Superbohater z Peterborough

Romowie wciąż spotykają się z dyskryminacją i nieufnością. Młody chłopak z Czech przyjechał na Wyspy Brytyjskie i pokazał, jak można przełamać takie bariery.

01.03.2021

Czyta się kilka minut

Były już policjant Petr Torak (w ostatnim rzędzie w białej koszuli) na spotkaniu z młodzieżą romską  w miasteczku Trmice koło Ústí nad Labem. Czechy, 2017 r. / PETRTORAK.COM / MATERIAŁY PRASOWE
Były już policjant Petr Torak (w ostatnim rzędzie w białej koszuli) na spotkaniu z młodzieżą romską w miasteczku Trmice koło Ústí nad Labem. Czechy, 2017 r. / PETRTORAK.COM / MATERIAŁY PRASOWE

Jako dziecko marzył, by zostać superbohaterem: aby tak jak Superman rozerwać koszulę i pokazać wspaniały kostium. Chciał pomagać ludziom i zmieniać świat.

W pewien sposób Petr Torak spełnił swoje marzenie: włożył nie kostium, lecz mundur i został policjantem. Jednak żeby to było możliwe, musiał wraz z rodziną opuścić swój dom w Libercu w Czechach.

Po latach czasem wraca do Czech – z wykładami w szkołach, z prezentacjami dla policjantów. Przekonuje, że jeśli się czegoś chce, można to osiągnąć. Sam jest tego dowodem – choć jego droga, od romskiego chłopca pobitego przez skin­headów do odznaczonego przez brytyjską królową szanowanego działacza romskiej społeczności w Wielkiej Brytanii, nie była prosta.

Romowie na Wyspach…

Trudno dokładnie określić, ilu Romów mieszka w Wielkiej Brytanii. W ostatnim spisie ludności z 2011 r. nie byli wyszczególnieni wśród możliwych narodowości i grup etnicznych. Na liście znaleźli się za to Wędrowcy – rdzenna mniejszość etniczna, tak jak Romowie prowadząca kiedyś nomadyczny tryb życia [pisaliśmy o nich w „TP” nr 21/2020 – red.]. Ich jest według spisu 58 tys. (w rzeczywistości zapewne dużo więcej, ale podobnie jak w przypadku Romów nie zawsze chcą się przyznawać do pochodzenia).

Natomiast według nieoficjalnych szacunków na Wyspach mieszka ok. 200 tys. Romów. Większość pochodzi z Europy Środkowo-Wschodniej i przybyła tu w kilku falach. Także po 2004 r., gdy kraje tego regionu stały się członkami Unii Europejskiej i dla ich obywateli otworzyły się europejskie granice. Z kolei w 2014 r. ograniczenia na brytyjskim rynku pracy zniknęły dla Bułgarii i Rumunii – również z tych krajów pochodzi znaczna część Romów w Wielkiej Brytanii.

Pewna grupa przyjechała jednak wcześniej: w latach 90. XX w. Ich podróż miała inny charakter. Tamten okres to czas wzmożonych napięć społecznych i ekonomicznych w postkomunistycznej Europie. A że ciężkie czasy zwykle odbijają się na słabszych członkach społeczności, gdzieniegdzie Romowie znaleźli się w złej sytuacji. Na tyle złej, że w krajach Europy Zachodniej mogli prosić o azyl.

…i w Europie Środkowej

Gdy w latach 90. w Czechach i na Słowacji zakłady pracy popadały w kłopoty, najpierw zwalniano Romów. Nowej pracy nie mieli szans znaleźć, ich sytuacja pogarszała się gwałtownie. Był to też czas nasilonej wobec nich przemocy ze strony grup ekstremistycznych, ale także usankcjonowanej przez państwo dyskryminacji – bo tak należy traktować ówczesne niemal automatyczne wysyłanie romskich dzieci do szkół specjalnych w tych krajach.

W 1999 r. uwaga światowych mediów skupiła się na czeskim mieście Ústí nad Labem. Lokalne władze postanowiły postawić tam mur odgradzający bloki, w których mieszkali Romowie, od domów zamieszkanych przez „białych” Czechów. Niepozorna ulica Matiční ukazała nagle i jak w soczewce całe spektrum problemów wokół społeczności romskiej. Były policyjne kordony, napięcie wisiało w powietrzu, dziennikarze szukali rozmówców i sensacji, a Romowie – rozwiązania i pomocy. „Chcą nas zamknąć w getcie. Jak to możliwe w XX wieku?” – mówili.

