Tytoń ratował mu skórę, broniąc tego karnego).

Piłka może być wspaniała, bo skłania ludzi do stawania się lepszymi. Bo są tacy, którzy wciąż grają fair – jak Paolo di Canio, kontrowersyjny skądinąd włoski napastnik, który zauważył kontuzję bramkarza rywali i zamiast strzelać, złapał piłkę w ręce. Albo pozwalają przeciwnikowi zdobyć bramkę, kiedy wcześniej sami strzelili ją niezgodnie z duchem fair play (przypadek Ajaxu Amsterdam z 2006 r., którego zawodnik, chcąc oddać piłkę przeciwnikowi, niechcący trafił do bramki). Albo rozpoczynają powtórkę meczu od „przywrócenia” wyniku, przy którym gra została przerwana (przypadek spotkania Nottingham-Leicester, przerwanego w 2007 r. po zasłabnięciu jednego z piłkarzy Leicester: przegrywający wówczas jego koledzy w pierwszej minucie powtórzonego meczu stanęli, pozwalając zawodnikom z Nottingham zdobyć bramkę).

Bo spełnia marzenia: umożliwia nie tylko awans społeczny dzieciaków z gett, imigrantów, wykluczonych (patrz przykład Miroslava Klosego, chłopaka z Opola, który w wieku ośmiu lat znalazł się w Niemczech i mimo nieznajomości języka wszedł w świat rówieśników właśnie dzięki wspólnym gonitwom za piłką; patrz także bohaterów „Boiska bezdomnych”, filmu, w którym futbol pozwala stanąć na nogi kloszardom), ale także spotkanie ze swoim idolem (jak niepełnosprawnemu Dawidowi z bramkarzem Ikerem Casillasem przed rozpoczęciem Euro).

Bo może być narzędziem społecznej zmiany, jak w przypadku walki z antysemityzmem i ignorancją historyczną, w której bronią na Wyspach Brytyjskich będzie wkrótce przeznaczony dla szkół film edukacyjny, nakręcony podczas ubiegłotygodniowej wizyty angielskich piłkarzy w Auschwitz (warto dodać, że Anglicy nie byli jedyną reprezentacją odwiedzającą były niemiecki obóz zagłady: wcześniej byli tam Holendrzy, Włosi i delegacja Niemców).

Bo może służyć pojednaniu między narodami, jak w przypadku turnieju dziecięcych zespołów z arabskich i żydowskich wiosek położonych na północy Izraela, zorganizowanego przy okazji przyjazdu reprezentacji Anglii.

Bo jednym gestem, wykonanym w odpowiednim momencie, może uspokoić gorące głowy – jak w przypadku reprezentacji Rosji, składającej kwiaty na Krakowskim Przedmieściu w miesięcznicę katastrofy smoleńskiej.


Są też i tacy jak bohater filmu „Jestem Joe” Kena Loacha, społecznik, prowadzący amatorską drużynę piłkarską, który – jak pisał kiedyś na tych łamach Tadeusz Sobolewski – gotów jest „oddać życie za przyjaciół swoich”. Albo listonosz z poplątanym życiorysem z innego filmu Loacha, „Looking for Éric”, którego w walce o odzyskanie własnej godności wspiera ukazujący mu się w marzeniach Éric Cantona. Lekcje, jakich udziela legendarny napastnik Manchesteru United, mogą być zaskakujące dla ludzi, którzy pamiętają jego cudowne bramki: w jednej z kluczowych scen filmu Cantona mówi, że jego najwspanialsza chwila na boisku nie wiąże się z żadnym golem, tylko z... podaniem do Dennisa Irwina, po którym to kolega strzelił bramkę.

Futbol służy tu za metaforę: mówimy o grze zespołowej, zaufaniu, lojalności i przyjaźni, nie o gwiazdorstwie. I niezależnie od tego, czy mamy w tym punkcie do czynienia z elementem scenariusza, czy z poglądami byłego piłkarza, fraza „You must trust your team mates. Always” znajduje przecież zastosowanie nie tylko w świecie piłki nożnej. O czym mógłby zaświadczyć także polski bramkarz Jerzy Dudek, którego o wsparciu po serii katastrofalnych błędów zapewnili koledzy z Liverpoolu, przywdziewając koszulki z jego zdjęciem i napisem „You’ll never walk alone”. Czy trzeba dodawać, że kilka miesięcy później Dudek przeszedł do historii Liverpoolu, broniąc jak natchniony w finale Ligi Mistrzów?

