Dzieje Konga, kolosa w samym centrum afrykańskiego kontynentu, przypominają mroczną przypowieść o zbrodni, wyzysku, niewoli, tyranii, a także chciwości, pysze i wszystkich grzechach głównych.
Historia grzechów głównych
Pod koniec XIX w., gdy zachłanne europejskie mocarstwa dzieliły między siebie świat na podległe im kolonie, olbrzymie Kongo przypadło królowi maleńkiej Belgii, Leopoldowi, który przerobił je na prywatne łowisko, plantacje i kopalnie.
CZYTASZ TEN ARTYKUŁ WCZEŚNIEJ, PONIEWAŻ MASZ DOSTĘP DO SERWISU TYGODNIKPOWSZECHNY.PL. Tekst ukaże się w wydaniu drukowanym 1 lutego.
Do niewolniczej pracy w nich zapędzeni zostali afrykańscy tubylcy. Według obrachunków amerykańskiego badacza Adama Hochschilda w kongijskim folwarku Leopolda zginęło dziesięć milionów Kongijczyków, co piąty z mieszkańców zniewolonego kraju. Zbrodnie, jakich dopuszczali się nadzorcy na plantacjach, w kopalniach i faktoriach Leopolda, ujawnione przez europejskich podróżników, dziennikarzy i pisarzy (Joseph Conrad, Mark Twain), doprowadziły do tego, że belgijski król musiał pozbyć się Konga i sprzedał je Belgii na kolonię.
Jako niepodległe państwo Kongo powstało w 1960 r., gdy po II wojnie światowej kolonializm wyszedł z mody, a uznawszy go w dodatku za nieprzynoszący już zysku przeżytek, europejskie potęgi przyznawały swoim koloniom wolność. Wraz z wolnością przyszła do Konga wojna. Wojna o władzę, której Zachód nie chciał oddać wybranemu na premiera rewolucjoniście Patrice’owi Lumumbie, a także o bogactwo, bo natychmiast po ogłoszeniu niepodległości Konga secesję od reszty państwa ogłosiła zachęcana przez Zachód najbogatsza w surowce Katanga.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
ETIOPIA: STO DNI POKOJU. Po dwóch latach przemocy i zbrodni etiopskie wojsko rządowe i partyzanci ze zbuntowanej prowincji Tigraj przestrzegają zawartego jesienią zawieszenia broni >>>>
Wojennemu chaosowi pierwszego dziesięciolecia kres położył młody oficer Joseph-Désiré Mobutu, który dokonał wojskowego przewrotu i ogłosił się prezydentem. W podzielonym na nowo między Wschód i Zachód świecie Mobutu bez wahania stanął po zachodniej stronie, po czym, naśladując belgijskiego króla Leopolda, zaczął uważać Kongo, jego bogactwa i państwowy skarbiec za prywatną własność. Zmienił mu nazwę na Zair, a sam, nawołując do powrotu do afrykańskich korzeni, przezwał się Mobutu Sese Seko. Panował ponad 30 lat, stając się uosobieniem kleptokraty, który plądrując własne państwo doprowadził je do całkowitego niemal upadku.
Wojna, wojna, wojna
Koniec rządom Mobutu położyło zbrojne powstanie, które wybuchło na wschodzie kraju i wkrótce przerodziło się w największą i najkrwawszą wojnę współczesnej Afryki. Początek wszystkiemu dała ludobójcza zbrodnia, jakiej w Rwandzie, wschodniej sąsiadce Konga, rządzący Hutu dopuścili się na Tutsi. Zajęci pogromami nie byli jednak w stanie stawić czoła partyzantom Tutsi, przybyłym z Ugandy na ratunek mordowanym rodakom. Tutsi przejęli władzę w Rwandzie, a winni ludobójstwa Hutu schronili się po kongijskiej stronie granicy, pędząc ze sobą kilka milionów uchodźców jako zakładników.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Po raz pierwszy w dziejach wspólnie z papieżem w zagraniczną pielgrzymkę udają się przywódcy dwóch innych Kościołów – arcybiskup Canterbury Justin Welby i lider Kościoła Szkocji – Ian Greenshields >>>>
Mobutu przyjaźnił się z przywódcami Hutu i udzielił im schronienia, choć rwandyjscy Tutsi ostrzegali, że zbrodniarze chcą stworzyć na uchodźstwie nową armię i wrócić do Rwandy z nową wojną. W końcu, nie mogąc się doprosić Mobutu o interwencję, Rwandyjczycy skrzyknęli w partyzantkę Tutsi ze wschodniego Konga i udzielając im zbrojnego wsparcia, zachęcili do powstania. Partyzanci w ledwie pół roku przemierzyli ogromne Kongo ze wschodu na zachód i w maju 1997 r. wkroczyli do porzuconej przez Mobutu stolicy, Kinszasy.

Ale powstańczemu przywódcy Laurentowi-Désiré Kabili, umieszczonemu przez Rwandę u władzy w Kongu, wkrótce zamarzyła się niezależność, nie chciał jedynie spłacać długów wdzięczności dobrodziejom z sąsiedztwa. Rwanda wraz z Ugandą i Burundi wywołały więc na wschodzie Konga nowe powstanie, tym razem przeciwko Kabili. Zanim w styczniu 2001 r. został zabity w zamachu, Kabila wezwał na pomoc sąsiadów i sojuszników z południa – Angolę, Namibię i Zimbabwe. Wkrótce w kongijską wojnę wmieszały się także Sudan, Republika Środkowoafrykańska, a nawet Czad. Zanim w 2003 r. dyplomatom z ONZ i Unii Afrykańskiej udało się ją przerwać, od kul, chorób i poniewierki zginęło cztery-pięć milionów ludzi.
