Skrobanie dna. Jak bankrutuje polska nauka

MAREK KONARZEWSKI, prezes Polskiej Akademii Nauk: Obawiam się fali wyjazdów w rozmiarach takich jak exodus kadr naukowych w latach stanu wojennego. To jest bardzo realne zagrożenie. Brakuje nam środków nawet na wypłacenie pensji minimalnej.

08.07.2023

Czyta się kilka minut

Pomnik Mikołaja Kopernika przed siedzibą PAN w Warszawie.  / JACEK HEROK / NEWSWEEK POLSKA / REPORTER
Pomnik Mikołaja Kopernika przed siedzibą PAN w Warszawie. / JACEK HEROK / NEWSWEEK POLSKA / REPORTER

DAMIAN NOWICKI: W kwietniu użył Pan słowa „zapaść” w kontekście ­sytuacji w Polskiej Akademii Nauk. Czy może ona ogłosić bankructwo albo upadłość, jak zwykła firma?

PROF. MAREK KONARZEWSKI: Z jednej strony instytuty PAN mają osobowość prawną, czyli nie mogą upaść tak po prostu, jak firmy komercyjne. Mam więc nadzieję, że nie będziemy musieli testować tak dramatycznych okoliczności, raczej nie zdołamy spiąć budżetów. Jednocześnie nie chcę dystansować się od moich wcześniejszych wypowiedzi, ponieważ sytuacja jest naprawdę zła. W porozumieniu z dyrektorami instytutów kolejny raz złożyłem panu Wojciechowi Murdzkowi, sekretarzowi stanu w Ministerstwie Edukacji i Nauki, pismo, w którym wskazujemy na potrzeby finansowe. Brakuje środków nawet na wypłacenie pensji minimalnej.

Przecież w połowie czerwca MEiN opublikowało komunikat dotyczący wysokości subwencji na „utrzymanie i rozwój potencjału dydaktycznego oraz potencjału badawczego” na rok 2023. Zgodnie z tym ­oświadczeniem PAN ma otrzymać ponad 82 mln złotych.

To prawda i te środki już docierają, ale to jest wzrost o nie więcej niż 5 proc. w skali roku. W stosunku do kilkunastoprocentowej inflacji to wciąż za mało nawet na podstawowe potrzeby. Nie możemy mówić o żadnym rozwoju. Ta subwencja dotyczy wyłącznie przetrwania, ono jednak dalej stoi pod znakiem zapytania.

Co konkretnie znaczy to, że ­instytuty PAN nie będą w stanie spiąć budżetów, skoro już teraz nie ma środków choćby na pensje ­minimalne?

Instytuty nie są w stanie wywiązać się z należności względem pracowników bądź zewnętrznych firm i będąc brutalnie szczerym, są stawiane niejako w stan likwidacji. To oczywiście nie jest tożsame z natychmiastowym zamknięciem części instytutów, ale ścieżka, na której się znajdujemy, rzeczywiście do tego prowadzi.

Z jednej strony nie wyobraża Pan sobie upadku takiej instytucji jak PAN, a z drugiej ministerstwo nie daje dodatkowych środków na podstawowe funkcjonowanie. Kiedy będzie moment graniczny?

Wie pan, do tej pory nie było jeszcze sytuacji, o której dyrektorzy instytutów coraz częściej zaczynają mówić głośno, czyli protestu środowiska Polskiej Akademii Nauk przed gmachem ministerstwa.

Teraz mnie z kolei ciężko wyobrazić sobie dyrektorów, profesorów i naukowców przy ul. Hożej w Warszawie, którzy krzyczą przez megafon.

Bardzo bym tego nie chciał, ale proszę mi wierzyć, że nastroje są bardzo blisko tego punktu. Samo w sobie to, rzecz jasna, sytuacji nie uzdrowi, ale naprawdę nie wykluczam takiego scenariusza, ponieważ desperacja personelu PAN jest przeogromna. Najbardziej realistyczna jest jednak cicha śmierć instytutów, która odbędzie się w dwóch aktach. Pierwszy będzie polegał na tym, że znacząca część kadry, czyli ludzie o doskonałych kwalifikacjach, po prostu odejdzie. Wyjadą za granicę, gdzie przyjmą ich z otwartymi ramionami. Nie chcę przesadzać, ale obawiam się fali wyjazdów w rozmiarach takich jak exodus kadr naukowych w latach stanu wojennego. To jest dramatyczne, a jednocześnie realne zagrożenie.

