Pewnej niedzieli nad Morzem Czarnym

W Bułgarii i Mołdawii politycy walczący o uczciwość mierzą się z obrońcami starego systemu, którzy przez lata zawłaszczali oba państwa.

28.06.2021

Czyta się kilka minut

Koncert Sławiego Trifonowa w Sofii, poprzedzający jego kampanię wyborczą, październik 2016 r. Dziś Trifonow jest liderem drugiej największej partii w bułgarskim parlamencie. / NIKOLAY DOYCHINOV / AFP / EAST NEWS
Koncert Sławiego Trifonowa w Sofii, poprzedzający jego kampanię wyborczą, październik 2016 r. Dziś Trifonow jest liderem drugiej największej partii w bułgarskim parlamencie. / NIKOLAY DOYCHINOV / AFP / EAST NEWS

Wachlarz muzycznych możliwości Sławiego Trifonowa jest szeroki. W swej karierze ten niespełna 55-letni bułgarski piosenkarz grywał pop, rzewne ballady, punk, a przede wszystkim czałgę – mieszankę popu z bałkańskim folkiem. Z powodzeniem tworzył też programy telewizyjne, w których występował jako prezenter.

Najwyraźniej show-biznes to nie koniec jego możliwości. Przez ostatnich kilkanaście tygodni Trifonow był też posłem. I to nie byle jakim, bo liderem drugiej siły politycznej w bułgarskim parlamencie. Partia pod nazwą Jest Taki Lud, założona w przededniu wyborów, które odbyły się w kwietniu tego roku, to również jego autorski projekt.

Charyzma showmana i antyelitarny przekaz wystarczyły, by w krótkim czasie osiągnąć polityczny sukces w kraju, w którym od roku obywatele protestują przeciw oligarchiczno-mafijnej autokracji. Tym, którzy go poparli, nie przeszkadzał fakt, że o planach partii Trifonowa trudno było powiedzieć coś konkretnego. Mimo to jej polityczne znaczenie wkrótce może być jeszcze większe: 11 lipca w Bułgarii odbędą się kolejne wybory, przedterminowe. Sondaże pokazują, że poparcie dla partii piosenkarza może wzrosnąć z 17 proc., które uzyskała w kwietniu, do nawet 23 proc.

Tej samej lipcowej niedzieli przyśpieszone wybory odbędą się również w niedalekiej Mołdawii. Sytuacja jest zaskakująco podobna – po jednej stronie mamy siły walczące o oczyszczenie kraju z korupcji, a po drugiej sojusz polityków i oligarchów dążących do zachowania status quo. W obu przypadkach obóz zmian odwołuje się do uczciwości w życiu publicznym i godności obywatelskiej, a druga strona walczy hasłami pełnymi odniesień do tożsamości i godności narodu.

Borisow i jego układ

Bułgarskie kwietniowe wybory przyniosły też, być może, początek końca długich rządów Bojka Borisowa. Wprawdzie jego partia Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii (GERB) uzyskała najlepszy wynik, jednak w porównaniu do poprzedniej kadencji straciła sporo miejsc w parlamencie. Co dla Borisowa gorsze, żadne z pozostałych ugrupowań nie dopuszczało myśli o zbudowaniu z nim koalicji. Musiał więc pożegnać się z teką premiera, którą dzierżył (z krótką przerwą) od 2009 r. Czy na stałe, zobaczymy wkrótce.

Przez całe lata ten 62-letni dziś polityk postrzegany był na Zachodzie jako gwarant politycznej stabilności Bułgarii i jej atlantyckiego kursu w polityce zagranicznej. Za ten kredyt zaufania, który owocował przymykaniem oka przez zagranicznych partnerów na korupcje i naruszanie standardów państwa prawa, Borisow odpłacał się lojalnością w kwestiach kluczowych dla europejskiej polityki, takich jak kryzys migracyjny.

Jednocześnie nieustannie starał się tworzyć wrażenie, że jego współpraca z Rosją w sferze energetycznej i niechęć do sankcji, którymi zachodnia wspólnota reagowała na poczynania Władimira Putina, wynikają przede wszystkim z pragnienia utrzymania w ryzach tradycyjnej ponoć prorosyjskości Bułgarów. Jej uosobieniem mieli być główni polityczni przeciwnicy Borisowa, czyli Bułgarska Partia Socjalistyczna (BSP).