Byłam wtedy początkującą dziennikarką, ale nadal pamiętam pana Lacko: mieszkał tam ze swoją rodziną i cierpliwie odpowiadał na pytania mediów. Z nerwów dostał wysypki, czuł się bezradny, nie mógł zrozumieć, dlaczego tak jest traktowany. „Czy ja nie jestem Czechem?” – pytał. Był też inny Rom, który przyjechał z Ostrawy: słyszał, że w Usti jest dużo dziennikarzy z zagranicy i miał nadzieję, że mu pomogą. Ubrał ciemny garnitur i białą koszulę. Opowiadał, że ma pracę, ale właśnie wypowiedziano mu mieszkanie, a nikt nie chce wynająć mu kolejnego. Bo jest Romem, bo ma ciemną skórę, bo ma złe nazwisko. Bez mieszkania trafi do lokalu komunalnego, w gorszej części miasta, dzieci pójdą do złej szkoły i cały jego wysiłek, by dać im lepsze szanse, niż miał on sam, zostanie zniweczony. Pamiętam jego rozpacz i bezsilność.

Być może w okolicy Matiční mijałam wtedy ojca Petra Toraka. Sprzeciwiał się temu, co działo się w Ústí. – Mój ojciec był politycznie zaangażowany, nie chciał dopuścić do budowy muru. Starał się ściągnąć uwagę lokalnych mediów i polityków, zorganizował petycję w tej sprawie – opowiada mi Petr, który miał wtedy 18 lat. – Pomagałem mu zbierać podpisy. Byłem wstrząśnięty takim pomysłem apartheidu w środku Ústí nad Labem.

Za swoje zaangażowanie rodzina Toraków zapłaciła. Ojcu zaczęto grozić śmiercią. Słyszał, że ma odpuścić. Nie odpuścił. Wkrótce skinheadzi pobili Petra. Potem jego młodszego brata i matkę. Policja wiele nie pomogła. „Wystarczy” – stwierdzili Torakowie i postanowili emigrować.

Nie porzucaj marzenia

Romowie, którzy pod koniec lat 90. wyjeżdżali na Zachód, szukali azylu w Belgii, Irlandii czy Wielkiej Brytanii. Większość wniosków odrzucano, ale rodzinie Toraków się udało. – Mój ojciec był przygotowany, udało mu się zgromadzić dość dowodów. Policyjne raporty spisane po tym, jak zostaliśmy napadnięci i pobici, obdukcje ze szpitala, wycinki z prasy. To wszystko pokazywało, że nie jesteśmy w Czechach bezpieczni – opowiada mi dzisiaj Petr.

Po przybyciu na londyńskie lotnisko Heathrow Torakowie zostali umieszczeni w ośrodku imigracyjnym. Potem przeniesiono ich do miasta Southend-on-Sea, 65 km od Londynu.

Zaczęło się dla nich nowe życie. – Dla rodziców musiało to być bardzo stresujące, opuścili przecież rodzinne Czechy. Nie wiedzieli, czy się uda, czy nie zostaniemy deportowani, nie znali języka. Dla mnie, 18-letniego chłopaka, to było bardziej jak przygoda. Pełna napięcia, ale jednak przygoda – wspomina.

W Czechach Petr skończył szkołę średnią i zaczął studia prawnicze. W Anglii nie porzucił swojego marzenia, aby zostać policjantem. – Oczywiście nie było to proste, ale wiedziałem, co chcę osiągnąć. Pytanie brzmiało, kiedy mi się uda, a nie, czy się uda – opowiada. – Gdy aplikowałam w 2003 r., powiedziano mi, że nie mogę zostać policjantem, bo nie jestem Brytyjczykiem. To była nieprawda, ale wtedy o tym nie wiedziałem. Kolejny raz spróbowałem w 2006 r. i udało się! Proces stawania się posterunkowym był trudny, te wielogodzinne testy w języku, który nie jest moim ojczystym... Wierzę jednak, że jeśli się czegoś chce i ciężko pracuje, to się to coś zdobędzie.

Jako policjant Petr Torak zaczął pracować w hrabstwie Cambridgeshire, we wschodniej Anglii. Mundur nosił przez 11 lat. Jednocześnie angażował się na rzecz społeczności romskiej: zachęcał młodych, by nie rezygnowali, walczyli o siebie. – Ważny jest dobry przykład. Wiem, że od czasu, gdy zostałem policjantem, około dziesięciu Romów wstąpiło do policji. Wielu młodych ludzi myśli o tym zawodzie – mówi dziś.

