Z ojca na syna. Jak Uganda z wzoru demokracji staje się satrapią

STRONA ŚWIATA | Jeszcze nie tak dawno kraj uchodził za oazę wolności i porządku w sercu Afryki. Dziś panujący w nim czwarte dziesięciolecie władca zamierza przekazać stery swojemu synowi.
w cyklu STRONA ŚWIATA

04.11.2022

Czyta się kilka minut

Prezydent Yoweri Museveni przemawia w Entebbe w Ugandzie, 26 lipca 2022 r. / FOT. BADRU KATUMBA/AFP/East News /
Prezydent Yoweri Museveni przemawia w Entebbe w Ugandzie, 26 lipca 2022 r. / FOT. BADRU KATUMBA/AFP/East News /

Yoweri Kaguta Museveni rządy w Kampali przejął wygrywając w 1986 roku partyzancką wojnę. Zanim za jego panowania Ugandę okrzyknięto oazą demokracji i porządku, uchodziła za afrykańskie pola śmierci, krainę makabry, rządzoną przez najgorszych tyranów. Pod rządami Miltona Obotego (1966-71 i 1980-85) oraz Idiego Amina (1971-79) w wyniku wojny domowej i politycznych mordów zginęło prawie milion ludzi, a Uganda stała się symbolem tyranii, bezprawia, gospodarczej ruiny i całkowitego upadku.

Władca dobry i skuteczny

Młody Museveni, zapatrzony w afrykańskich rewolucjonistów i przywódców ruchów wyzwoleńczych, na czele partyzantki walczył zarówno przeciwko Aminowi, jak Obotemu. A kiedy ten ostatni został obalony przez własnych generałów, Museveni wystąpił przeciwko zamachowcom, pokonał ich i w 1986 roku wkroczył jako wojenny zwycięzca do stołecznej Kampali.

Ugandyjskim państwem dowodził jak partyzancki komendant – rozkazami. Sprawiedliwie i mądrze, ale nie pytając nikogo o zdanie. Rządził tak dobrze, że nie minęło dziesięciolecie, a Uganda, dotąd kraina upadku i nieszczęścia, zaczęła być stawiana reszcie Afryki za wzór porządku i postępu. Powoływano się na nią, by zaprzeczyć powszechnej w tamtych czasach opinii, że Afryka jest kontynentem przeklętym, skazanym na klęskę. Zachód, ówczesny dyktator politycznych mód, okrzyknął Museveniego przykładem dobrego i skutecznego władcy, któremu powinno się wybaczać ciągotki do autokratyzmu. Innymi prymusami ogłoszono przywódcę sąsiedniej Rwandy Paula Kagamego, dawnego towarzysza broni i podwładnego Museveniego z czasów ugandyjskiej wojny, oraz Melesa Zenawiego (umarł w 2012 roku) z Etiopii, niegdyś zagorzałego komunistę, który doszedłszy do władzy, przemienił się w zaprzysięgłego wyznawcę wolnego rynku. Podobnie jak Museveni, Kagame i Zenawi doszli do władzy wygrywając wojny domowe (Etiopczyk w 1991 roku, Rwandyjczyk – trzy lata później).


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet i nagłówki portali. CZYTAJ TUTAJ →


Największymi entuzjastami Museveniego i pozostałych dwóch afrykańskich przywódców byli zwłaszcza prezydent USA Bill Clinton (1993-2001) i brytyjski premier Tony Blair (1997-2007). Wychwalali Museveniego za to, że jako pierwszy w Afryce odważnie podjął walkę z epidemią AIDS, za rynkowe reformy, dzięki którym ugandyjska gospodarka zaczęła się rozwijać jak nigdy przedtem, za to, że nie wtrąca politycznych przeciwników do więzień, cierpliwe znosi dziennikarzy, że zgodził się wprowadzić w kraju wielopartyjną demokrację (Museveni, owszem, zgodził się, by partie polityczne działały, pod warunkiem jednak, że nie będą startować w wyborach – zezwolił na to dopiero w 2006 roku, ale w zamian za wykreślenie z konstytucji zapisu ograniczającego liczbę prezydenckich kadencji).