Jednak w ostatnich latach w kraju postrzegano Borisowa zupełnie inaczej. Od mniej więcej 2015 r. aktywiści obywatelscy i prawnicy powtarzają, że premier i współdziałający z nim oligarchowie zawłaszczyli państwo. W czerwcu 2018 r. Lozan Panow, przewodniczący Sądu Najwyższego, wystąpił z bezprecedensowym – choć niezauważonym przez zagranicę – przemówieniem, w którym stwierdził, że w Bułgarii nie funkcjonuje trójpodział władzy, a jego rodzina jest prześladowana, gdyż on sam nie chce przyjmować rozkazów od rządu.

Frankenpaństwo

Zdaniem Radosvety Vassilevej, bułgarskiej badaczki z Middlesex University w Londynie i autorki licznych prac o mechanizmach tutejszego systemu władzy, to Prokuratura Generalna (ona miała podejmować działania wobec bliskich Panowa) jest głównym filarem bułgarskiego „frankenpaństwa”. Tym pojęciem, nawiązującym do horroru o monstrum Frankensteina, które nie było ani żywe, ani martwe, Vassileva nazywa współczesne autokracje, które formalnie nadal posługują się demokratycznymi narzędziami.

Kolejne filary bułgarskiego „frankenpaństwa” to Wyższa Rada Sądownicza i specjalne sądy kryminalne. Wszystkie te instytucje mają być podporządkowane partii rządzącej i wspólnie tworzyć mechanizm nacisku na niezależne sądownictwo, społeczeństwo obywatelskie i opozycję – pisze Vassileva. Symboliczna w tym wymiarze była sytuacja z lipca 2020 r., gdy siły specjalne podporządkowane prokuraturze aresztowały dwóch doradców prezydenta Rumena Radewa, związanego z Partią Socjalistyczną.

To postkomunistyczne w swoich korzeniach ugrupowanie zajmuje specyficzne miejsce w całej układance. Jeszcze kilka lat temu to ono było symbolem korupcji i podporządkowania państwa prywatnym interesom. Obecnie krytykuje Borisowa i jego GERB. Ogromna część społeczeństwa jest jednak przekonana, że pod względem uczciwości i mentalności obie partie nie różnią się specjalnie, będąc swoimi lustrzanymi odbiciami.

Również filarami – i zarazem beneficjentami – tego systemu są oligarchowie. Najważniejszy to Delan Peewski, magnat medialny, który kontroluje partię bułgarskich Turków (Ruch na rzecz Praw i Wolności, DPS) i współpracuje z Borisowem. Warto wspomnieć też Wasyla Bożkowa: to autorytet kryminalny z branży hazardowej, mający aspiracje polityczne. Jest znany pod pseudonimem „Czaszka”.

Kraj i jego właściciele

Także w Mołdawii kluczem do władzy nad państwem – i nad miejscowym biznesem – było przejęcie kontroli nad prokuraturą i wymiarem sprawiedliwości.

O Mołdawii jako o „państwie zawłaszczonym” zaczęto mówić głośno w 2016 r. Wtedy to głównym właścicielem kraju (można użyć takiego określenia) stał się Vlad Plahotniuc – oligarcha i szef Partii Demokratycznej, przez lata przedstawiający się jako gwarant prozachodniego kursu. To właśnie wtedy, gdy jego wpływy były największe, doszło do najbardziej niezwykłej afery: z systemu bankowego wyprowadzono, bagatela, miliard dolarów. A także do wielu innych afer.

Plahotniuc stracił swoją nieformalną pozycję „właściciela” kraju w czerwcu 2019 r. na skutek bezprecedensowego wspólnego nacisku zachodniej i rosyjskiej dyplomacji, które skłoniły ugrupowania opozycyjne – prozachodnie i prorosyjskie – do współpracy przeciwko niemu. Wkrótce jednak większość władzy w swoich rękach skoncentrował ówczesny prorosyjski prezydent Igor Dodon – formalnie niedawny przeciwnik Plahotniuca, który w rzeczywistości był jednym z dwóch filarów kartelu politycznego, rządzącego Mołdawią za fasadą geopolitycznych sporów.

Dodonowi nie udało się odtworzyć wpływów, którymi dysponował poprzednik. Podporządkowana mu większość parlamentarna zaczęła topnieć wiosną 2020 r., przez co państwo wpadło w polityczny dryf. Wybory prezydenckie z listopada 2020 r. zdawały się być szansą na przełamanie tego impasu.

Obywatelski zwrot

Nową prezydentką została wybrana wówczas Maia Sandu, która od lat jest uosobieniem nadziei na jakościową i moralną rewolucję w mołdawskiej polityce. Sukces zawdzięczała ogromnemu zmęczeniu elitą polityczno-oligarchiczną, której Dodon stał się symbolem, a także pragnieniu zmiany osi sporu politycznego. Dziś widać, że jej zwycięstwo to był dopiero początek – i od razu niełatwy.

