Piewca amerykańskiej codzienności

W ciągu pół wieku wydał ponad 50 książek, w których najwnikliwiej portretował amerykańską klasę średnią. Ludzi, którzy za jego czasów bogacili się i osiadali w małych miasteczkach, konsumowali, romansowali i zdradzali.

03.02.2009

Czyta się kilka minut

W "Uciekaj, Króliku" (1960), powieści, która rozpoczęła głośny cykl o Harrym Angstromie zwanym Królikiem, ukazał przeciętnego młodego człowieka, który mimo wpojonych mu surowych zasad porzuca żonę i dziecko, i szuka doznań ciekawszych niż te, jakie oferowały mu uporządkowane i nijakie lata 50., mdła czarno-biała telewizja i bezsensowna, marnie opłacana praca. Ten sam bohater pojawia się w "Przypomnij się, Króliku" (1971). Jest dziesięć lat starszy, a wokół niego rozgrywa się rewolucja kulturowa lat 60. Królika szokuje tempo zmian, zachwyca, ale też przygniata skala nieznanych przedtem możliwości. W kolejnej dekadzie, w "Jesteś bogaty, Króliku" (1981), Harry jako diler Toyoty ma już wygodną pozycję społeczną i ochotę na swobodę obyczajową, jaka dla wielu staje się kulturową normą. W "Królik odpoczywa" (1990) mamy świat lat 80., w którym niepokój spowodowany przez AIDS i neokonserwatyzm Ronalda Reagana nakładają się na niepewność i samotność bohatera, i najwyraźniej przeszkadzają w jego niezmiennie obsesyjnym poszukiwaniu wolności. Wszystkiemu towarzyszy coraz bardziej dręczące, chętnie i wnikliwie relacjonowane przez Updike’a poczucie przemijania.

Intymne związki

Updike lubił śledzić wydarzenia współczesnej mu amerykańskiej cywilizacji, jej wyznaczane kolejnymi prezydenturami fazy (jedną z powieści zatytułował "Memories of the Ford Administration") oraz zmieniających się politycznych i ideowych animatorów narodowej psychiki. W wydarzeniach lat 60. widział moment historyczny, nagłe odejście od surowej, purytańskiej spuścizny wielu poprzednich pokoleń. Przez kilka dziesięcioleci, sumiennie, z wnikliwością psychoanalityka i wrażliwością poety, śledził najpierw eksplozję swobody, a potem jej długie, duchowo powikłane stygnięcie. Pod maską zreformowanej moralności, nowego dobrobytu i tradycyjnej aktywności społeczeństwa dostrzegał mroczne niepokoje, mentalne pułapki i nerwowe odwroty. Nie interesowały go jednak, jak Mailera czy Vonneguta, spektakularne ucieczki w wojny, przemoc czy ekstrawagancję. Wolał obserwować, z ironiczną, ale dobroduszną refleksją, uniesienia i rozterki Amerykanów w domu i pracy, na tle związków, które zazwyczaj nie były małżeństwem i które dając intensywne zadowolenie, splątywały im życie. Ponieważ większość jego postaci wywodzi się z białych, protestanckich rodzin, do wszystkiego dochodził motyw czającej się co krok głęboko zakorzenionej purytańskiej winy.

W powieści wymownie zatytułowanej "Couples" (1969), czyli "Pary" (w polskim tłumaczeniu utwór ukaże się w marcu tego roku), pokazał, jak szczerze (na tamte czasy), ale też ciepło, wręcz lirycznie można pisać o pozamałżeńskim seksie. Widział w nim jakiś nowy azyl amerykańskiego społeczeństwa, niedostępny dotąd narkotyk. Centralne postaci "Couples", przedsiębiorca budowlany Piet Hanema i jego znajomi, to ludzie, którzy nie muszą, jak ich przodkowie, ciężko pracować, oszczędzać i bać się surowego kalwińskiego Boga. Ich kłopoty i niepokoje, rzadko górnolotne, łączą się z poszerzeniem sfery wygody i beztroski lub z uwiedzeniem kolejnego partnera. Gdy to osiągają, jak z ciemnego lasu wypełzają wyrzuty sumienia i uparta potrzeba powrotu do jakiejś formy ładu.