Drugim aktem będzie wysysanie kadr i odchodzenie szczególnie najmłodszych, obiecujących pracowników. Np. programistów, którzy w instytutach PAN wykonują prace doktorskie poświęcone sztucznej inteligencji. Te 2400 złotych, które otrzymują w ramach stypendium naukowego, laboratoria i firmy komercyjne chętnie zwielokrotnią, aby ich przejąć. Oczywiście bardzo się cieszę, że są miejsca, gdzie część specjalistów może się odnaleźć, ale jednocześnie podcinamy gałąź, na której siedzimy. Nie wyobrażam sobie, w jaki sposób możemy za kilka lat myśleć o jakiejkolwiek konkurencyjności Polski, jeżeli w dalszym ciągu będziemy brnęli w rozwój taniej siły roboczej, tyle że w „intelektualnej” branży.

Pieniądze są jedynym palącym problemem czy jest ich więcej? Jak Pan oceni pierwsze pół roku swojej prezesury w PAN?

Sytuacja finansowa jest aktualnie najbardziej dramatyczna, ponieważ dotyka podstawową warstwę funkcjonowania Akademii oraz instytutów. Żeby było jasne: gdyby mnie pan zapytał o to, czy ogólna sytuacja nauki w Polsce jest dramatyczna, tobym powiedział, że nie. Jakkolwiek by na to patrzeć, ostatnie lata były okresem, w którym zanotowaliśmy znaczny wzrost nakładów na naukę, tyle że ze względu na wzrost całkowitego budżetu państwa. W kwestii od dawna oczekiwanego osiągnięcia co najmniej 2 proc. PKB na rozwój badań naukowych, co jest unijną średnią według Eurostatu, stoimy w miejscu.

Bieżący rok jest dramatyczny ze względu na nałożenie się m.in. wysokiego poziomu inflacji oraz, słusznego zresztą, wzrostu płacy zasadniczej. Oba czynniki nie były uwzględnione w tegorocznych budżetach instytutów. Dodatkowo w wyliczeniach ministerstwa nie zostały ujęte osoby zatrudnione na etatach technicznych i administracyjnych. Ci pracownicy są bardzo ważną częścią kadr instytutów, ponieważ obsługują badania naukowe. I tutaj pojawia się dylemat: jak wytłumaczyć pracownikom obsługi, że nie dostaną podwyżek, a reszta kadry – tak, ponieważ na ten konkretny cel ministerstwo przekazało pieniądze. To rodzi dodatkowe, bardzo niedobre napięcia wewnętrzne.

Wspomniał Pan o inflacji. Jak ona wpływa na funkcjonowanie PAN i w ogóle na naukę w Polsce?

Doświadczamy jej zarówno jako konsumenci, jak i osoby zarządzające instytucjami. W tej chwili mam co najmniej parę kilkumilionowych oczekiwań. Dramatyczna sytuacja jest choćby w Instytucie Genetyki i Biotechnologii Zwierząt w Jastrzębcu, gdzie brakuje pieniędzy na utrzymanie placówki. To jest, przypomnę, instytut hodowli, więc zwierzętom się nie wytłumaczy, że od jutra trzeba ograniczyć racje żywnościowe. Żywienie musi być zapewnione, tak jak finansowanie innych podstawowych aktywności instytutu. Niestety, nie byłem w stanie pani dyrektor Agnieszce Wierzbickiej z Jastrzębca odpowiedzieć pozytywnie na prośbę o pomoc, bo oczekiwane przez nią sumy przekraczają nasze możliwości. To nie jest tak, że biję na alarm tylko po to, żeby wywrzeć jakiś skutek medialny. Sytuacja wielu instytutów PAN bardzo nabrzmiewa i nawet dosłowne już skrobanie dna nam nie wystarczy.

Czy PAN ma jeszcze jakieś środki w ramach rezerwy, czy Pańska instytucja już ledwie wiąże koniec z końcem, działając „od pierwszego do pierwszego”?

Osobno finansowana jest kancelaria PAN, a osobno poszczególne instytuty. Jedyna formalna możliwość pomocy czy też interwencji, jaka dziś istnieje, to bezzwrotna pożyczka, którą kancelaria PAN mogłaby użyczyć, ale ta nie posiada w budżecie z góry założonej rezerwy, z której moglibyśmy te pieniądze wziąć. Jedyne, co mogę zrobić, to kosztem innych wydatków wygospodarować kwotę, którą doraźnie poratuję jakiś instytut.