Dotychczas mołdawską polityką rządziły kwestie tożsamościowe i geopolityczne. Unikając odpowiedzi na pytania związane z realnym rządzeniem państwem, elita kierowała uwagę wyborców na kwestie charakteru wspólnoty narodowej i jej miejsce w świecie. Tymczasem w swojej kampanii Maia Sandu, tradycyjnie kojarzona z prozachodnim wektorem i prorumuńskimi sympatiami, wyciągała rękę także do rosyjskojęzycznych obywateli. Przekonywała ich, że najważniejsze są prawa i godność każdego człowieka bez względu na to, czy kulturowo bliżej mu do Moskwy czy do Zachodu. Argumentowała przy tym, że te prawa są w Mołdawii łamane przez miejscowych oligarchów, a nie przez „liberalne zachodnie elity” lub „rosyjskie czołgi” (jak głosiły umownie strony sporu na swych sztandarach).

Ten proobywatelski zwrot dał Mai Sandu rewelacyjny wynik w drugiej turze wyborów prezydenckich i stworzył nadzieję, że Mołdawianie zaczynają inaczej patrzeć na rolę państwa i na siebie, jego obywateli.

Jednak siły broniące status quo okazały się liczne i sprawne. Wprawdzie zaraz po wyborach nawet przegrany Igor Dodon mówił, że potrzebne są przyśpieszone wybory parlamentarne, ale potem jego Partia Socjalistów zaczęła działać na rzecz ich maksymalnego opóźnienia. Sojusznikami socjalistów w tej grze stali się Partia Șor, kierowana przez 34-letniego Ilana Șora (został on oficjalnie oskarżony w sprawie kradzieży miliarda dolarów, ale ponieważ nie zastosowano wobec niego aresztu, zaczął działalność polityczną; obecnie przebywa w Izraelu), oraz wychodźcy z Partii Demokratycznej, którzy wiedzieli, że nie mają szans na reelekcję.

Przyśpieszone wybory groziły demontażem wieloletniego systemu władzy, którego wszyscy oni byli beneficjentami. W efekcie udało im się przedłużyć funkcjonowanie parlamentu o kilka miesięcy; został rozwiązany pod koniec kwietnia.

Fasada i kulisy

Gdy w 2013 r. najbiedniejsi Bułgarzy masowo zaprotestowali przeciw wzrostom cen, Borisow dokonał mistrzowskiego gambitu: ustąpił, rozwiązał parlament i dopuścił postkomunistów do władzy. Po kilku miesiącach ulica znów protestowała, tym razem w przekonaniu, że Partia Socjalistyczna umożliwia oligarchom odzyskiwanie straconych pozycji. Kolejne przyśpieszone wybory przyniosły powrót Borisowa na fotel premiera, a także powszechne przekonanie, że tylko on może uchronić kraj przed zawłaszczeniem.

W lipcu 2020 r. ten miraż gwałtownie się rozpłynął. Czarę goryczy przelało nagranie, które pokazywało, że Achmed Dogan, przewodniczący partii bułgarskich Turków, nie tylko zawłaszczył sobie część publicznej plaży, ale jeszcze korzysta z państwowej ochrony. W tym czasie ówczesna koalicja, w skład której wchodziły również ugrupowania nacjonalistyczne, w oficjalnych wystąpieniach traktowała Dogana z dystansem, a nawet wrogością. Tymczasem upublicznione w serwisie YouTube nagranie pokazywało nie tylko bezczelność elity, ale też fakt, że układ rządzący jest zbudowany w poprzek oficjalnych sojuszy.

Bułgarzy mówią: precz!

Potem był ciąg dalszy. Prawdopodobnie pragnąc odwrócić uwagę opinii publicznej, prokuratura dokonała wspomnianego aresztowania współpracowników prezydenta, przy czym usłużne media sugerowały, że chodzi tu o współpracę z Rosją. Tak jawne wykorzystanie prokuratury do walki politycznej wzmogło gniew ulicy. Masowe protesty trwały do początku października. Domagano się dymisji premiera i prokuratora generalnego. Z czasem zaczęto pikietować także pod ambasadą Niemiec: w okresie prezydencji Berlina w Unii Europejskiej żądano, aby Komisja Europejska oraz Europejska Partia Ludowa (należy do niej partia Borisowa) zwróciły uwagę na bułgarskiego lidera, którego tutejsza ulica nazywała już po prostu gangsterem.