Zachód wiele wybaczał Museveniemu także dlatego, że pod jego rządami Uganda stała się cennym sprzymierzeńcem. Wspierała partyzantów z południa Sudanu, uważanego na Zachodzie za wroga, posłała wojska do Somalii, na wojnę z tamtejszymi talibami, przyjmowała u siebie miliony uchodźców z innych afrykańskich krajów. W uznaniu zasług Museveniego na Zachodzie patrzono przez palce nawet wtedy, gdy na przełomie stuleci Uganda wraz z Rwandą najechały zbrojnie sąsiednie Kongo, wywołując największą i najkrwawszą (4-5 milionów zabitych) wojnę współczesnej Afryki (1997-2003).

Ugandyjscy patriarchowie

Łupieżcze najazdy na Kongo, a także narastający autorytaryzm Museveniego wyczerpały jednak w końcu cierpliwość Zachodu, który zaczął wytykać niedawnemu faworytowi dyktatorskie skłonności.  Z prymusa demokracji Ugandyjczyk stoczył się do roli kacyka, traktującego władzę i państwo jak swoją własność. Nie stawiano go już za wzór, ale raczej przestrogę dla innych.

Museveni niewiele sobie z tego robił, rządził, jak chciał, jak umiał, sprowadzając demokrację do wyborczego rytuału, gromiąc i przekupując opozycję, zwyciężając w kolejnych elekcjach i przedłużając panowanie o kolejne pięciolatki. Ostatnią wygrał w styczniu 2021 roku, mając osiemdziesiątkę na karku (za dwa lata będzie obchodził okrągłe urodziny). W Afryce dłużej od niego rządzą już tylko prezydenci Gwinei Równikowej (rekordzista Teodoro Obiang Nguema Mbasogo panuje od 1979 roku), Gabonu i Konga Brazzaville.

Najbliższe wybory w Ugandzie wypadają w 2026 roku. Museveni, jak to ma w zwyczaju, opowiada, że nie musi martwić się o zarobek i że chętnie osiadłby w końcu na swojej farmie, zajął się swoimi stadami długorogich krów rasy nkore. Powtarza to od lat i nikt w Ugandzie nie bierze tych jego zapowiedzi poważnie.

Sąsiedzkie zwyczaje

Dopiero wiosną Ugandyjczycy nadstawili uszu, gdy Museveni ogłosił, że rządzić wcale nie musi, a jego syn Muhoozi obwieścił, że owszem, widzi siebie w roli przyszłego prezydenta. Nie byłaby to pierwsza – poza monarchiami – sukcesja tronu we współczesnej Afryce. W zachodnioafrykańskim Togo po wojskowym dyktatorze Gnassingbém Eyadémie (1967-2005) władzę przejął jego syn, panujący do dziś Faure Gnassingbé. W Gabonie po zmarłym prezydencie Omarze Bongo (1967-2009) na tronie zasiadł (i siedzi na nim do dziś) jego syn, Ali. W zeszłym roku zabitego w starciu z partyzantami prezydenta Czadu Idrissa Déby’ego zastąpił jego syn, Mahamat. W Kamerunie, po dobiegającym dziewięćdziesiątki Paulu Biyi do prezydentury przymierza się jego syn, Franck. W Gwinei Równikowej i Kongu Brazzaville prezydenccy synowie hulaszczym trybem życia i korupcyjnymi skandalami sami utrudnili sobie sukcesje tronów. Polityczna dynastia rządziła też ugandyjską sąsiadką, Kenią, choć władza nie przeszła tam z ojca, Jomo Kenyatty (1964-78) na syna Uhuru (2013-2022).


CZYTAJ TAKŻE

IBRAHIM TRAORE: NAJMŁODSZY PRZYWÓDCA NA ŚWIECIE. Mówią o nim, że tchnął w ludzi nadzieję. W Burkina Faso wierzą, że jest wcieleniem odnowy, zerwania z tym, co było paskudne w przeszłości >>>


Z wyjątkiem Kenii wszystkie kraje, w których doszło do sukcesji tronu, od lat uważane są za satrapie. Ugandyjska sukcesja dokonałaby się zaś w kraju, który jeszcze ćwierć wieku temu uchodził za wielką nadzieję na demokrację w Afryce.

Następca szykuje się na tron

O Muhoozim Kainerugabie, który wiosną hucznie jak nigdy obchodził 48. urodziny (to również uznano w Ugandzie za dowód, że przymierza się do władzy), od lat mówi się w Ugandzie, że ojciec wychowuje go na swojego następcę i przysposabia do rządzenia krajem.