No dobrze, ale co z wyrównaniem lub zwrotem przynajmniej części kosztów spowodowanych inflacją, chociażby w przypadku mediów? W zeszłym roku rząd przecież interweniował w sprawie kosztów zakupu paliwa. Czy ministerstwo nie może pokryć tych najważniejszych braków, jak pensje podstawowe czy pasza dla zwierząt?

Teoretycznie mamy obiecany wzrost subwencji, czyli właśnie tej części, która ma pokryć podstawowe potrzeby, ale jak już wspomniałem, on nie przekroczy 5 proc. Ponieważ jednak obecnie mamy inflację na poziomie 11,5 proc., wzrost ten nie skompensuje nawet jej skutków. Nie ma więc szans, by z tego samego budżetu pokryć potrzeby, które po prostu były nieplanowane. Więcej, ze względu na wzrost płacy minimalnej instytucje określiły swoje potrzeby wynikające tylko z tego faktu na ponad 63 mln zł. Myśmy dostali od ministerstwa niecałe 38 mln, co pokrywa trochę ponad połowę tej sumy.

Osobną kwestią jest pytanie, dlaczego instytuty są w tak fatalnej sytuacji, a uczelnie już nie. One mają troszkę łatwiej ze względu na fakt, że finansowanie szkół wyższych składa się z dwóch komponentów: finansowania edukacji i badań. Dzięki temu te budżety są znacznie wyższe, co pozwala na trochę większą swobodę. My tej możliwości nie mamy, ponieważ nie uzyskujemy subwencji dydaktycznej, jakiekolwiek zatem zewnętrzne zagrożenia, np. wzrost kosztów mediów, uderzają w nas w dwójnasób.

Jak Pan ocenia relację PAN z MEiN? Skoro niejednokrotnie informował Pan o złej sytuacji, a tych pieniędzy dalej nie ma, to czy mogę przyjąć, że rząd każe Wam radzić sobie samemu?

Zupełnie nie. Proszę mi wierzyć, te rozmowy są bardzo życzliwe, i proszę też pamiętać, że MEiN jest jednym z wielu resortów, gdzie dochodzi do konkurencji o dostępne środki. Poza ciągłym ­nagabywaniem ministerstwa i ministrów dochodzę do wniosku, że sprawa poszła tak daleko, iż czas skrzyknąć całe środowisko i ponownie udać się do premiera Mateusza Morawieckiego. Ponownie, ponieważ podobne spotkanie odbyło się w styczniu. Skoro dochodzi do pewnej rewizji budżetu państwa, to mielibyśmy nadzieję, że znajdzie się miejsce również dla nas, szeroko pojętej nauki.

Nowelizacja budżetu została już uchwalona. Czy PAN coś z tej puli otrzymał?

Nie, nie zostaliśmy w nowelizacji budżetu uwzględnieni.

Czy spodziewa się Pan takiego zjawiska, że naukowcy staną się bardzo ostrożni w krytykowaniu władzy lub wręcz udadzą się na wewnętrzną emigrację, bo będą się bali, że krytyka rządu, nie tylko polityczna, ale też merytoryczna, skończy się obcięciem funduszy na badania? Może już teraz zna Pan takie przypadki?

Nie. Naprawdę się tego nie boję. Domyślam się, że chodzi panu o bardzo niefortunną reakcję ministra w związku z wypowiedzią profesor Barbary Engelking. Przypomnę, że PAN i całe polskie środowisko naukowe w bardzo wyrazisty sposób przedstawiło swoje stanowisko: stoimy na straży konstytucyjnej wolności nauk. Nie sądzę, by z tego powodu naukowcy mieli się powstrzymywać przed przedstawianiem swoich poglądów. Wręcz przeciwnie, bardzo wszystkich zachęcam, by w roku wyborczym głośno mówić o potrzebach nauki, a najlepiej uczynić je jednym z tematów podczas kampanii. Proszę zwrócić uwagę, że w zasadzie nie rozmawiamy o nauce, więc nie dziwmy się, że w kolejnych budżetach państwa jesteśmy gdzieś na szarym końcu albo w ogóle bywamy pomijani.

