Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie zmienia to faktu, że mam poczucie obciachu, gdy czytam (ostatni „Newsweek”), że politycy PO wydawali partyjne pieniądze na drogie ubrania, wino i cygara, nocne kluby z wyszynkiem oraz wizyty u stylisty.
To zresztą – umówmy się – układa się w logiczną całość. Bo jak polityk zarzuci już na ramiona marynarę od Zegny, to przychodzi mu ochota na dobre wino i cygaro. Jak się winem podochoci, to zamiast patrzeć w sufit w hotelu sejmowym, wyskakuje na miasto, do klubu. A gdy rano zobaczy wory pod oczami, to natychmiast biegnie do specjalisty od wizerunku. Upodlony po nocnej hulance, nie będzie wszak w stanie sprawować władzy. A sprawuje ją w naszym imieniu i ma poczucie odpowiedzialności, nieprawdaż?
Jeden rachunek rozłożył mnie jednak na łopatki. Wynajmowanie boiska, na którym premier kopie piłkę z kolegami – 6 tys. zł rocznie, 200 zł za mecz. Rany! To znaczy, że nawet do piłki nożnej trzeba angażować cały aparat partyjny? Skarbnika? Kontrolerów z PKW? Nie może się zwyczajnie 22 chłopa zrzucić po dyszce przed meczem? Zostałaby jeszcze górka na piwko dla najlepszego strzelca, czyli Donalda Tuska.
Cieszę się, że premier kopie – serio. Wolę, żeby był szczupły, opalony, a nie tłusty i w stanie przedzawałowym. Wolę też, żeby chodził w porządnej marynarce, a nie w łachmanach. Niech nawet je łososie! Nikt rozsądny nie będzie przecież wymagał od męża stanu tej klasy, żeby żywił się hot dogami na stacji benzynowej (no chyba, że akurat jest kampania wyborcza).
Obciachowe wydatki nie rujnują państwa. Rujnują tylko samych polityków. Wrócą sobie teraz do okręgów wyborczych i będą się tłumaczyli z przepiórczych jaj, sushi i wizyt w spa. Problem nie dotyczy zresztą tylko jednej partii.
A my? Na razie płaćmy na nich, bo inaczej zaczną szukać kasy gdzie indziej. Następnym razem jednak możemy się namyślić i wybrać skromniejszych.