Papież i nihilizm

Pod auspicjami Ojca już Świętego powstaje wspólnota, z której czuję się wykluczona i w której zawsze będę kimś obcym. Powróćmy więc na ziemię i spróbujmy zastanowić się nad wpływem Papieża i medialnego spektaklu związanego z jego śmiercią na przyszłe wydarzenia polityczne w Polsce, na kształt sfery publicznej i publicznej komunikacji, oraz na wynikające z tego społeczne konsekwencje.

01.05.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

W jakiś tydzień po śmierci Papieża, kiedy o niczym innym jeszcze nie wypadało mówić, obejrzałam w jednej z komercyjnych telewizji cykliczny program o gospodarce poświęcony papieskiej myśli ekonomicznej. Dziennikarz i zaproszona para ekspertów wolno i wyraźnie tłumaczyli nam, o co w rzeczywistości chodziło, np. w sformułowaniu o pracy, która wyprzedza kapitał. Otóż o to, że człowiek jest ważniejszy od kapitału, czyli że przedsiębiorca jest ważniejszy od swojego przedsiębiorstwa. Potem jeszcze dowiedzieliśmy się, że godziwa płaca oznacza pensję rodzinną, czyli taką, która pozwala mężczyźnie na utrzymanie niepracującej żony, a jej na zajęcie się gromadką dzieci. Natomiast jeśli chodzi o wrażliwość na problem ubóstwa, powinna ona w życiu społecznym przejawiać się w tym, że państwo nie utrudnia organizacjom charytatywnym zajmowania się bezrobotnymi.

Nagi król

Nie piszę tego, aby wyśmiewać czy krytykować, a jedynie po to, aby pokazać, jak dalece myśl Papieża jest z tego świata. W tym sensie, że funkcjonuje ona w określonych kontekstach i interpretacjach, używana wybiórczo i zazwyczaj instrumentalnie. I tak naprawdę - w sensie społecznym - innej nie ma i być nie może. Pytanie zatem o jakikolwiek papieski program dla przyszłości nie ma wielkiego sensu, bo program ten w dużej mierze piszemy sami i to my za niego ponosimy odpowiedzialność. Nie oznacza to jednak, że z nauczaniem papieskim można zrobić wszystko. Nie wnikając w szczegóły, powiedzmy sobie, że jest ono konserwatywne i chociaż niektóre z haseł dają się wykorzystać również inaczej, wszelkie wątpliwości zostaną rozwiane, gdy bliżej przyjrzymy się stojącym za nimi uzasadnieniom i antropologii. I jeśli nawet nie jest to materia, którą opinia publiczna miałaby ochotę zajmować się bardziej szczegółowo, to podskórna intuicja bezbłędnie wyczuwa, za jakim światem opowiadał się Papież.

I znowu - nie miejsce tu i czas na krytykę tego światopoglądu, rzecz raczej w tym, że przez cały okres pontyfikatu, a już szczególnie w okresie żałoby, zacierano fakt, iż jest to tylko jeden z możliwych światopoglądów. Że trudności z papieskim nauczaniem nie wynikają z tego, że stawia ono zbyt wysokie wymagania moralne, a z tego, że nie zawsze - przynajmniej z pewnego punktu widzenia - są to wymagania właściwe. Im dalej od ołtarza, a bliżej do centrum świeckiej kultury, tym bardziej Papież stawał się uosobieniem ogólnego, uniwersalnego dobra. Autorytetem moralnym dla każdego i na każdą okazję. Woleliśmy mówić o jego walorach osobistych, o powszechnie cenionych zaletach niż o rzeczywistym ostrzu jego nauki. Mówiło się ogólnie o miłości, a nie konkretnych formach, w jakich miałaby się ona przejawiać. Papież miał łączyć, a nie dzielić. Nawet krytycy jego poglądów - jeśli chcieli uniknąć marginalizacji i oskarżeń o wulgarny antyklerykalizm - rozpoczynali od składania hołdów i wyrazów szacunku. I taki “społeczny papież" jest fenomenem, przed którego badaniem często się wzdragamy. Trudno bowiem, aby funkcjonował autorytet, gdy psychospołeczne reguły tegoż funkcjonowania będą stale obnażane. Nagi król nie może panować.

