Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Inaczej, jakże inaczej wyglądała dawniej ta granica.
Między chybotliwymi szczytami świerków nieruchoma wieża strażnicza. Po śladach niegdysiejszej ścieżki trafiłem na polanę. Wiatr kołysał bujną trawą i trzaskał drzwiami wieży, otwierała się i zamykała bezsilnie jej bezzębna paszczęka, but mój kopnął zardzewiałą puszkę po konserwach ukrytą w trawie. Potoczyła się niechętnie, wydawszy krótki i pusty brzęk, znieruchomiała.
W górze, na platformie wieży nie było nikogo.
— Stój! Kto idzie! — rozległ się głos.
To był mój głos, to ja krzyknąłem sam do siebie. Nie mogłem dłużej znieść milczenia, nic tylko jakieś szumy i szelesty, i to trzaskanie drzwiami. A przecież ja przekraczałem granicę.
Co odpowiedzieć? Dawniej to było łatwe. Wystarczyło podać imię i nazwisko, płeć, datę i miejsce urodzenia, miejsce zamieszkania, wzrost, kolor oczu, brunet, blondyn czy szatyn, zawód i numer paszportu. Ale teraz, kiedy ja pytam sam siebie?
Nie znalazłszy odpowiedzi, rzuciłem się do ucieczki, z powrotem przez las, oczekując lada chwila śmiertelnego wystrzału. Ale przypomniałem sobie, że nie byłem uzbrojony, zwolniłem kroku.