Bywają i poważniejsze historie, jak ta sprzed kilku miesięcy, kiedy piłkarz Boltonu Fabrice Muamba dostał ataku serca podczas meczu z Tottenhamem. Przez następne minuty trwała dramatyczna walka o jego życie, najpierw na boisku, przy udziale ekip medycznych obu drużyn, a potem w karetce. Serce Muamby stanęło na ponad godzinę: to, że piłkarz nie tylko przeżył, ale wraca do zdrowia, jest uznawane za cud – ale nie o tym chcę pisać. Rzecz w tym, że bezpośrednio po wypadku zawodnika Boltonu wszyscy zgromadzeni na stadionie: piłkarze, trenerzy, sędziowie, a przede wszystkim kibice, zachowali się fantastycznie. Nie było ironicznych okrzyków i gwizdów, przeciwnie: mogliśmy obserwować ludzi modlących się i skandujących nazwisko nieprzytomnego. Komunikat spikera o przerwaniu meczu został przyjęty brawami. Nie było w tym kalkulacji, co i komu jest na rękę, nie było podziałów klubowych. Kiedy mecz powtórzono, obie drużyny wyszły na boisko w jednakowych koszulkach, które potem licytowano na aukcji, wspierającej szpital, w którym uratowano życie piłkarza. Jeśli wcześniej kibice Tottenhamu i Boltonu mieli jakieś powody, żeby nie darzyć się sympatią, dziś mamy do czynienia z zaprzyjaźnionymi klubami. Inna sprawa, że dawno już w życiu publicznym zlaicyzowanej Anglii nie mieliśmy tylu manifestacji religijności, jak w czasie, kiedy trwała walka o życie Muamby, a piłkarze, trenerzy, kibice wszystkich drużyn Premier League zapewniali o modlitwach w intencji jego powrotu do zdrowia.


Walka z uprzedzeniami, antysemityzmem, rasizmem... Przywiązanie do własnego narodu, ale bez nacjonalizmu. Równość kobiet i mężczyzn. Także docenienie roli sportu w rozwoju osoby i promocja fair play: czy nie są to rzeczy, z którymi można kojarzyć postać Karola Wojtyły? Już jako Jan Paweł II, w 2000 r., mówił przecież o ogromnym znaczeniu sportu, który „może sprzyjać upowszechnianiu wśród młodych ważnych wartości, takich jak lojalność, wytrwałość, przyjaźń, wspólnota, solidarność”. I apelował o „sport, który chroni słabych i nie wyklucza nikogo, uwalnia młodych z sideł apatii i obojętności i wzbudza w nich wolę zdrowego współzawodnictwa; sport, który stanie się czynnikiem emancypacji krajów uboższych, pomoże w walce z nietolerancją i w budowie świata bardziej braterskiego i solidarnego; sport, który będzie budził miłość do życia, uczył ofiarności, szacunku i odpowiedzialności, pozwalając należycie docenić wartość każdego człowieka”.

Ale społeczna rola futbolu to nie wszystko. Zwróćcie uwagę na ułożenie prawej stopy widniejącego na fotografii zawodnika. Za moment kopnięta wysoko przez jednego z rywali futbolówka spadnie w jej kierunku. Czy będziemy świadkami miękkiego przyjęcia, niemal niedostrzegalnego zwodu, a następnie podania do lepiej ustawionego kolegi, czy przeciwnie: pewny swoich umiejętności gracz zdecyduje się huknąć z woleja, nie tracąc czasu na przyjmowanie piłki?

Jedna z najsłynniejszych reklam okołopiłkarskich, towarzysząca mundialowi sprzed dwóch lat, a nakręcona przez Alejandra Gonzáleza Iñárritu, reżysera głośnych „21 gramów”, również rozpoczyna się obrazem piłki spadającej z nieba. Podziwiając ją wtedy, nie mogłem się pozbyć dyskomfortu, że opowiadając o naturze piłki nożnej ma na celu napchanie kieszeni koncernu produkującego sprzęt sportowy. Doprawdy, zdjęcie Karola Wojtyły kopiącego piłkę spadło nam z nieba. 


Podczas Euro i nie tylko zapraszamy na piłkarski blog autora: www.okonski.tygodnik.onet.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2012