Pielgrzym i konwertyta

Stary, klerykalny model parafii jeszcze funkcjonuje, nawet bywa skuteczny i akceptowany także przez świeckich, bo mają kłopot z głowy. Ale typ katolika-parafianina nieuchronnie odchodzi w przeszłość.

10.12.2012

Czyta się kilka minut

 /
/

W 1972 r. zwiedzałem we Francji „nowe miasto” Cergy-Pontoise w departamencie Val-d’Oise w regionie Île-de-France. Powstało na północ od starej wioski Cergy. Położone niespełna 100 km od Paryża, połączone z nim szybką koleją, miało stanowić sypialnię stolicy Francji. Miało być miastem dla ludzi. Niewysokie bloki mieszkaniowe, na skrzyżowaniach bezpieczne, wygodne przejścia nad jezdniami, niewielkie dzielnice tak pomyślane, by można było w ich granicach tworzyć spontaniczne wspólnoty lokalne, zaspokoić podstawowe potrzeby (sklepy, kina itd.). Liczba mieszkańców dochodziła wtedy do 9 tysięcy. Miasto było jeszcze młode.

W 2007 r. miało 57,6 tys. mieszkańców. Nie wiem, jak dziś funkcjonuje. Wtedy te założenia i ich świeża jeszcze realizacja wydały mi się bardzo udane. Mieszkałem w Paryżu na rue de Vaugirard, blisko rue d’Assas (metro: Notre-Dame – des Champs, a więc kto zna Paryż, będzie mi świadkiem, że nie są to peryferie). Pani konsjerżka mojej kamienicy wyznała, że na Champs-Élysées i w centrum Paryża była ostatni raz przed 20 laty.

Potem mieszkałem w Rzymie. Mój fryzjer, pan Alfredo, którego salon od bazyliki św. Piotra dzieliła odległość dająca się pokonać autobusem w pół godziny, nigdy od czasów dzieciństwa nie był w Watykanie ani na Mszy św. papieskiej, ani na audiencji generalnej.

Ludzie mieszkają w dzielnicach, nie w miastach, nawet jeśli do miasta codziennie jeżdżą do pracy.


Warto więc postawić pytanie o rolę parafii w wielkim mieście. Czy dla dzielnicy jest ona miejscem integracji jej mieszkańców? Badająca zjawisko sekularyzacji francuska socjolożka religii, Daniéle Hervieu- Léger w książce „Le pèrlin et le converti” (2000 r.) zwraca uwagę, że „człowiek wierzący poprzednich epok to »praktykujący parafianin«, którego życie religijne oparte jest na społeczności, praktykowane stale, w ustalonym przez instytucje rytmie, związane z terytorium zamieszkania”. Dziś – stwierdza autorka – „zaczyna dominować »religijność pielgrzyma« albo »religijność konwertyty«, oparta na stale odnawianych, autonomicznych wyborach praktyk, które są zmienne, indywidualne i wyjątkowe, oraz treści wiary, którą wybiera się subiektywnie”. Potwierdzeniem tego wydaje się m.in. znane zjawisko „pielgrzymowania” mieszkańców miast na niedzielną Mszę św. do wybranych kościołów, często odległych od ich dzielnicy. Tak z najdalszych dzielnic Krakowa wędrowali ludzie na Msze św. (i kazania) bp. Jana Pietraszki do kościoła św. Anny, w Warszawie do wizytek na Mszę ks. Bronisława Bozowskiego czy do krakowskich wizytek na Mszę ks. Mieczysława Malińskiego. Do dziś tak pielgrzymują z Pragi, Żoliborza, Bielan i innych odległych dzielnic do dominikanów na Służewcu czy w Krakowie do dominikanów na Stolarską.

Poszukiwanie wspólnoty, w której człowiek się czuje „u siebie”, w której jest zrozumiany i w której znajduje odpowiedź na swoje wewnętrzne potrzeby, wydawało mi się oczywiste i pozytywne. Niedawno zaskoczyli mnie młodzi ludzie, mieszkańcy Warszawy, którzy o fenomenie „parafii z wyboru” wypowiadali się krytycznie. Ich zdaniem tego rodzaju „wybrane” miejsca mogą się stać rodzajem enklaw, jeśli nie gett lepszych i mądrzejszych. Marzeniem tych młodych jest parafia, w której jest miejsce dla wszelkiego rodzaju postaw i oczekiwań religijnych.

O miejskiej parafii socjologowie religii i duszpasterze mnóstwo już napisali. Jest też wiele dobrych doświadczeń parafii, których wierni nie muszą jeździć na Służewiec.


Na pewno parafia w wielkim mieście nie może być tylko punktem usług religijnych dla ludności. Sprawianiu, by stawała się tym, czym ma być, sami księża nigdy nie sprostają. Parafia przecież nie jest ich „firmą”, ale wspólnotą księży i świeckich, której księża mają służyć. Stary, klerykalny model parafii jeszcze funkcjonuje, nawet bywa skuteczny i akceptowany także przez świeckich, bo mają kłopot z głowy. Jako zaangażowanie wystarcza im, że mogą ponarzekać na proboszcza. Ale typ katolika-parafianina nieuchronnie odchodzi w przeszłość. Jego miejsce zajmuje parafianin „konwertyta-pielgrzym”. Co z nim zrobić?... Jeden pojedzie do dominikanów na Służewiec, ale drugi, nie znalazłszy dla siebie miejsca w lokalnej wspólnocie, odejdzie zawiedziony i już nie pojedzie nigdzie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2012