Pierwsze jaskółki nowej epoki

Sprawy nie rozwiąże odgradzanie się od nich murem, czego swego czasu próbowali "biali. Potrzebne jest ich poznanie. Bo nasza wiedza o Romach jest dziś więcej niż przeciętna. Wiemy, że wróżą z ręki, kradną konie, klepią patelnie, porywają niemowlęta, pięknie grają na skrzypkach, jeżdżą kolorowymi wozami...

26.03.2007

Czyta się kilka minut

Romskie dzieci ze wschodniej Słowacji /fot. KNA-Bild /
Romskie dzieci ze wschodniej Słowacji /fot. KNA-Bild /

Tymczasem Romowie są największym narodem bez ziemi w Europie (ok. 7-9 mln osób). Rzadko przy spisach powszechnych przyznają się do narodowości. Na podstawie arbitralnych szacunków otoczenia, postrzegającego ich jako "obcych", wiemy z grubsza, ilu ich jest.

Na Węgrzech do 1993 r. w szkołach całego kraju prowadzono oddzielną ewidencję uczniów romskich. Ich dobór zależał od własnej oceny nauczyciela. Pokutowało przekonanie: Cygan jaki jest, każdy widzi. Praktyka ta, uznana później przez węgierski parlament za nielegalną, dała etnologom bezcenny aparat porównawczy. Szacując na bazie tych danych rzeczywistą liczbę węgierskich Romów, wyszło badaczom, że jest ich ponad trzykrotnie więcej, niż deklarowano przy spisach: 550-600 tys. zamiast policzonych przez rachmistrzów spisowych co do głowy 190 046 Romów.

W mieszczańskich Czechach, gdzie być Cyganem to jak sprzeniewierzyć się samej naturze ludzkiej, z szacowanych 250-300 tys. do romskiego pochodzenia przyznało się przy ostatnim spisie tylko 11 716 osób.

Im dalej na południe, tym lepiej: w Bułgarii i Rumunii do bycia Romem przyznaje się "aż" połowa szacowanej populacji.

Teoretycznie równi

Większość europejskich Romów (ok. 70 proc.) zamieszkuje Europę Środkowo-Wschodnią. W Macedonii ich odsetek sięga 11 proc. populacji, w Rumunii, Słowacji i Bułgarii stanowią 9-10 proc., na Węgrzech prawie 6 proc., w Czechach 3 proc. W Polsce, na podstawie danych przekazywanych przez jednostki samorządu terytorialnego, MSWiA ocenia ich liczebność na 20 750 osób.

Wierzyli, że przyszli do nas z Egiptu jako potomkowie faraonów. Badania lingwistyczne dowodzą jednak, że ich ojczyzną były północne Indie. Stąd w kilku falach dotarli do Europy między wiekiem IX i XIV. Ludność zdecydowanie aryjska nie znalazła jednak łaski w oczach Hitlera: Holokaust dotknął Romów w nie mniejszej procentowo mierze niż Żydów. Nie pasowali do wizji społeczeństwa schludnie ubranego, społeczeństwa ludzi o uporządkowanym rytmie dnia.

Do upadku komunizmu jeszcze jakoś trzymali się materialnie, mimo że ten akurat ustrój często ich, ostatnich nomadów Europy, przymusowo osiedlał w jednym miejscu: zabraniano taborowania, znajdowali więc zatrudnienie w fabrykach, hutach, na budowach. Po upadku wielkiego przemysłu po 1989 r. - np. gigantycznego kompleksu zbrojeniowego na Słowacji - pozostali bez pracy i, w przeciwieństwie do "białych" kolegów, najczęściej nie zdołali się przekwalifikować. W niektórych słowackich osiedlach romskich bezrobocie sięga 100 proc., a przed śmiercią głodową ratuje Romów kombinowanie i zasiłki socjalne. W Bułgarii, Rumunii i na Węgrzech odsetek osób żyjących poniżej poziomu nędzy jest 4-10 razy wyższy wśród Romów niż wśród reszty populacji. W Rumunii i Bułgarii prawie 40 proc. Romów żyje za mniej niż 2,15 dolara dziennie. Średnia długość życia Roma i Romki jest dla całej Europy Środkowo-Wschodniej o około 10 lat niższa od życia "białych" sąsiadów.