To jest wręcz nasza powinność, aby dotrzeć do konkretnych osób z konkretnych ugrupowań i w taki sposób artykułować nasze potrzeby oraz racje, aby stały się one częścią ich programu wyborczego, za czym pójdzie realny wzrost finansowania nauki. Wątpię, abyśmy znaleźli posłów czy senatorów, którzy powiedzą „nauka nie jest ważna”. Tej aktywności brakuje naszemu środowisku, choć tylko dzięki niej będziemy skuteczni, a nauka i jej potrzeby na tyle zakotwiczą się w świadomości polityków, że przynajmniej nie będziemy dopraszać się o pieniądze na paszę. Na Boga, gdzie my jesteśmy?!

Odwołując się do Pańskiego doświadczenia, czy przed rokiem 2015 PAN i cała polska nauka były w lepszej kondycji finansowej? Czy też niezależnie od ekipy rządzącej jest to cały czas walka o przetrwanie, a pandemia, wojna lub inflacja jedynie dociskają mocniej?

Bardzo bym przestrzegał wszystkich, którzy upatrują w ewentualnej zmianie politycznej nadziei na mannę z nieba. Po pierwsze, bardzo dbam o to, żeby Akademia była instytucją apolityczną. Oznacza to również, że nie ingeruję w wypowiedzi poszczególnych członków bądź też przedstawicieli instytutów. Podkreślę również, że nasi korporanci czy pracownicy występują w bardzo różnych mediach, od księdza Rydzyka po TVN24. Mnie to nie przeszkadza i uważam, że w tym pluralizmie powinniśmy się nawzajem szanować.

No ale skoro jest tak źle, to pewnie liczycie, że ewentualny nowy obóz rządzący zacznie naprawiać błędy i zaniechania ostatnich lat?

Co do zasady nie chciałbym, aby PAN stała się obiektem jakiejkolwiek rozgrywki politycznej. Mam ten przywilej, a jednocześnie doświadczenie współpracy z bardzo różnymi rządami, więc wiem, że nauce w Polsce nigdy nie było i nie będzie łatwo. Historyczne porównania poziomu finansowania nauki nie są do końca uprawnione, ponieważ jesteśmy w kompletnie innej sytuacji, choćby ze względu na realia inflacyjne. Podkreślę jednak, że okoliczności, w których naprawdę może dojść do niewypłacalności części instytutów PAN, to ja nie pamiętam.

Puśćmy wodze fantazji i przyjmijmy, że po spotkaniu z premierem ­Morawieckim ten uprawniłby Pana do dowolnej zmiany, ale tylko jednej rzeczy. Co by to było? Procentowy udział polskiego PKB na naukę i rozwój badań, ogromny zastrzyk finansowy, aby wyzerować zadłużenia wszystkich instytutów, nie tylko PAN, a może jakieś inne zmiany systemowe?

Gdybym miał taką możliwość, przypomniałbym panu premierowi, że napisał doskonały wstęp do polskiego wydania książki Mariany Mazzucato „Przedsiębiorcze państwo”. Autorka jest ekonomistką, która zajmuje się wpływem postępu naukowo-technologicznego na ekonomię i w tej książce zawiera ciekawą diagnozę uzależnienia wzrostu PKB krajów zachodnich od nakładów na rozwój i naukę. Mówiąc krótko, premier Morawiecki napisał, jak bardzo jest to ważne i jak bardzo chciałby zastosowania podobnych rozwiązań w Polsce. Byłem ujęty tym wstępem, ponieważ dostrzegłem w jego autorze człowieka, który doskonale rozumie uwarunkowania wzrostu państwa opartego na wiedzy. I w związku z tym bardzo bym prosił premiera Morawieckiego, aby do tych myśli skutecznie powrócił. Wtedy takich rozmów, jak my teraz, nie musielibyśmy prowadzić.

Co ciekawe, na początku jego premierostwa powstał bardzo istotny dokument, który nazywał się „Strategia na rzecz odpowiedzialnego rozwoju” i, moim zdaniem, był mocno inspirowany właśnie książką Mazzucato. Gdyby to ode mnie zależało, chciałbym, abyśmy do tego ducha wrócili, ponieważ w ostatnich latach gdzieś on się nam zagubił, a przecież opisana strategia jest wciąż bardzo aktualna. ©

 

PROF. MAREK KONARZEWSKI jest prezesem PAN na lata 2023-2026 i profesorem w Katedrze Ekologii Ewolucyjnej i Fizjologicznej Wydziału Biologii Uniwersytetu w Białymstoku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Skrobanie dna