Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Takie są koszty demokracji, systemu nie najlepszego, ale... wiadomo. Obecny system, dający olbrzymie preferencje partiom istniejącym i pozwalający im wydawać miliony, też nie jest doskonały, ale pomysły, by zlikwidować czy zawiesić finansowanie partii, to zwykły populizm. PO w ubiegłym tygodniu grała nim świadomie, wiedząc, że będzie on niegroźny, jeśli pozwoli się koalicjantowi zagłosować przeciw.
Mieliśmy przed dekadą fazę rozdrobnienia partyjnego, która skutkowała niestabilnością gabinetów. Powstrzymano to, wprowadzając właśnie obecne regulacje. Teraz mamy fazę "politycznych korporacji", które są dobrym i hojnym pracodawcą - byle się nie wychylać. To skutkuje tym, że życie wewnętrzne w partiach nie jest zbyt bogate, a niezadowoleni zanim podejmą walkę o zmiany, są usuwani albo sami odchodzą. Trzeba mieć nadzieję, że ta faza też przeminie i partie wewnętrznie się zdemokratyzują, ale trzeba mieć też świadomość, że nigdy nie stworzy się systemu idealnego.
Nie potrzeba jednak żadnych rewolucji, wystarczą zmiany ewolucyjne - zmuszanie partii do tworzenia think-tanków i sprawnych kadr czy likwidacja waloryzacji subwencji. Ten ostatni pomysł zyskał zresztą w ostatnim tygodniu zgodę posłów, i dobrze: partie muszą kosztować, ale szastać pieniędzmi nie powinny.