Innym tradycyjnie romskim problemem jest słaby dostęp dzieci do edukacji, choć tu akurat postęp w ostatnich latach wydaje się największy. Nie tylko na modelowych dla pozytywnego rozwiązywania kwestii romskich Węgrzech (gdzie np. od kilku lat zaczęły powstawać romskie radia, a nawet stacje telewizyjne). Wciąż jednak np. tylko 10 proc. bułgarskich młodych Romów kończy szkołę średnią.

Teoretycznie równi wobec prawa, są w praktyce urzędniczej większości państw regionu ignorowani. W najlepszym wypadku, bo bywają i przypadki bardziej brutalnego traktowania. W Hadareni, w wieloetnicznym Siedmiogrodzie, w 1993 r. węgierscy i rumuńscy sąsiedzi zamęczyli na śmierć trzech Romów; policja bezczynnie obserwowała "incydent". Inny przypadek: w 1995 r., podczas ataku słowackich skinów na romskie osiedle pod miasteczkiem Żiar, 17-letniego Mario Gorala oblano benzyną i podpalono; zmarł w szpitalu dziesięć dni później. Śledztwo w tej sprawie przez długie lata grzęzło w miejscu. W 2000 r. od uderzeń kijów bejsbolowych zmarła

50-letnia Anastazia Balażova z Żiliny; do jej domu wdarła się grupa skinów; ciężko pobili także dwie jej córki; działania słowackich organów ścigania nie doprowadziły do ukarania sprawców. Podobnie nie poradziła sobie czarnogórska policja z ujęciem sprawców masowego pogromu Romów w Danilov­gradzie w 1995 r.

Cygan pozywa "białego"

Spyta ktoś, czy nie dochodzi do brutalnych pobić, a nawet i zabójstw dokonanych przez policję na przedstawicielach innych narodowości. Oczywiście, dochodzi. Tylko że wtedy media wszczynają piekło, policjanci sądzeni są latami, np. za nieuprawnione użycie broni. W przypadku pobić Romów szum medialny jest słaby lub żaden. Tak przynajmniej było do niedawna.

Upokarzani, najczęściej nie mają żadnych szans na dochodzenie sprawiedliwości, pozbawieni wszelkiej nadziei sami zresztą często o sprawiedliwość nie zabiegają. Ostatnio jednak próbują się organizować i zbiorczo upominać o prawa - tak jak na wiosnę 2004 r. we wschodniej Słowacji, gdzie władze przerażone skalą wystąpień, wywołanych drastyczną obniżką zasiłków socjalnych, zaczęły masowo ściągać z reszty kraju policję i wojsko. Od dziesięciu lat upominać się o prawa uczy ich Europejskie Centrum Praw Romów (ERRC). Liczba pozwów sądowych składanych przez nich przy pomocy ekspertów prawnych tej organizacji z roku na rok rośnie lawinowo. Rom pozywa do sądu "białego"? Kto to słyszał!? A teraz istotnie pozywa, jak trzeba, to i do Strasburga.

To chyba najbardziej wymierny sukces forsowanego przez ERRC programu integracji Romów - przekonanie ich samych, że są ludźmi i mają przynależne temu gatunkowi prawa. Przychodzi mi tu na myśl starsza pani z Krakowa, Romka, z którą przeprowadzałem wywiad na temat jej wojennych przejść. Na pytanie o narodowość dzieci, wraz z którymi znalazła się w pewnym momencie w obozie pracy, odpowiedziała: "To nie byli Cyganie, to były jakieś dzieci ludzkie".