Był dwunastolatkiem, gdy jego ojciec zwyciężył w partyzanckiej wojnie i objął władzę w Kampali. Dopiero wtedy Muhoozi wraz z rodziną Museveniego przeniósł się do ojczyzny z wygnania w Tanzanii, gdzie się urodził i wyrósł. Ojciec-prezydent posłał go do najlepszych szkół w Ugandzie. Muhooziego od dziecka pociągało jednak wojsko. Jeszcze jako dwudziestolatek, student stołecznego Uniwersytetu Makerere, zaciągnął się na wojskowe kursy w garnizonie Kasenyi w położonym nad Jeziorem Wiktorii Entebbe.

Do wojska wstąpił od razu po studiach, w 1999 roku, a ojciec zaraz posłał go na naukę za granicę. Nauki polityczne zgłębiał Muhoozi na uniwersytecie w brytyjskim Nottingham, a w żołnierskim rzemiośle wprawiał się na kursach w akademiach wojennych w Sandhurst w Wielkiej Brytanii i Fort Leavenworth w USA, a także w Egipcie i RPA.

Po powrocie z zagranicznych kursów błyskawicznie awansował w wojsku. Dziennikarze z Kampali zauważyli, że chociaż także inni oficerowie szkolili się za granicą, Muhooziemu zaliczali jednak wyłącznie kursy dla wyższych dowódców. Ze szkolenia w Fort Leavenworth wracał w 2000 roku w stopniu porucznika. Rok później był już majorem. W 2011 roku awansował na pułkownika, a rok później, jako niespełna czterdziestolatek, na generała brygady. Od 2008 roku (do roku 2017) dowodził prezydencką strażą przyboczną, a od 2011 roku także oddziałem wojsk specjalnych. Pod jego dowództwem oddział komandosów odpowiadający za bezpieczeństwo prezydenta i jego rodziny rozrósł się do 10-tysięcznej, najlepiej wyszkolonej, uzbrojonej i opłacanej jednostki zbrojnej w Ugandzie.

Jako generał uczestniczył w wyprawach wojennych w Somalii, Sudanie Południowym, a także Kongu, gdzie Ugandyjczycy tropili i ścigali ugandyjskich rebeliantów, w Ugandzie zaś dowodził żołnierzami pacyfikującymi bunt pasterzy Karamodża na kenijskim pograniczu.

W 2020 roku, przed prezydencką elekcją, „Pierwszy Syn“ ponownie objął dowództwo prezydenckiej gwardii przybocznej. Jego żołnierze gromili i rozpędzali opozycyjne wiece, a także więzili i torturowali działaczy opozycji. Ojciec wygrał wybory, a w nagrodę za wzorową służbę awansował syna na dowódcę wojsk lądowych i prezydenckiego doradcę do spraw operacji specjalnych. Formalnie zajmował trzecie najważniejsze dowódcze stanowisko w armii. W rzeczywistości wszyscy w kraju wiedzieli, że to on, „Pierwszy Syn“, dowodzi ugandyjskim wojskiem i sposobi się, by zastąpić ojca-prezydenta.

Ugandyjski Donald Trump

Badacze ugandyjskiej polityki uważają, że choć wychował się w prezydenckim pałacu i uczył się polityki od jej mistrza, Muhoozi nie odziedziczył po ojcu charyzmy ani talentu do politycznych intryg. Przyjaciele z wojska twierdzą, że jest człowiekiem nieśmiałym, skrytym i małomównym, pobożnym i oddanym rodzinie, i że poza wojskiem niewiele go interesuje. Unika publicznych wystąpień i dziennikarzy, a na większości fotografii, które mu zrobiono, ubrany jest w polowy mundur.

Z doktora Jekylla przemienia się w pana Hyde’a, gdy z rzeczywistości przechodzi w świat wirtualny. Na witrynach internetowych przybiera postać nieustraszonego i nieliczącego się z niczym chwata i chwalipięty. Na Twitterze pisze od świtu do późnej nocy, dzieląc się ze światem opiniami i poglądami na wszystkie możliwe sprawy. Upodobaniem do „ćwierkania” zyskał sobie w końcu przydomek „ćwierkającego generała” i „ugandyjskiego Trumpa”, byłego amerykańskiego prezydenta, który jak mało kto przedkłada wirtualną autokrację nad rzeczywistość. Zresztą w jednym z zeszłorocznym tweetów ugandyjski „Pierwszy Syn” oznajmił, że Donald Trump jest jedynym białym, do którego czuje szacunek.

