Pasterz z Owernii

Film Być i mieć, laureat Europejskiej Nagrody Filmowej dla najlepszego dokumentu 2002 roku, to lektura obowiązkowa. Nauczyciele i studenci uczelni pedagogicznych winni obejrzeć ten film przynajmniej raz.

11.04.2004

Czyta się kilka minut

"Bodajbyś cudze dzieci uczył!" - z tego sarkastycznego powiedzenia (czy raczej przekleństwa) podwójnie wieje grozą. Nauczycielstwo to jeden z najbardziej niewdzięcznych i niedocenianych - u nas przynajmniej - zawodów. Z drugiej strony szkoła jawi się jako powracający przez lata koszmar, instytucja ucząca konformizmu, miejsce zniewolenia i represji. Dla wielu z nas ów koszmar po dziś dzień przybiera twarz Matematyczki-Piły czy Sadystycznego Wuefisty.

W kinie opisywaniem szkolnych zmór zajmowali się najwięksi: Jean Vigo w “Pale ze sprawowania", Bergman w scenariuszu do “Skandalu" Sjöberga, Truffaut w “400 batów", Lindsay Anderson w “Jeżeli..." czy Alan Parker w muzycznym filmie “The Wall". W literaturze polskiej na trwałe zapisał się obraz polonisty o nazwisku Pimko, który dorabiając swoim uczniom infantylną “pupę" skazywał ich tym samym na wieczną niedojrzałość. Szkoła jako miejsce urawniłowki, policyjnego niemal nadzoru, programowego łamania charakterów - taki właśnie, totalitarny wręcz obraz tej instytucji utrwalił się w sztuce.

Piękny wiersz Zbigniewa Herberta “Pan od przyrody" to nikłe światełko w tej mrocznej otchłani. “Nie mogę przypomnieć sobie jego twarzy" - pisał poeta przywołując po latach postać nauczyciela biologii, który odkrywał przed dziećmi tajemnice życia. Zanim zginął z rąk “łobuzów od historii", stał się dla swego ucznia prawdziwym mistrzem i przewodnikiem. Takie spotkania zdarzają się rzadko, ale promieniują potem na całe nasze dorosłe życie. Choć często nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.

Przywołałam wiersz Herberta nie bez kozery. Na ekrany naszych kin wejdzie za chwilę film nadzwyczajny. Francuski dokument “Być i mieć" opowiada o takim właśnie intymnym, z pozoru zwyczajnym spotkaniu. Reżyser Nicolas Philibert zabiera nas do małej wioski gdzieś w Owernii, do typowej dla tego regionu szkółki, składającej się raptem z kilkunastu uczniów i jednego starego nauczyciela.

Oglądając ten film przecieramy oczy ze zdumienia. Piękna utopia rodem z Jana Jakuba Rousseau? Dokumentalna manipulacja? Iluzja, która zaraz pryśnie, by odsłonić przed nami prawdziwy obraz tego wyidealizowanego świata? Z przyzwyczajenia czekamy na jakieś pęknięcie, woltę, mimowolne obnażenie - nic takiego jednak nie nastąpi. Przez dwie bez mała godziny obserwujemy, jak siwobrody pan Lopez zajmuje się gromadką wiejskich dzieciaków. Pochodzą z różnych rodzin, mają różne odcienie skóry, wiekowo grupa waha się od 4 do 10 lat. Wszystkie uczą się w jednej sali. Nauczyciel na przemian zajmuje się starszymi i młodszymi, z tą samą uważnością pochylając się nad każdym, nawet najbardziej błahym dziecięcym problemem.

Philibert zwiedził około 100 prowincjonalnych szkół, zanim wybrał tę jedną. Nauczyciel był zrazu zdumiony, dlaczego właśnie on i jego podopieczni - temat w końcu tak mało spektakularny - stali się obiektem zainteresowania dokumentalisty. Przez prawie rok pięcioosobowa ekipa towarzyszyła Lopezowi, podpatrując jego pracę. O samym bohaterze dowiadujemy się niewiele. Żona? dzieci? - dla filmu okazuje się to bez znaczenia, choć przecież intryguje nas ten skromny, spokojny człowiek, potomek ubogich hiszpańskich imigrantów. Na pierwszy plan wysuwa się jego kontakt z uczniami, wsłuchiwanie się w ich potrzeby, dyskretne wskazywanie drogi.

Zadziwia panująca w tym filmie cisza. Czyżby pan Lopez nie podnosił głosu z powodu obecności kamery? Bynajmniej. Ta sama kamera potrafiłaby przecież wychwycić najdrobniejszy fałsz czy próbę autokreacji. U Philiberta całkowicie wtapia się ona w szkolną rzeczywistość, choć jednocześnie wcale nie udaje, że jej tam nie ma. Dzieci są oswojone z obiektywem, reagują spontanicznie, nie boją się mówić. Nauczyciel nie ukrywa codziennych problemów. W klasie zdarzają się konflikty, nie wszyscy w równym stopniu radzą sobie z nauką, ktoś ma ojca chorego na raka, ktoś inny jest chorobliwie nieśmiały... Widzimy, jak kilkulatki zmagają się z rzędami liter, kolumnami cyfr, jak heroicznym wyczynem okazuje się dla nich obsługa kserokopiarki (jedna z najpiękniejszych w filmie scen), jak fascynujące może być smażenie naleśników... Już za chwilę życie postawi przed uczniami pana Lopeza kolejne, znacznie trudniejsze wyzwania. Dzięki niemu zostaną bezpiecznie przeprowadzone na tę drugą stronę.