Wierni i niewierni
Wojna przycichła, ale nigdy nie wygasła, zwłaszcza na kongijskim wschodzie. Rwanda, afrykańska Sparta, ilekroć miała pretensje do rządzących z Kinszasy, podburzała kongijskich Tutsi do zbrojnych buntów. Partyzanci z Ruchu 23 Marca (M-23), którzy jesienią wznowili walki na wschodzie, prowadzą wojnę już od ponad dziesięciu lat. Chwytają za broń, jeśli Rwanda chce zmusić Kongo do ustępstw. Jesienią rządzącym w Kigali nie spodobało się, że Kongo próbuje zrównoważyć swoją zależność od Rwandy przymierzami z Ugandą i Kenią. W grudniu w Kongu mają się odbyć wybory prezydenckie, w których pochodzący z zachodu kraju prezydent Félix Tshisekedi będzie bronił władzy, odebrać mu ją zaś spróbuje Joseph Kabila, który nastał po ojcu, rządził w latach 2001-19 i ma polityczną bazę na wschodzie.
Podczas pielgrzymki, pierwszej od podróży Jana Pawła II, który dwukrotnie – w 1980 i 1985 r. – był gościem Mobutu, Franciszek chciał odwiedzić Gomę, stolicę niespokojnego wschodu, ale gospodarze odradzili mu tę wyprawę jako zbyt niebezpieczną. Poza partyzantami M-23 na wschodzie Konga działa setka innych zbrojnych grup, w tym miejscowa filia Państwa Islamskiego, która od jesieni morduje chrześcijan i pali kościoły.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
IRAN: Turbany nie są już oznaką pobożności i duchowego przywództwa. W oczach Pokolenia Z stały się symbolem pychy i władzy >>>>
Chrześcijanie stanowią niemal całą, ponad stumilionową ludność Konga, a katolicy ponad połowę chrześcijan. Kongijczycy są najliczniejszą wspólnotą katolicką w całej Afryce, a Kościół katolicki postrzegany jest w Kongu jako obrońca uciśnionych. W upadłym państwie Mobutu chrześcijańskie misje przejęły w znacznej mierze opiekę nad chorymi i szkolnictwo, a duchowni ze zmarłym przed półtora roku kardynałem Laurentem Monsengwo upominali się o prawa obywatelskie i demokrację.
Najmłodsi w Afryce
Sudan Południowy, najmłodsze państwo Afryki, do którego papież przyjedzie po wizycie w Kongu, zdaje się powtarzać los kongijskiego sąsiada. Niepodległość ogłosił w 2011 r., po trwającej pół wieku wojnie secesyjnej, którą afrykańskie i wyznające chrześcijaństwo ludy południa Sudanu wznieciły, by przeciwstawić się dominacji i prześladowaniom ze strony rządzących w Chartumie Arabów i muzułmanów.

Zanim Chartum, zagrożony widmem bankructwa, zgodził się na początku stulecia na niepodległościowy plebiscyt i rozstanie z południem, w wojnie, w której Zachód i zachodnie kościoły wspierały powstańców, zginęło ponad dwa miliony ludzi.
Radość z wolności nie trwała jednak długo. Nie minęły bowiem dwa lata, a rywalizujący między sobą o pierwszeństwo niedawni przywódcy partyzanccy rzucili się sobie do gardeł, by pozbyć się rywala i przejąć całą władzę dla siebie. W bratobójczej wojnie górą wciąż pozostaje Salva Kiir, wybrany w 2011 r. na pierwszego prezydenta (żadnych wyborów od tego czasu nie urządzano, przekładając w nieskończoność termin elekcji – ostatnio wyznaczono ją na koniec 2024 r.). Jego rodacy, Dinkowie, stanowią prawie połowę 13-milionowej ludności kraju i zapewniają prezydentowi przewagę w rywalizacji z jego wiceprezydentem, a jednocześnie nienawistnym wrogiem Riekiem Macharem i jego Nuerami (jedna szósta ludności).
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Z OJCA NA SYNA. JAK UGANDA Z WZORU DEMOKRACJI STAJE SIĘ SATRAPIĄ >>>>
W południowosudańskiej wojnie domowej w niespełna dziesięć lat zginęło ponad pół miliona ludzi, a wszystkie wojujące strony – poza głównymi wrogami walczą ich pomniejsi sprzymierzeńcy – dopuściły się wszystkich możliwych zbrodni. Mordowani są głównie cywile, gwałcone kobiety, równane z ziemią wioski, palone pola i spichlerze, zatruwane studnie i wodopoje. Niegdyś, walcząc o wolność, powstańcy z Południa skarżyli się, że Północ próbuje ich zagłodzić na śmierć. Dziś dawni powstańcy sami z upodobaniem stosują głód jako oręż w walce o władzę, a ich krwawe porachunki sprawiają, że najmłodsze państwo Afryki jest większym ciężarem dla życzliwych mu sąsiadów z Etiopii, Kenii i Ugandy niż w czasach, gdy walczyło o wolność. ©℗