Borisowowi udało się dotrwać do końca kadencji. A potem były kwietniowe wybory, w których próg przekroczyły aż trzy ugrupowania antysystemowe, wyrosłe na fali protestów. Oprócz partii Sławiego Trifonowa są to Demokratyczna Bułgaria (sojusz środowisk o charakterze liberalnym, ekologicznym i wielkomiejskim) oraz koalicja Wstań! Precz! (odwołująca się do biedniejszej części społeczeństwa). Partia Socjalistyczna straciła niemal połowę posłów w porównaniu do poprzedniej kadencji, a ugrupowanie bułgarskich Turków utrzymało stabilne 10-procentowe poparcie.

Taki rozkład sił nie dawał szans na powstanie jakiejkolwiek koalicji, więc po przyjęciu ustaw ograniczających możliwość manipulacji wyborczych parlament rozwiązano.

Dumne narody i ich elity

Zarówno w Bułgarii, jak i w Mołdawii siły broniące status quo odwoływały się przede wszystkim do kwestii tożsamości i dumy narodowej.

Borisow i przychylne mu media oskarżały socjalistów, prezydenta, a nawet protestujących o działanie na rzecz Rosji. Ofiarą tej taktyki stała się też sąsiednia Macedonia Północna. Do niedawna Bułgaria zdawała się być jej sojusznikiem w procesie integracji z Unią, a jednak jesienią Sofia zablokowała rozmowy akcesyjne z powodu sporów z Macedończykami o język i historię. Warto zwrócić uwagę, że wizerunkową licytację o miano największych obrońców bułgarskiej dumy narodowej prowadzili GERB i BPS – dwie partie osadzone w dotychczasowym systemie i obawiające się fundamentalnych zmian w polityce.

Również mołdawscy socjaliści próbowali wciągnąć Maię Sandu i jej zwolenników w stare spory o tożsamość. Odgrzali ustawę nadającą specjalny status językowi rosyjskiemu, a z czasem, w obliczu braku kolejnych argumentów przeciw przyśpieszonym wyborom, skupili się na podsycaniu obaw przed rzekomym rumuńskim nacjonalizmem i zachodnim imperializmem. Każdą wypowiedź unijnego lub amerykańskiego polityka czy dyplomaty, który popierał ideę przyśpieszonych wyborów, przedstawiali w kontekście zamachu na mołdawską dumę narodową.

Uczciwość i czałga

Przez lata było więc tak, że gdy Bułgarzy i Mołdawianie pytali rządzących o swoje prawa i o godność, słyszeli odpowiedzi pełne frazesów o narodowej dumie i zagrożonej tożsamości. Wielu z nich ma nadzieję, że lipcowa niedziela to zmieni.

Maia Sandu i jej centroprawicowe ugrupowanie PAS (Partia Akcji i Solidarności) mają dziś historyczną szansę na zdobycie samodzielnej większości w parlamencie i na dokonanie autentycznej zmiany w mołdawskiej polityce. Będzie to jednak trudne. Potencjalnymi koalicjantami PAS mogą być natomiast albo Blok Renato Usatego (polityka antysystemowego, lecz o szemranej przeszłości i mającego podejrzane związki z Rosją), albo Sojusz Jedności Rumunów (to nowy projekt polityczny w Mołdawii, budowany przy wydatnym udziale rumuńskiej partii nacjonalistycznej o tej samej nazwie). Współpraca z drugim z tych ugrupowań jest możliwa, ale może sprawić, że temat tożsamości znów wypłynie na pierwszy plan. Na dłuższą metę będzie to na rękę obrońcom starego systemu.

Tymczasem Sławi Trifonow na początku czerwca znów zaskoczył swych fanów i zwolenników, ogłaszając, że osobiście nie będzie brał udziału w wyborach parlamentarnych. Szykuje się bowiem, jak obwieścił, do przejęcia fotela prezydenta. Trudno powiedzieć, dlaczego mandat poselski miałby mu w tym przeszkodzić, jednak jego działalność polityczna obudowana jest przede wszystkim znakami zapytania. Pomimo swego antyelitarnego przekazu showman stoi w poprzek bułgarskiego sporu między zwolennikami zmian systemowych a rzekomymi obrońcami tożsamości. Nie brakuje opinii, że jego wejście na scenę polityczną odebrało głosy partiom wyrosłym na fali protestów. Pytanie, czy lekkość w łączeniu gatunków muzycznych przełoży się na lekkość w łączeniu sprzecznych interesów. ©

Autor pracuje na Wydziale Historii UAM w Poznaniu. Stale współpracuje z „Nową Europą Wschodnią” oraz „Tygodnikiem Powszechnym”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2021