Ktoś powie: w warunkach tak cieplarnianych łatwo zrobić dziecku krzywdę. Prędzej czy później i tak zostanie wrzucone w brutalną rzeczywistość. Ale szkoła pana Lopeza uczy również tego: radzenia sobie z emocjami, rozwiązywania problemów, współdziałania w grupie. Patrząc na dzieciaki z filmu jakoś nie martwimy się o ich przyszłość. Jest przecież ktoś, kto już na wstępie dał im siłę, kto je wyposażył w poczucie własnej wartości. Albowiem sam te wszystkie cechy w najwyższym stopniu posiada. Lopez jest człowiekiem spełnionym. Nie pyta, czy życie jest gdzie indziej - stara się jak najlepiej przeżyć swój czas. Za chwilę ma przejść na emeryturę. Bardzo smutny to moment zarówno w życiu dzieci, jak i jego samego, który 20 lat poświęcił czemuś, co naprawdę kocha.

“Być i mieć", laureat Europejskiej Nagrody Filmowej dla najlepszego dokumentu 2002 roku, to lektura obowiązkowa. Nauczyciele i studenci uczelni pedagogicznych winni dostać odgórny nakaz i obejrzeć ten film przynajmniej raz. Nie tylko jako pedagogiczny instruktaż, ale jako fascynujący esej z filozofii życia. Decydenci z ministerstwa edukacji powinni oglądać go w nieskończoność. Do skutku. Francuski dokument uświadamia bowiem, jak bardzo postawiony na głowie jest świat, w którym żyjemy.

Oto jeden z najboleśniejszych jego paradoksów: ludzie, którzy kształtują nas w najwcześniejszych, najważniejszych latach, którzy oprócz wiedzy, przekazują nam wzory zachowań, reagowania, bycia z drugim człowiekiem - są w swojej roli marginalizowani, sprowadzani (choćby tylko w naszym kraju) do poziomu uciążliwego petenta, by nie rzec żebraka. Nie przypadkiem jest to zawód niemal całkowicie sfeminizowany (przynajmniej jeśli chodzi o nauczanie początkowe). Bo sfeminizowany oznacza: pośledni, nieważny źle opłacany. Dlatego ludzie, od których tak bardzo zależy, jacy jesteśmy i w jakim świecie będziemy żyli, często popadają we frustrację, tracą społeczny szacunek, traktują swoją pracę niczym pańszczyznę. A kolejne “skażone" roczniki opuszczają mury szkół...

Nie chcę jednak sprowadzać tego zagadnienia do wymiaru suchej ekonomii. Owszem, status francuskiego nauczyciela jest nieporównywalny z sytuacją nauczyciela w Polsce. Czy taka wiejska szkółka miałaby u nas w ogóle szansę przetrwania? Jednak patrząc na pana Lopeza możemy równie dobrze wyobrazić sobie, jak wykonuje swój zawód w jakiejś biednej irańskiej wiosce. Marksistowskie narzędzia opisu z pewnością w tym przypadku zawiodą. Albowiem nauczyciel to nie jest tylko zawód - to po prostu sposób bycia.

Film Philiberta przywraca godność nauczycielskiej profesji, pokazuje, jak pięknie jest być mistrzem, jak silna może być symbioza między kilkuletnią, kruchą istotą a doświadczonym człowiekiem po drugiej stronie katedry (której nota bene w szkole pana Lopeza nie uświadczysz). Dokument odwraca wyobrażenia o pracy nauczyciela, która nie musi mieć nic wspólnego z przysłowiowym wypruwaniem sobie żył - pokazuje, jak dużo można z tej pracy czerpać.

W świecie, w którym uczeń zakłada nauczycielowi kubeł na głowę i jeszcze swój wyczyn filmuje, w którym nauczyciel wykorzystuje seksualnie ucznia, a szkoła kojarzy się z polem bitwy, te słowa brzmią cokolwiek abstrakcyjnie. Opuszczając seans “Być i mieć" towarzyszyć nam będzie z pewnością melancholijna refleksja: nasz świat wyglądałby całkiem inaczej, gdybyśmy wszyscy kiedyś mieli szczęście trafić na starego nauczyciela z Owernii.

I nawet jeśli mamy do czynienia z jednorazowo spełnioną utopią, warto obejrzeć francuski obraz z powodów czysto filmowych. Takich dokumentów dziś już prawie się nie robi. Cierpliwa obserwacja coraz bardziej ustępuje miejsca niechlujnemu, sensacyjnemu reportażowi, najlepiej z dużą dawką obscenów. Philibert idzie pod prąd tym tendencjom, nie stawia żadnej tezy - patrzy, słucha, poddaje się rytmowi czasu. Za oknem zmieniają się pory roku; kamera na pełnym oddechu opisuje urodę pejzażu Owernii. Żadnej telewizji, prawdziwe kino. Sam reżyser w wywiadach porównuje swoją robotę do pracy pana Lopeza - żmudnej, nieefektownej, ale w dalekim planie przynoszącej najwspanialsze owoce.

I nie muszę dodawać, że zawarte w tytule filmu czasowniki posiłkowe nie są tu jedynie martwą kategorią gramatyczną.

Niestety, cieniem na tym pięknym filmie kładzie się szara rzeczywistość pozaekranowa. Po sukcesie filmu we Francji (obejrzało go w kinach ok. 2 milionów widzów) obaj panowie: Philibert i jego bohater pokłócili się. Poszło o ponoć o... pieniądze.

“BYĆ I MIEĆ" (“Etre et avoir") - scen. i reż.: Nicolas Philibert, zdj.: Katell Djian, Laurent Didier, Hugues Gémignani, Nicolas Philibert, muz.: Philippe Hersant, mont.: Nicolas Philibert. Prod.: Francja 2002. Dystryb.: Gutek Film. Premiera: 16 kwietnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2004