Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wszędzie czuję za plecami jego obecność. Dokądkolwiek idę, on idzie za mną, a kiedy jestem w domu, czai się w bramie naprzeciwko. Wydaje mu się, że ja go nie widzę, ale ja widzę go bardzo dobrze.
Nie to mnie niepokoi, że jest ptakiem, ściślej mówiąc strusiem australijskim. Ostatecznie surrealizm nie jest już niczym dziwnym, przyzwyczailiśmy się. Nawet nie to, że mnie śledzi. Być śledzonym przez strusia to też normalne w ramach surrealizmu. Niepokoi mnie podejrzenie, że to nie jest struś, ale ktoś inny, przebrany za strusia. Dlaczego się przebrał? W tym tkwi jakaś niepokojąca zagadka.
Pewnego razu on znowu czaił się w bramie, po drugiej stronie ulicy, a ja stałem przy oknie, ukryty za firanką. I zobaczyłem, jak wyleciał z bramy, nie wybiegł, wyleciał na skrzydłach, choć struś przecież latać nie umie, i rozpostarłszy skrzydła, szeroko wzbił się w niebo.
W bramie ukazał się dozorca domu z dubeltówką. Widocznie dosyć miał ptaka w sieni i postanowił go przepędzić.
W rzekomym strusiu rozpoznałem ogromnego sępa.