Posterunkowy Torak

Kiedy w 2014 r. Jim Davies zakładał stowarzyszenie, które miało zrzeszać policjantów wywodzących się ze społeczności Wędrowców i Romów (Gypsy Roma Traveller Police Association, GRTPA), wiedział tylko o garstce funkcjonariuszy o takich korzeniach.

Davies jest Wędrowcem, wychował się w przyczepie kempingowej w Oxfordshire. Był ciekawy, ilu jest takich jak on – i ilu przyznaje się otwarcie do swojego pochodzenia. Bo część z tych, z którymi rozmawiał, zdecydowanie zabroniła mu robić im taki „coming out”.

Jedną z osób, z którymi Davies powołał stowarzyszenie, a które są ze swojego pochodzenia dumne, był młody policjant z Cambridgeshire – Petr Torak. Obaj mieli ten sam cel: przełamywać stereotypy wiążące się z ich społecznościami i zachęcać młodych ludzi z tych mniejszości, aby wstępowali do policji.

– Kiedy dołączyłem do policji, moi koledzy na posterunku w pełni akceptowali, że jestem cudzoziemcem i Romem. Może jedna osoba robiła jakieś głupie uwagi pod adresem moim i jeszcze jednego kolegi, który był Pakistańczykiem. Ale cała reszta stanęła od razu po mojej stronie – wspomina Petr. – Z drugiej strony zdarzały się komentarze o Wędrowcach i moi koledzy denerwowali się, gdy z kolei ja się temu sprzeciwiałem…

Zostając policjantem, Torak udowodnił innym funkcjonariuszom, że stereotypy są krzywdzące. A także – może przede wszystkim – pokazał Romom z Peter­borough, gdzie pracował, że do policji mogą zwracać się o pomoc.

Komu można ufać

Peterborough – katedralne miasto w Cambridgeshire, liczące 165 tys. mieszkańców – pojawiało się często w brytyjskich mediach z okazji doniesień o kolejnych falach imigrantów. Rzeczywiście jest ich tam dużo, zwłaszcza Polaków. Kilka lat temu głośno zrobiło się o miejscowej szkole podstawowej Gladstone: nie było w niej ani jednego ucznia, dla którego angielski byłby językiem ojczystym.

Już to pokazuje skalę zmian, do jakich doszło w tym mieście w ostatnich latach. W spisie ludności z 2011 r. osób deklarujących się jako biali Brytyjczycy było ok. 70 proc. – o 15 proc. mniej niż 10 lat wcześniej. Według tego spisu 80 proc. mieszkańców urodziło się w Wielkiej Brytanii, 10 proc. w krajach Unii Europejskiej, a 10 proc. w innych krajach. Od czasu spisu minęła dekada – dziś szacuje się, że już co szósty mieszkaniec miasta to Polak.

Różnorodność widać choćby na ­Lincoln Road, jednej z głównych ulic Peterborough, wzdłuż której ciągną się polskie delikatesy i zakłady fryzjerskie, litewskie sklepy i włoskie kafeterie. Te dziesiątki biznesów to pozytywne efekty imigracji. Jednak krytycy utrzymują, że przybyszów jest za dużo, że wraz z nimi rośnie przestępczość. Prawie 61 proc. mieszkańców, którzy w 2016 r. wzięli udział w referendum, głosowało tu za brexitem.


Czytaj także: Patrycja Bukalska: Gdy domem jest kamper


Wśród nowych obywateli miasta są także Romowie: Petr ocenia, że ok. 5 tys. tutejszych Romów przybyło z Czech i Słowacji, a kolejnych 5-7 tys. z Rumunii. Zaznacza, że raczej nie ma konfliktów między nimi a innymi mieszkańcami.

Jak reagowali na Roma w policyjnym mundurze? – Różnie. Byli tacy, którym się to nie podobało. Nawet grożono śmiercią mnie i moim dzieciom, podpaleniem domu itd. Nie były to odosobnione przypadki – wspomina Petr. – Z drugiej strony inni Romowie byli dumni. Cieszyli się, że gdy potrzebują pomocy, mogą zwrócić się do mnie. Że mogą do mnie dzwonić nawet o szóstej rano w niedzielę…

Często dzwoniły do niego kobiety dotknięte przemocą domową. Czuły, że „swojemu” policjantowi mogą zaufać. Petr podkreśla, że znacznie wzrosła liczba zgłoszeń o przemocy domowej. Jest też dumny, że będąc policjantem mógł pomagać ofiarom współczesnego niewolnictwa.