W "Farmie" (1965) Updike przygląda się napięciom, jakie tworzą się między matką wychowywanego w protestanckiej tradycji mężczyzny i jego nową, "miejską" i liberalną żoną. Kochająca farmę i przyrodę matka sugeruje, że przy takiej kobiecie jej syn nie odzyska swej poetyckiej duszy, przez co rzuca cień na związek, w którym jest on szczęśliwy. Podobne konflikty między tym, co było, i sterowaną erotycznym instynktem, skrótową w doznaniach współczesnością, między wyobrażeniem spełnienia i jego realizacją, wypełniają "Wyjdź za mnie" (1976), "Miasteczka" (2004) i wiele innych powieści i opowiadań.

Kochankowie kreowani przez Updike’a, ludzie równie szczerzy w swojej prostolinijnej lubieżności, co w gestach skruchy czy przesytu, różnie odnajdują się w realizacjach intymnych związków. Bohaterki jego prozy są silniejsze, bardziej żywotne, często pierwsze namawiają do zdrady i nowych doznań, i pierwsze wracają do dawnych układów. Mężczyźni są częściej bierni, przytłoczeni wątpliwościami i ciężarem winy. Dręczą się, niszczą, wpadają w przygnębienie, ponieważ chcieliby, ale nie potrafią dominować. Są uzależnieni od partnerek, psychicznie kształtowani przez nie, jakby były one ich matkami.

Ameryka na rozdrożu

Updike uznawany był nierzadko za wroga kobiet, literackiego mizogina. Odrzucał takie zarzuty, twierdził, że zawsze lubił o nich pisać, ale interesowały go szczególnie wtedy, gdy były odważne lub uwolnione z więzów tradycji. Więc skupiał się na ich zaborczości lub zazdrości, na umiejętności sięgania po to, co wygląda na współczesną magię, jak zrobił to w "Czarownicach z Eastwick" (1984), powieści o trzech spragnionych mężczyzn mieszkankach małego miasteczka, która niezasłużoną sławę jednej z najlepszych książek Updike’a zdobyła swoją głośną ekranizacją.

Kiedy indziej, w powieści zatytułowanej "S" (1988), proponował korektę rodzimego literackiego mitu, wyobrażając sobie żyjącą w naszych czasach Hester Prynne, szlachetną i prostolinijną, choć tajemniczą bohaterkę powieści Nathaniela Hawthorne’a "Szkarłatna litera". Sarah P. Worth, czyli tytułowa S, wywodząca się z linii Prynne kobieta, po wielu latach nieudanego małżeństwa z zamożnym lekarzem (medykiem był Chillingworth, mąż bohaterki Hawthorne’a) ucieka do mieszczącej się w Arizonie sekty hinduskiego guru, gdzie ślepo poddaje się jego prymitywnej indoktrynacji. Jest rozwiązła i nieuczciwa. W listach, m.in. do córki Pearl, pisze o tym, jak wyzwoliła się ze świata konsumpcji i obłudy, co nie przeszkadza jej pertraktować z prawnikami o sposobach dobrania się do majątku męża, a także przejęcia rodowych sreber Prynne’ów. W swoim naiwnym i fanatycznym egoizmie przypomina hipokrytów, którzy otaczali bohaterkę Hawthorne’a.

