Pasje i żarty

Christina Pluhar: W komponowanej muzyce epoki baroku widać wyraźnie inspiracje muzyką ludową. Odkrywanie powiązań między tymi światami, wspólnoty ich źródeł jest fascynujące. Rozmawiał Piotr Matwiejczuk

23.03.2010

Czyta się kilka minut

Piotr Matwiejczuk: Zakładała Pani 10 lat temu zespół L’Arpeggiata po to, by wykonywać XVII-wieczną muzykę włoską, wzbogaconą elementami muzyki tradycyjnej. Tak powstał np. słynny album "La Tarantella" z Lucillą Galeazzi i Marco Beasleyem. Jednak wkrótce poszerzyła Pani swoje zainteresowania o muzykę hiszpańską, portugalską, a nawet południowoamerykańską...

Christina Pluhar: Muzyka włoska jest chyba najbliższa mojemu sercu. Można jednak znaleźć w niej wiele podobieństw czy inspiracji muzyką z innych kręgów kulturowych - zawsze byłam na nie otwarta. Ale to, co interesuje mnie najbardziej, to poszukiwanie powiązań między wciąż żywą tradycją a jej źródłami w muzyce barokowej. Czasami odnoszę wrażenie, że w niektórych regionach muzyka barokowa jest w pewien sposób nadal żywa. Zaś w komponowanej muzyce epoki baroku widać wyraźnie inspiracje muzyką ludową. Odkrywanie powiązań między tymi światami, wspólnoty ich źródeł jest fascynujące.

Niedawno powróciła Pani do muzyki włoskiej płytą "Teatro d’Amore" z utworami Claudia Monteverdiego. Album wywołał spore zamieszanie. Przez część publiczności został przyjęty entuzjastycznie, ale niektórzy krytycy nie pozostawili na nim suchej nitki.

No cóż, nie nagrywam płyt dla krytyków. Swoją muzykę tworzę dla moich słuchaczy.

Ale przyzna Pani, że tak ostra reakcja jest ciekawa. Oburzenie wzbudziły zapewne dwie kompozycje Monteverdiego zagrane na jazzowo.

Myślę, że powodem były te dwa utwory. Zwykle jest tak, że krytycy skupiają się tylko na pewnym aspekcie wykonania albo na fragmencie płyty, bo słuchają płyt wybiórczo.

Kiedy coś ich zdenerwuje albo zaskoczy, odnoszą się tylko do tego, ignorując wszystko inne. Jest to dla mnie zadziwiające, tak jak zadziwiające jest to, że jedni przepisują od drugich, nie zadając sobie nawet trudu uważnego przesłuchania płyty. Wracając jednak do rzeczy - swoją muzykę tworzę z całkowitą szczerością, zaangażowaniem i pełnym przekonaniem, dlatego nigdy nie sugeruję się jakimikolwiek opiniami. Na płycie "Teatro d’Amore" znalazły się utwory, które są po prostu żartami. I jak to z żartami bywa - podobają się tylko niektórym, a innych denerwują. Ale na pewno nikt nie powinien traktować tych interpretacji zbyt poważnie.

Na Pani nowej płycie można z kolei usłyszeć śpiewaków ludowych.

Album "Via Crucis" jest bardzo wyjątkowym przedsięwzięciem. Chciałam połączyć barokowe dzieła podejmujące tematykę pasyjną z głosami śpiewaków korsykańskich z zespołu Barbara Fortuna. To czterech mężczyzn wykonujących tradycyjną muzykę polifoniczną z Korsyki. Myślę, że męka Chrystusa była zawsze, we wszystkich czasach i tradycjach, inspiracją do powstania najpiękniejszych dzieł muzycznych, nasyconych najgłębszymi emocjami. Dlatego zdecydowałam się zestawić utwory wykorzystujące ten sam tekst sekwencji "Stabat Mater", pochodzące z tradycji korsykańskiej i XVII-wiecznej muzyki profesjonalnej. To bardzo różne stylistyki, ale bardo podobne emocje.

Często Pani mówi o wspólnocie muzyki barokowej, jazzowej i ludowej. Na czym ona polega?