Z drugiej jednak strony, żyjemy w kulturze refleksyjnej - to może nawet ważniejsza podstawa kultury europejskiej niż chrześcijaństwo. Jej cechą charakterystyczną jest dążenie do autorefleksyjnego odnoszenia się do własnych zasad, do budowania metatekstów i metakomentarzy. Nie są to warunki, w których tak naprawdę mogłyby funkcjonować tradycyjne autorytety. Istnieją raczej postacie medialne. Wielcy aktorzy społeczeństwa spektaklu. Punkty, w których koncentrują się nasze niespełnione pragnienia, kompensowane są kompleksy, odreagowywane lęki. A przede wszystkim: realizuje się tęsknota za wspólnotą i przynależnością. To, że w rankingach medialnych Papież pobił księżną Dianę, nie powinno napawać nas dumą, należy raczej zauważyć, że startował w tej samej konkurencji.

Główny kłopot z kulturą liberalną, obsługującą kapitalistyczny system produkcji, jest taki, że jest ona niewydolna, jeśli chodzi o możliwość produkowania pozapragmatycznego sensu oraz “zimna", bazująca na indywidualistycznej antropologii. Zamiast Boga proponuje nam wiarę w żelazne mechanizmy rynkowe oraz procedury, które uchronią naszą wolność przed nadmiarem wolności drugiego człowieka, a nam zagwarantują prawo do indywidualnego szczęścia. A to trochę za mało.

To rozpoznanie nie jest oczywiście szczególnie oryginalne. Głosy filozofów i myślicieli biadające nad wyciekaniem sacrum ze współczesnego świata, wieszczące jego powrót, nawołujące do walki z kolonizacją naszego życia przez abstrakcyjne systemy, są dość powszechne. Rzecz jednak w tym, czy to poszukiwanie sensu, etycznych motywacji, wspólnych symboli musi sprowadzać się do uznania monopolu Kościoła katolickiego w sferze wartości. Monopolu, dla którego jedynym konkurentem - a czasem sojusznikiem - są medialne zjawy.

Fałszywa polaryzacja

W roku 1989 wraz z grupą socjologów brałam udział w badaniu dyskursu publicznego, który objawił nam się wraz z początkiem politycznej wolności. Ostatnie zdanie książki, która podsumowywała wyniki naszej pracy brzmiało: “Bóg albo rynek". Wówczas była to tylko nieśmiała intuicja, dziś wydaje mi się ono profetyczne. Porządek symboliczny, który powstał w Polsce, okazał się zabójczy dla jakiejkolwiek innej możliwości. Albo działamy w logice komercyjno-rynkowej, poddając nasze postępowanie sprawdzianom pragmatycznym, albo - przenosząc się do sfery wartości - oddajemy się we władanie Kościołowi i jedynie panującej religii. A ponieważ ani jedno, ani drugie mnie nie satysfakcjonuje, ponieważ marzy mi się etyczny, usensowniający świat projekt nie zakorzeniony w żadnej metafizyce, a jedynie w fenomenie życia - z niepokojem patrzę na “efekt papieża". Prowadzi on bowiem Polskę w kierunku, który wydaje mi się szkodliwy.

Pod auspicjami Ojca już Świętego powstaje wspólnota, z której czuję się wykluczona i w której zawsze będę kimś obcym. Te osobiste powody nie są być może żadnym argumentem. Powróćmy więc na ziemię i spróbujmy jeszcze raz zastanowić się nad wpływem Jana Pawła II i medialnego spektaklu związanego z jego śmiercią na przyszłe wydarzenia polityczne w Polsce, na kształt sfery publicznej i publicznej komunikacji, oraz na wynikające z tego, głębiej sięgające społeczne konsekwencje.

Papież jako symbol dobra i sensu wykraczającego poza liberalny pragmatyzm oraz symbol pragnienia o przeżyciach wspólnotowych stał się wyraźnym punktem odniesienia na mapie polskiej sfery publicznej. Celowo nie mieszam tutaj zjawisk medialnych i pochodzących ze sfery zachowań publicznych z realnie istniejącą wspólnotą czy autentyczną przemianą duchową jednostek. Zresztą muszę przyznać, że w jedno i w drugie nie bardzo wierzę. To, co powstało, jest raczej pewnym wyobrażeniem o moralnej wspólnocie. Przy czym moralny charakter tej wspólnoty polega na tym, że widzi ona siebie jako wcielenie dobra, pozostawiając na zewnątrz całe zło. Można powiedzieć, że Papież zassał całe nasze pragnienie lepszego życia, pozostawiając dla tych, którzy do wspólnoty owej nie należą, pustynię nihilizmu.