Z nieustającym zainteresowaniem podpatrywał Updike losy ludzi szczególnie wystawionych na procesy rozpadania się purytańskiej mentalności - protestanckich duchownych. Przeciwstawiał ich wyzwolonym grzesznikom, jak robi to w krótkim, ale wyrazistym epizodzie w "Farmie", albo - i częściej - ich własnym słabościom. W "Wersji Rogera" (1986) były duchowny, teraz profesor teologii, wyznający wyjątkowo liberalną wersję filozofii Karla Bartha, odkrywa niełatwego przeciwnika ideowego w młodym naukowcu, który wierzy, że komputer pomoże mu udowodnić obecność Boga. Obaj mężczyźni mają czas, by spory religijne dopełnić uwiedzeniem dwóch towarzyszących im kobiet. W "A Month of Sundays" (1975) pastor wysłany do odległej pustynnej samotni, by tam "odnowić się" po seksualnych wybrykach, rozmyśla o ambiwalencjach religii w odniesieniu do życia cielesnego, a jednocześnie fantazjuje o uwiedzeniu pani Prynne, która zarządza pensjonatem (znów odniesienie do prozy Hawthorne’a). W "W krasie lilii" (1996) proboszcz kościoła prezbiteriańskiego traci wiarę, bowiem religię, magię i iluzję znajduje w odkrywanym teraz (na początku XX wieku) przez Amerykę świecie filmu.

"Jeśli kiedyś istniał gatunek zwany powieściopisarzem protestanckim - powiedział David Lodge - Updike może być jego ostatnim żyjącym przykładem". A jednak, śledząc do dna przepaści upadki rodzimego protestantyzmu, sam Updike, jak przyznawał w wywiadach, mimo nurtujących go przez całe życie wątpliwości, nigdy nie mógł zrozumieć gwałtownego odejścia Ameryki od religii. Nigdy też nie zrezygnował z chodzenia do kościoła.

Królik bogaczem

Gdy w latach 60. uznano, że był jednym z najbardziej uzdolnionych pisarzy swojego pokolenia, podkreślano, czasami ironicznie, że nie wyrażał zainteresowania tym, co reprezentowała "nowa fala" prozy amerykańskiej, czyli formalnymi eksperymentami i odejściem od tradycyjnej fabuły. Sam nie zgadzał się z takimi ocenami, twierdził, że lubi manipulację tekstem i autotematyzm. Udowodnił to, pisząc "Rzecz o Bechu" (1970), a potem jej dwie kontynuacje.

Tytułowy Henry Bech, pisarz pochodzenia żydowskiego, świadom tego - jak pisze we wstępie do swego twórcy Updike’a - że jest amalgamatem twórców takich jak Mailer, Bellow, Malamud i Roth, ale też tego, że posiada wyraźne cechy samego Updike’a, spowiada się z typowej dla postmodernistów przypadłości - trwającego wiele lat artystycznego zablokowania. Łączy je, znów jak postmoderniści, ze skorumpowaniem kraju i wyczerpaniem się prozy jako gatunku. W "Bech is Back" (1982) ten sam Bech, wydawszy wreszcie swoją wymęczoną powieść, odzyskuje sławę czołowego prozaika, zdobywa olbrzymie pieniądze i zainteresowanie mediów. Jest wdzięczny, ale wie, że wielbiony jest nie za talent i wnikliwość, ale wpasowanie się w komercyjne oczekiwania amerykańskiej popkultury. W kolejnym wskrzeszeniu Becha, niby-powieści "Bech at Bay" (1998), starzejący się autor uhonorowany zostaje w końcu Nagrodą Nobla, zaszczytem, którego sam Updike, laureat dwóch Pulitzerów i wielu innych literackich odznaczeń, łącznie z komiczną brytyjską nagrodą za tzw. Bad Sex in Fiction, nie otrzymał.