Niemal powszechną praktyką w prawie wszystkich państwach regionu środkowoeuropejskiego jest skierowywanie przez nauczycieli romskich uczniów do szkół specjalnych, tj. szkół dla dzieci opóźnionych w rozwoju. W efekcie droga do edukacji dalszego stopnia zostaje przed nimi praktycznie zamknięta. Pretekstem wnioskowania o przeniesienie są często faktycznie gorsze wyniki w nauce dzieci romskich w porównaniu z osiągnięciami ich "białych" kolegów. Często jednak decyzja nauczyciela jest arbitralna, na zasadzie: nie widziałem jeszcze Roma, który chciałby się uczyć. Nie mówiąc już o próbach zrekompensowania przez system edukacyjny dziecku romskiemu trudniejszego bytowo i kulturowo startu.

Skreśleni

Inną przerażającą kwestią są doniesienia z Czech, Słowacji i Węgier. Docierają informacje o przypadkach wymuszonej sterylizacji romskich kobiet, najczęściej przy okazji porodu. Władze tych państw reagują na te zarzuty z furią, twierdząc, że to zbiorowa psychoza. Niezaprzeczalną prawdą jest jednak, że za komunizmu stosowano w tych krajach praktykę nakłaniania Romek "po którejś tam ciąży" do poddawania się sterylizacji, w zamian za obiecywane korzyści materialne. Czasami obok marchewki pojawiały się też groźby.

Zebrane przez ERRC doniesienia o ok. 80 przypadkach z ostatnich lat wskazywałyby, że część szpitali stosuje te praktyki do dziś. Najczęstsze są tu oskarżenia o niejasne poinformowanie pacjentki (znajdującej się już czasem w fazie bólów przedporodowych, zatem przy ograniczonym stopniu percepcji), czemu miałaby być poddana, w celu osiągnięcia jej "zgody" na zabieg. Powszechne jest przekonanie, że płodzą się jak króliki, więc wielka krzywda im się nie dzieje.

Nie przepadają za nimi nie tylko mieszkańcy naszej, gorszej części Europy dot­kniętej piętnem komunizmu. Pięć lat temu brytyjski Foreign Office, w porozumieniu z władzami Czech, zainstalował na lotnisku w Pradze swoich urzędników imigracyjnych. Taksowali oni wchodzących na pokład samolotów odlatujących do Londynu, odsiewając tych "o złym wyglądzie" - bo, uważano, natychmiast zażądają azylu i trzeba się będzie z nimi wozić pół roku albo dłużej. Tu jednak paralele historyczne były zbyt kłujące, wokół sprawy zrobił się medialny szum i Londyn musiał się wycofać.

W cywilizowanej Słowenii, która poziomem życia prześcignęła już Grecję i Portugalię, i goni resztę "starej" Unii, Romowie, obok Serbów, stanowią największą część izbrisanych, czyli "skreślonych" - tj. tych, którym niepodległa Słowenia odmówiła prawa do obywatelstwa, nawet jeśli de facto żyli tam od lat.

***

Razem stanowiliby ogromną siłę, są jednak rozbici klanowo, religijnie (katolicy, prawosławni; wielka część bałkańskich Romów to muzułmanie). Zainteresowanie życiem politycznym kraju, w którym mieszkają, jest najczęściej bliskie zeru. Chlubnym wyjątkiem stają się tu Węgry, których obie wiodące partie - socjaliści i prawicowy Fidesz - przynajmniej przed wyborami kokietują "swoich Romów". W efekcie m.in. dwie węgierskie Romki weszły do Parlamentu Europejskiego. W Rumunii kilka mandatów poselskich jest dla Romów zagwarantowanych ustawowo.

Może to pierwsze jaskółki nowej epoki w dziejach tego narodu, epoki jego publicznego zaistnienia.

Czas pokaże.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (12/2007)