Jest to jednak tylko pewna potencja do wykorzystania i zagospodarowania; czekająca dopiero na wypełnienie konkretną treścią polityczną. A z układu sił na polskiej scenie politycznej jasno wynika, że potencjał ten zostanie przejęty przez prawicę. Nie przypadkiem Prawo i Sprawiedliwość przeskoczyło w sondażach wyborczych Platformę Obywatelską. Zaczyna się wyścig, kto jest bardziej moralny, narodowy, obyczajowo konserwatywny.

Myśl Papieża jest w najgłębszym sensie konserwatywna, ale zakorzeniona w pozapolitycznych założeniach religijnych i filozoficznych. Poglądy “papieża społecznego" oraz kapitał społecznych emocji, które wyzwolił, staną się pożywką dla konkretnych, prawicowych projektów, blokujących na długie lata możliwość liberalizacji i unowocześnienia polskiej mentalności. Rynek może będzie się czuł obok tej konserwatywnej skorupy nienajgorzej, ale nic poza Bogiem nie będzie miało już szansy na zaistnienie. Próba tworzenia jakiejkolwiek lewicowej przeciwwagi dla liberalnego kapitalizmu będzie stawiała bowiem poza granicami wspólnoty, a wszechobejmujący szantaż, stojący na straży pamięci Papieża, zamieni się w szantaż zabraniający jakiejkolwiek dyskusji z obowiązującym konserwatywnym dyskursem w sprawach światopoglądowych. Na lata zablokowane zostaną też możliwości zmian prawnych. Co więcej, w dyskursie tym nie dostrzegam możliwości istotnej krytyki współczesnej cywilizacji. Są to raczej rozmaite środki zastępcze. Stare symbole, moralne rewolucje polegające na polowaniu na agentów i “radykalne" projekty etyczne sprowadzające się do tezy, że nie należy kraść i korumpować. Jest to program, który nie odpowiada na żadne prawdziwe wyzwania dzisiejszego świata. I jest tylko plasterkiem na egzystencjalne dylematy współczesnego człowieka.

Blokada

Nie wykluczam, że dogłębnie zrozumiana i przyswojona myśl Papieża wraz z całym zapleczem religijno-teologicznym odpowiedzi takich ludziom głęboko wierzącym udziela, ale mówimy przecież o “papieżu społecznym", przetrawionym przez media i wpasowanym w aktualny układ polityczny. O Papieżu w Polsce, w której prawo jest konserwatywne, wybór kardynała Ratzingera wszystkich cieszy i gdzie nie ma żadnej liczącej się przyzwoitej partii lewicowej; w Polsce, gdzie media zasłużyły na pochwałę kościelnej hierarchii za to, że przez tydzień zamiast informować nauczały, a rozpacz dziennikarzy musiała być tonowana przez biskupów, którzy przypominali, że życie po śmierci jednak istnieje.

Wszystko to razem doprowadzi do dalszej polityzacji i rytualizacji polskiego życia religijnego. A przy wsparciu mass-mediów i dominujących dyskursów także do pop-kulturyzacji Papieża. Nie jest bowiem prawdą, że media karmią się tylko seksem i przemocą. Karmią się także sentymentalizmem, cudami i moralizatorstwem. Nie tworzy to jednak żadnej przeciwwagi dla krytykowanych - także przez Papieża - tendencji nowoczesnego świata. Ani media, ani Kościół - taki jaki jest - ani konserwatywno-liberalny idiom dominujący w sferze publicznej nie dają miejsca dla rozwinięcia jakichkolwiek nowych i owocnych koncepcji. W ten sposób tracimy możliwość tworzenia adekwatnej świadomości zbiorowej, otwartej debaty, budowania konstruktywnych projektów naprawy świata. Tworzymy wspólnotę wykluczającą nie tylko konkretne grupy, ale też całe połacie myśli. Wobec wspólnego dobra wszystkich Polaków, jakim jest Papież, wszystko inne staje się niczym. A codzienną alternatywą dla niedościgłych papieskich ideałów staje się nihilizm.

W naszej pogoni za zyskiem, karierą, przyjemnością nadal czasami będziemy zatrzymywali się na chwilę. Po to, żeby zjeść kremówkę, a nie po to, żeby coś naprawdę zmienić. A na polskiej scenie politycznej na lata ustali się dwójpodział: na pragmatyków, którzy będą mówili tylko o wzroście gospodarczym i sprawnym zarządzaniu oraz specjalistów od wartości takich jak naród, rodzina i religia.

KINGA DUNIN jest socjologiem, krytykiem literackim, publicystką “Krytyki Politycznej".

---ramka 350225|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2005