W łączeniu muzyki dawnej z innymi gatunkami - muzyką tradycyjną czy improwizacją jazzową - interesuje mnie wyłącznie to, czego mogę dowiedzieć się o wykonywaniu muzyki komponowanej, a czego nie można zapisać. Takie łączenie pozwala mi głębiej wniknąć w to, co znajduję w bibliotekach. To nie jest żywa muzyka, ponieważ istnieje tylko na papierze.

Pozbawiona jest wszystkich niuansów interpretacyjnych, których po prostu nie da się zanotować. Jestem przy tym zawsze świadoma różnicy muzycznych języków, ale inspiracja, jaką otrzymuję, jest nie do przecenienia.

Ale przecież wciąż wykonuje Pani muzykę komponowaną - przy każdym utworze widnieje nazwisko jego twórcy. Gdzie w takim razie istnieje granica swobody wykonawczej?

To proste. Współcześnie, dzięki badaniom muzykologicznym, wiemy bardzo dużo o stylu wykonawczym muzyki XVII wieku. Wszyscy członkowie zespołu L’ Arpeggiata potrafią doskonale w tym stylu improwizować, bo poznali całą gramatykę tego muzycznego języka. Moim celem nie jest jednak wymieszanie różnych języków, ich stopienie. Chodzi mi raczej o ich zestawianie, choćby na zasadzie kontrastu. Efektem jest muzyczny dialog w różnych językach. Każdy z muzyków zdaje sobie sprawę z tego, jakim językiem się posługuje, a gramatyka i słownictwo każdego z nich są właśnie granicą, której nie przekraczamy. Gdyby ktoś łączył w jednym zdaniu trzy języki, być może pozwoliłoby mu to wyrażać swoje myśli, ale nie jestem pewna, czy byłby rozumiany przez innych.

To, co Pani mówi, wydaje mi się szczególnie ciekawe w kontekście zmian, jakie zaszły w tzw. wykonawstwie historycznie poinformowanym.

Kiedy ruch ten powstawał, muzykom chodziło o prawdę historyczną, o jak najwierniejsze odtworzenie tego, jak muzyka mogła być wykonywana w dawnych wiekach. Wydaje mi się, że dziś poszukują już czegoś zupełnie innego. Ważniejszy stał się aspekt emocjonalny muzyki dawnej, to, jak odbieramy ją my, ludzie współcześni.

Zgadzam się, choć muszę wyraźnie zaznaczyć, że dla mnie prawda historyczna jest także bardzo ważna. Zdaję sobie jednak sprawę, że wciąż do niej nie dotarliśmy.

Czy to w ogóle możliwe?

Myślę, że nie. Czasami, podczas koncertów albo prób, wyobrażam sobie, że tuż koło mnie siedzi kompozytor i łapie się za głowę wykrzykując: "Co to jest?!". Jestem przekonana, że przydarza się to nie tylko mnie, ale każdemu, kto zajmuje się muzyką dawną. Nasze wyobrażenie o barokowym dźwięku czy stylu wykonawczym, cała nasza estetyka są całkowicie błędne. Po prostu nie mamy pojęcia o wykonywaniu muzyki barokowej.

Opis muzyki często staje się dla nas jasny dopiero wtedy, gdy uda nam się znaleźć odpowiednie brzmienie. Wówczas wyjaśnia go nam sama muzyka. Dobrym przykładem jest rubato - nie można opisać go słowami, ani zapisać w nutach. Dlatego nieustannie zadaję sobie pytania dotyczące interpretacji dawnego repertuaru, a odpowiedzi szukam np. w żywej muzyce tradycyjnej. Być może przechowały się tam jakieś elementy stylu wykonawczego sprzed wieków. Z drugiej strony, muzyka dawna stała się w pewnym sensie muzyką współczesności. Stąd wielka swoboda, z jaką do niej podchodzimy. Tworzymy nowe style jej wykonywania, ponieważ w rzeczywistości nie wiemy, czy zbliżamy się do prawdy historycznej, czy od niej oddalamy.

Piotr Matwiejczuk jest dziennikarzem Polskiego Radia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Misteria Paschalia (13/2010)