Pod brawurowymi autofantazjami, jakie umieszczał w powieściach o Bechu (choć były w nich odbicia prawdziwych podróży, np. po krajach bloku komunistycznego),

a także w kilku innych utworach, proza Updike’a trzyma się blisko świata realnego, takiego, jaki go otaczał. Co rusz odbijają się w niej przeżycia z młodości pisarza, obrazy wiosek i miasteczek Pensylwanii, stanu, z którego pochodził, potem miejsc, w których żył w Connecticut i Massachusetts. Shillington, gdzie mieszkał do trzynastego roku życia, to Olinger, lokalizacja wielu opowieści, lub Brewster, gdzie Królik staje się bogaty jako diler samochodowy. Dom w Ipswich, w stanie Massachusetts, w którym pisarz mieszkał w latach 60., to miejsce zamieszkania jednej z par w "Couples". Kamienny dom na rodzinnej farmie w Plowville i jego otoczenie odżyły w "Farmie", "Gołębich piórach" i "Centaurze". W powieści "Jarmark domu ubogich", którą Updike debiutował w roku 1959, precyzyjnie i wnikliwie, choć miał dopiero 26 lat, odmalował wydarzenia w domu starców, budynku takim jak ten, koło którego przechodził po drodze do domu w Shillington. W "Centaurze" sportretował swojego ojca, zacnego protestanta i niezbyt docenianego nauczyciela. Postacie rodziców i obrazy rodzinnej farmy odtworzył na kilka lat przed śmiercią w "Miłosnych kawałkach" (2001).

Jednak inspirowały go nie tylko miejsca, które znał, i osobiste doświadczenia. Lubił zatrzymywać się nagle w opisach różnych sytuacji, by z liryczną zadumą długo obserwować pozornie nieistotne przedmioty czy ludzkie gesty, lub wpadać w rozwlekłe, penetrujące dygresje o drobiazgach, które zamieniał w małe klejnoty wyobraźni. W ludzkiej codzienności nic nie było dla niego zbyt małe lub nieważne, w pozornie pospolitych zakątkach życia widział magię godną intelektualnej uwagi i medytacji.

Ceniono go jako znakomitego krytyka (pisał głównie dla "The New Yorkera" i "New York Review of Books"), który erudycję i szerokie oczytanie podporządkowywał przejrzystości wywodu i otwartości na inność. Nie był ostry, nie atakował i nie poniżał. Z tą samą elegancją, z jaką polerował zdania, traktował to, z czym się nie zgadzał. Tak jak w swojej prozie, i w poezji delektował się brzmieniem i konotacjami słów, i precyzyjnie je dobierał. Głęboko, trochę staroświecko, wierzył w moc literatury w procesie odkrywania prawdy o człowieku i jego doświadczeniu, w to, że Anna Karenina czy Emma Bovary ukazują się nam pełniej na kartkach powieści niż podobne postaci w telewizyjnych czy filmowych portretach. "Jedynie proza literacka sprawdza mnie do granic tego, co wiem i czuję" - powiedział w jednym z ostatnich wywiadów.

***

Był z krwi i kości amerykański w swej ufności w polityczny i społeczny eksperyment, jakim jest jego kraj. Wierzył, że tylko nieskrępowana demokracja uwalnia ludzką duszę w sposób trwały i odnawialny. "Kosmicznie", jak to nazwał, był rozdwojony. Z jednej strony osiągnięcia materialistycznej nauki o kosmosie czy atomie widział jako triumf ludzkości, z drugiej, w duchowości, szczególnie w religii, widział dowody na istnienie tego, co w człowieku najbardziej osobiste i ludzkie.

Krzysztof Andrzejczak jest amerykanistą, kierownikiem Katedry Anglistyki w Społecznej Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania, emerytowanym profesorem Uniwersytetu Łódzkiego.

John Hoyer Updike - amerykański prozaik, eseista, poeta, laureat nagród Pulitzera, National Book Award, American Book Award. Napisał 28 powieści, 14 zbiorów opowiadań, wiele tomów szkiców i esejów oraz wierszy. Największą sławę przyniósł mu cykl powieści o "Króliku" - postaci uosabiającej przeciętnego Amerykanina, oraz "Czarownice z Eastwick" - książka zekranizowana w 1987 r. przez George’a Millera. Jesienią tego roku w Rebisie ukażą się polskie przekłady powieści "Wdowy z Eastwick" (kontynuacja "Czarownic z Eastwick") oraz zbioru opowiadań "Łzy mojego ojca".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2009