Co lubił najbardziej, gdy był posterunkowym? – Uwielbiałem etos pracy policyjnej w lokalnej społeczności, patrolowanie okolic Lincoln Road, rozmowy z ludźmi. Poświęcałem na to każdą wolną chwilę, nawet przerwę na lunch, byle być blisko z mieszkańcami.

Petr i królowa

To właśnie pragnienie kontaktów z ludźmi pchnęło Petra do tego, aby zrezygnować z pracy w policji i poświęcić się pracy społecznej. Ukoronowaniem jego zaangażowania dla Romów było odznaczenie go przez królową Elżbietę II Orderem Imperium Brytyjskiego. Jedynie 17 Czechów dostąpiło przed nim tego zaszczytu.

– To było dla mnie impulsem do kolejnych wyzwań. Nigdy nie chciałem osiągnąć jednego marzenia i potem spocząć na laurach – mówi. – Po ponad 10 latach pracy w policji zrobiło mi się… jak by to powiedzieć, zbyt wygodnie. Zastanowiłem się i wyznaczyłem sobie cele na kolejnych 10 lat. Teraz je realizuję. Niedawno zostałem wybrany konsulem honorowym Republiki Czeskiej w Peterborough.

Nowych zadań dostarczyła epidemia. Petr i jego współpracownicy z organizacji Compas, której jest współzałożycielem, starają się pomagać romskim rodzinom i innym potrzebującym. Np. wspierają dzieci w nauce zdalnej – nie tylko brakowało im laptopów, ale także ich rodzice, którzy czasem nie mówią po angielsku, nie mogą im pomagać.

Problemem jest też dostęp do sprawdzonych informacji. – Romowie polegają w znacznej mierze na mediach społecznościowych. Na początku pandemii zaczęły szerzyć się wśród nich teorie spiskowe i sporo osób zdecydowało się wyjechać z Wielkiej Brytanii, wrócić do swoich krajów. Teraz sytuacja się uspokoiła. Za to nowym źródłem lęku są szczepienia – mówi Petr. – Romom brakuje sprawdzonych informacji i szczepionka budzi w nich wiele obaw.

Duma i pochodzenie

W spisie ludności, który zaplanowano na ten rok w Anglii i Walii, po raz pierwszy pojawi się kategoria „Romowie”. Zdecydowano tak po wieloletnich konsultacjach i apelach mniejszości romskiej. Uważa się, że w ten sposób łatwiej będzie dostosować do potrzeb Romów opiekę medyczną, liczbę miejsc w szkołach, plany mieszkaniowe, a co za tym idzie, zapobiegać ich dyskryminacji.

W Czechach w spisach ludności wciąż niewielka tylko liczba Romów deklaruje się w ten sposób, bo wciąż może to być stygmatyzujące. Czy w Wielkiej Brytanii jest inaczej? Petr Torak uważa, że tak: – Tutaj wielu Romów jest dumnych z tego, że są Romami. Albo się tym nie przejmują. Mówią: „Jestem Romem i co z tego?”. Tak czy siak, bycie Romem jest tu dużo łatwiejsze. W brytyjskich szkołach dzieci od wczesnych lat widzą, że różnorodność etniczna, religijna czy kulturowa jest czymś, z czego należy się cieszyć. Nagle Romowie z Europy widzą, że w szkole organizowany jest Międzynarodowy Dzień Romów. Myślą: „Jak to możliwe, skąd o nas wiedzą?”. Wchodząc do szkoły, widzą napis „Witamy” po romsku i w wielu innych językach. To sprawia, że czują się akceptowani i dumni ze swojego dziedzictwa.

Na ile takie odczucie jest powszechne? Testem będzie spis ludności: pokaże, ilu Romów tak się zadeklaruje. Doświadczenie Wędrowców sugeruje, że duma z pochodzenia to jedno, a odnalezienie swojego miejsca w społeczeństwie to czasem coś zupełnie innego.

Petr Torak nie ma jednak wątpliwości, że aby coś osiągnąć, trzeba ciężko pracować, a gdy już się to osiągnie, trzeba o tym głośno mówić. Inaczej Romowie nie będą widoczni. – To kwestia równowagi między osiągnięciami a zachowaniem tożsamości kulturowej. Jeśli nie będziemy krzyczeć „Tak, jestem Romem i osiągnąłem sukces!”, będzie to sukces tylko w połowie – przekonuje.

Skąd on sam znalazł siły, aby osiągać swoje cele? – Dzięki moim rodzicom. To oni sprawili, że jestem tak zdeterminowany. Po prostu nie dali mi innego wyboru. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2021