Narkotyczne przywiązanie Muhooziego do tweetowania przed miesiącem postawiło pod znakiem zapytania jego przywódcze zdolności i pomyślność sukcesji w Ugandzie. „Pierwszy Syn” wywołał dyplomatyczną burzę wpisem, w którym groził rewizją postkolonialnych granic i wzywał do zjednoczenia Ugandy z Kenią. „Jeśli będzie trzeba, moje wojsko w dwa tygodnie zdobędzie Nairobi” – przechwalał się. Ubolewał też, że „jego brat”, Uhuru Kenyatta, po dwóch prezydenckich kadencjach nie ubiegał się latem o następną, lecz złożył władzę tylko dlatego, że tak nakazywała mu kenijska konstytucja.

Już wcześniej swoimi tweetami Muhoozi nie raz, nie dwa wprawiał ugandyjski rząd i ojca-prezydenta w zakłopotanie. Tak było, gdy opowiedział się po stronie partyzantów ze zbuntowanej, etiopskiej prowincji Tigraj czy rebeliantów ze wschodniego Konga. Wywołał zamieszanie grożąc, że Uganda wyda wojnę każdemu, kto zagrozi Egiptowi (czytaj: Etiopii spierającej się z Egiptem o podział wód Nilu), czy też popierając najazd Rosji na Ukrainę. Po październikowych tweetach w sprawach kenijskich prezydent Ugandy musiał przepraszać sąsiadów i tłumaczyć się za syna. Zapewniał, że nie miał nic złego na myśli, że jest gorącym, afrykańskim patriotą, marzącym o zjednoczeniu całego kontynentu w jedno państwo. Udzielił też wywiadów kenijskim telewizjom i oświadczył, że przeprowadził z synem poważną rozmowę, a syn obiecał mu powstrzymać się od „ćwierkania” o sprawach poważnej polityki i dyplomacji. Museveni odebrał też Muhooziemu dowództwo wojsk lądowych, ale dał czwartą, generalską gwiazdkę.

Badacze ugandyjskiej polityki uważają, że twitterowym skandalem Muhoozi sam opóźnił sobie sukcesję, a jego ojciec, mimo dziewiątego krzyżyka na karku, w 2026 roku znów wystartuje w wyborach prezydenckich i najpewniej znów je wygra. Kara, jaką wyznaczył synowi, nie przekreśla jego politycznej kariery. Przeciwnie, konstytucja zabrania wojskowym nie tylko wtrącania się do polityki, ale nawet publicznego wypowiadania się na polityczne sprawy. Łagodną karę, a właściwie pouczenie, jakie spotkało za to Muhooziego, przyjęto w Ugandzie za dowód, że stary prezydent wszystko synowi wybacza i nadal widzi w nim następcę tronu. Krnąbrność Muhooziego – prawdziwą czy też udawaną – uważa się w Kampali za próbę udowodnienia jego niezależności od ojca i popisania się przed młodymi Ugandyjczykami (trzy czwarte 50-milionowej ludności kraju stanowią ludzie poniżej trzydziestki) i zjednania ich sobie jako wyborców.

„Muhoozi” znaczy „mściciel”

Stary prezydent już dawno pozbył się wszystkich rywali i konkurentów, a syn poobsadzał swoimi przyjaciółmi najważniejsze stanowiska w wojsku. Po prawie czterdziestu latach rządów Museveniego w Kampali partia rządząca i rodzina panująca (żona Museveniego, Janet, jest ministrem nauki, a Salim Saleh, przyrodni brat i towarzysz broni z partyzantki, jednym z najbardziej wpływowych ludzi w gospodarce) zrosły się z ugandyjskim państwem i gospodarką tak bardzo, że trudno je dziś od siebie rozdzielić. Dla wszystkich beneficjentów takiego stanu rzeczy najlepszą gwarancją ich uprzywilejowanej sytuacji byłoby, gdyby stary władca przekazał władzę synowi, a wszystko inne zostało po staremu.

W mowie ludu Ankole, z którego wywodzi się Museveni, „muhoozi” znaczy „mściciel”. W jednym z nielicznych wywiadów Museveni powiedział, że wybrał takie imię synowi, ponieważ to on „pomści mnie, gdyby przytrafiło mi się coś złego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej