Pieśni z przeszłości

Gdy Joubert Yanten Gomez dowiedział się, że język jego przodków – rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej – skazany jest na zagładę, postanowił do tego nie dopuścić.

08.08.2022

Czyta się kilka minut

Pomnik mężczyzny z ludu Selk’nam, Porvenir, Ziemia Ognista, Chile, 2022 r. / PHILIP GAME / ALAMY / BE&W
Pomnik mężczyzny z ludu Selk’nam, Porvenir, Ziemia Ognista, Chile, 2022 r. / PHILIP GAME / ALAMY / BE&W

Wszystko zaczęło się od zadania domowego w jednej z podstawówek w Santiago de Chile. Był rok 1999, gdy ośmioletni Joubert usłyszał, że ma przygotować wypracowanie na temat rdzennych mieszkańców Chile. Niedługo później odkrył, że spośród jedenastu chilijskich języków, którymi posługiwano się kilka wieków temu, do dzisiaj przetrwały zaledwie trzy, i że tym trzem również grozi wyginięcie.

Ośmiolatek był pod wrażeniem tej informacji. A przede wszystkim był sfrustrowany, że nikt w jego otoczeniu w ogóle o tym nie mówił. Im więcej próbował się dowiedzieć na ten temat, tym bardziej go do tego zniechęcano. „Kogo obchodzi historia Indian?” – słyszał w odpowiedzi.

Szkolny projekt ukończył z najwyższą oceną. Tak zaczęła się jego fascynacja rdzenną kulturą Chile.

Rodzinna tajemnica

Gdy w połowie XVI w. Hiszpanie przybyli do Ameryki Południowej, w powszechnym użyciu było tu jedenaście języków: keczua, ajmara, rapanui, chango, kunza, diaguita, mapudungun, chono, kawésqar, jagan i ­selk’nam. Najdłużej utrzymały się trzy ostatnie, ponieważ posługujące się nimi plemiona żyły w obrębie Ziemi Ognistej – czyli na południowych rubieżach kontynentu, oddalonych o tysiące kilometrów od centrum państwa.

Od tysięcy lat ­Selk’nam prowadzili półkoczowniczy tryb życia, opierający się na zbieractwie i polowaniach – przede wszystkim na terenie północno-wschodniej części głównej wyspy tamtejszego archipelagu. Zanim na przełomie lat ­1883-84 wybuchła tam gorączka złota, ich populację szacowano na 4-5 tys. osób. Potem działalność poszukiwaczy złota, a także farmerów z koncesjami na uprawę gruntów i hodowlę owiec oraz księży salezjańskich sprawiła, że terytoria łowieckie drastycznie się skurczyły. Wielu z nich stawiało opór wobec kolonizacji, a głód zmuszał ich do kradzieży owiec. W odpowiedzi właściciele rancz zatrudniali myśliwych do chwytania i zabijania rdzennych mieszkańców.

Gdy zabijanie tubylców się skończyło, a ich przetrwanie stało się kwestią wrażliwą społecznie, zaczęła się eksterminacja ich kultury. Do 1905 r. przy życiu pozostało mniej niż 500 ­Selk’nam. W zamian za ocalenie mieli porzucić język i zwyczaje oraz przyjąć „cywilizowany” model z chrześcijańską religią oraz językiem hiszpańskim na czele.

Populacja ­Selk’nam nigdy się nie odbudowała. W 1974 r. zmarła Ángela Loij, ostatnia przedstawicielka ­Selk’nam czystej krwi, a także ostatnia osoba biegle mówiąca ich językiem.

Chcąc dowiedzieć się więcej o historii i kulturze rdzennych ludów, Joubert zaczął się uczyć języka na własną rękę. Zgłębiając historię, zaciekawił się też własnym pochodzeniem – i w ten sposób odkrył rodzinną tajemnicę: że jego przodkowie wywodzili się właśnie z Selk’nam.

Duma z dziedzictwa

Tajemnica ta miała swoje uzasadnienie – w historii matki Jouberta.

Ivonne Gomez Castro jako dziewczyna była wyśmiewana w szkole ze względu na metyskie rysy. Chciała oszczędzić sobie przykrości, szyderstw i wstydu, jakim kiedyś było publiczne nazwanie „Indianinem” – w czasach jej dzieciństwa społecznie oczekiwana była uroda „europejska”, czyli biała.

Skoro ona przez to przeszła, to niech chociaż jej dzieci nie muszą – tłumaczyła sobie. Długo wahała się, czy powiedzieć Joubertowi i jego starszej siostrze, że ich pradziadek był szamanem ­Selk’nam, i że w ich żyłach płynie tubylcza krew. Zmieniła zdanie dopiero, gdy dostrzegła łatwość, z jaką jej syn uczy się prawie wymarłego języka. Odczytała to jako znak, że przodkowie przez niego przemawiają.

A gdy Joubert poznał swoje dziedzictwo, poczuł dumę – i także odpowiedzialność: przysiągł, że nauczy się języka ­selk’nam na tyle, by zapobiec jego wyginięciu.

Aby opanować gramatykę i słownictwo, studiował m.in. wydany w 1915 r. leksykon, którego autorem był salezjański misjonarz José María Beauvoir. Na podstawie różnic językowych z hiszpańskim Joubert samodzielnie przyswoił sobie także składnię i struktury zdań. Z kolei brzmienie języka poznał dzięki wywiadom i pieśniom szamańskim, które nagrała i zebrała amerykańska antropolożka Anne Chapman. Materiały wypożyczone z biblioteki przegrał na płyty CD, aby w domu ćwiczyć mowę i śpiew.

Z początku nucił wysokim tenorem, charakterystycznym dla dojrzewającego 12-latka. Gdy jego umiejętności się pogłębiły, a głos z młodzieńczego stał się niski i gardłowy, śpiew Jouberta zaczął oddawać ostrą i szarpaną fleksję języka ­ ­selk’nam.

Ogień przodków

Jego śpiewanie wypadało na tyle dobrze, że za namową matki zaczął występować przed publicznością na uczelniach oraz w muzeach w Santiago. A kiedy podrósł, matka przedstawiła go dalszej rodzinie, której dotąd nie znał.

Joubert wspominał, że początkowo niechętnie przekazywali mu swoją kulturę i niemrawo odpowiadali na jego pytania. Dopiero gdy zdali sobie sprawę, że jego zainteresowanie jest szczere, zaufali mu i zaczęli uczyć języka ­selk’nam. Ich wiedza nie była akademicka, a ich język nawet nie był poprawny gramatycznie. Np. wujek Javier Gómez nie mówił płynnie, a fraz, które znał, nauczył się kiedyś na pamięć. Potrafił jednak intuicyjnie przetłumaczyć wiele rzeczy, o które ­Joubert pytał.

Oprócz pracy lingwistycznej, nastolatek starał się utrzymać przy życiu język ­selk’nam. Na YouTubie publikował filmiki, w których intonował plemienne pieśni i tłumaczył fleksję. Potem, chcąc spopularyzować tradycyjną muzykę w selk’nam, zaczął komponować wraz z przyjaciółmi autorskie piosenki w zespole etno-elektronicznym.

Z czasem połączył siły z grupą kulturalną Fuego Ancestral (Ogień Przodków), która promuje kulturę rdzennych ludów Ziemi Ognistej przez filmy dokumentalne, muzyczne prezentacje i warsztaty.

Keyuk

Gdy Joubert miał 14 lat, odezwała się do niego chilijska stacja telewizyjna, która w ramach serialu „Synowie Ziemi” chciała zrealizować odcinek o pierwotnych mieszkańcach kraju. Zaproponowali, że wyślą Jouberta na Ziemię Ognistą w roli konsultanta.

Zgodził się. Razem z ojcem polecieli do Puerto Williams – morskiego portu położonego nad Kanałem Beagle (i stolicy prowincji Antarktyka Chilijska). Tam poznali Cristinę Calderón, ostatnią czystej krwi Jagankę i ostatnią osobę na świecie, która od urodzenia władała językiem tego plemienia.

Spotkanie zaowocowało niezwykłą relacją między nastolatkiem a 77-letnią kobietą – dwojgiem ludzi, którzy posługiwali się prawie wymarłymi językami. W ramach korepetycji chłopak zaczął się uczyć jagańskiego. Z pomocą telefonu i maili Cristina wysyłała mu opowieści plemienne i nagrania pieśni. Powiedziała mu, że jego ­selk’nam brzmi na tyle dobrze, że przypomina jej pierwszego męża, który był członkiem tego plemienia.

Wizyta we wsi Ukikka, w której mieszkają Calderon ze swoją rodziną oraz inni ostatni potomkowie Jaganów, była dla ­Jouberta doświadczeniem tożsamości.

Po wizycie na Ziemi Ognistej zaczął używać rdzennego imienia swoich przodków: Keyuk.

Ostatni mówca

Gdy aktywność pełnoletniego już ­Keyuka wzbudziła zainteresowanie, część badaczy uznała go za jedynego żyjącego mówcę języka ­selk’nam na świecie. Część, gdyż inni badacze wskazują także na osoby, które poznały ten język w dzieciństwie i dopiero pod społecznym przymusem przestawiły się na hiszpański. Twierdzą oni, że pierwszy nauczony język nie wymiera całkowicie.

Do tej drugiej grupy należał lingwista Luis Miguel Rojas-Berscia, który w 2014 r. nawiązał kontakt z Keyukiem i zapytał, czy zgodziłby się wspólnie z nim odwiedzić Herminię Very Hilioyen. Kobieta, mieszkająca na Ziemi Ognistej, ​​jako dziecko mówiła w języku ­selk’nam, ale potem zmuszono ją do mówienia wyłącznie po hiszpańsku.

Spotkali się więc we troje. Początkowo komunikacja była trudna, ale stopniowo kobieta rozluźniała się, a słowa przychodziły coraz płynniej i łatwiej układały się w zdania. Udało im się nagrać ponad­godzinną rozmowę. Kilka miesięcy później prawie 92-letnia Herminia zmarła – Keyuka ponownie uznano za ostatniego mówcę ­selk’nam.

Tymczasem odkrywały go zagraniczne media – w tym brytyjskie „Financial ­Times” i BBC czy amerykański „New Yorker”. W wywiadach podkreślał rolę mediów w procesie ratowania zagrożonych języków, ale krytykował też dziennikarzy, którzy przedstawiali go jako kogoś egzotycznego np. „ostatniego Mohikanina”.

Rekonstrukcja

Inaczej niż antropolodzy, Keyuk nie zajmuje się badaniem tubylczych języków, lecz ich praktycznym wykorzystaniem w codziennym życiu. Np. podczas rodzinnej kolacji, gdy zwracał się do współ­biesiadników „Sal qui aya, ach, sok qui aya, ach” – co jest prośbą w ­selk’nam o podanie soli. Z kolei gdy natrafia na słowa bądź zwroty, których nie jest w stanie do końca rozszyfrować, i tak ich używa. Wierzy, że lepiej je wymawiać źle, niż w ogóle z nich nie korzystać i pozwolić im zaginąć. Aby wzbogacić język, tworzy też własne, bardziej nowoczesne słowa w taki sposób, jak powstają neologizmy w innych językach.

Unika określenia „badacz”. Pytany, kim jest, zwykle nazywa się rekonstruktorem języka.

Działalność, umiejętności, a także szkolna edukacja zakończona z wysokimi ocenami zapewniły Keyukowi stypendium językoznawcze na Universidad de Chile, najstarszej uczelni w kraju. Studia, które zaczął w 2010 r., miały mu pomóc lepiej opisać język przodków i wykonywać pracę dla, jak podkreślał, jego „ludzi”. Okazało się jednak, że jedyne, co uczelnia mogła mu zaoferować, to studiowanie języka i literatury angielskiej. Choć wykładowcy znali jego pracę, żaden języko­znawca nie złożył mu poważnej propozycji badawczej. Keyuk uznał, że zaproszenie od uniwersytetu było zabiegiem wizerunkowym.

Trudności

Działalność Keyuka napotkała trudności, które można podzielić na dwie kategorie: biurokratyczną i światopoglądową. Te pierwsze wynikają z presji aktywistów i historyków na polityków, aby uznano udział Chile w ludobójstwie ludu ­Selk’nam pod koniec XIX w. Rządzący w Santiago długo obarczali w tej kwestii całą winą sąsiednią Argentynę, na której terenie mieszkała większość ludu ­Selk’nam. Jednocześnie kolejne rządy coraz chętniej podkreślały wielokulturowość i wielonarodowość Chile – przemilczając, od kogo pochodziło przyzwolenie na morderstwa wobec ludności tubylczej.

Keyuk zgłosił się do biura Narodowego Stowarzyszenia Rozwoju Ludności Rdzennej (CONADI), które podlega Ministerstwu Rozwoju Społecznego i Rodziny, aby zapytać o procedurę zmiany narodowości ze względu na swoje etniczne pochodzenie. Ówczesny dyrektor tej instytucji miał mu powiedzieć, że jeśli chce być uznany za ­Selk’nam, powinien pojechać do Argentyny i poślubić jedną z tamtejszych potomkiń.

Inny charakter miały trudności świato­poglądowe. Na wystąpieniach i wykładach Keyuka, prowadzonych najczęściej w internecie, zaczęli się pojawiać ludzie kwestionujący jego pochodzenie i umiejętności lingwistyczne. Żądali dowodów na jego pochodzenie, próbki krwi czy DNA, co miało dać mu legitymację, by tytułować się jako ­Selk’nam.

Dochodziło też do sytuacji zabawnych; w odpowiedzi na informację, że razem z językoznawcą Luisem Miguelem Rojas-Berscią stworzyli nowoczesny opis gramatyczny dla osób uczących się dziś języka, pewien internauta oskarżył Keyuka, że nie zna gramatyki ­selk’nam i dlatego stworzył własną.

***

O relacji z Chile, swoim krajem, Keyuk pisał tak: „Nie potrzebujemy, aby [państwo chilijskie] nas uznało tylko po to, aby później chwalić się wielokulturowością i wielonarodowością. Potrzebujemy historycznej rewindykacji, uznania, że Chile było uczestnikiem »ludobójstwa«; potrzebujemy spłacenia długu, jaki u nas zaciągnęło”.

Keyuk ma realistyczne podejście do tych żądań. Jego zdaniem nie ma mowy o jakimkolwiek rozliczeniu win, dopóki chilijscy politycy nie zaczną traktować podmiotowo rdzennych ludów.

Argentyński dziennik „La Nación” nazwał go kiedyś „gwiazdą rocka rdzennych języków”. Ten odpisał autorom tekstu na swoim internetowym blogu: „Nie chcę, aby ktokolwiek mnie podziwiał, ani nie dążę do tego, aby wszyscy mi wierzyli. Tożsamość to wiedza o tym, skąd pochodzisz, gdzie należysz, oraz aktywny wkład do swojej wspólnoty”.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2022