Panowie od polityki

Szef rządu i lider opozycji przedstawili swoje wizje rzeczywistości. Pierwszy mieszka w kraju pędzącym ku nowoczesności, szybko goniącym najbogatszą część Europy. Drugi – w kraju ogarniętym biedami i smutą.

25.11.2013

Czyta się kilka minut

Oczywiście sytuacja w Polsce nie jest tak optymistyczna, jak opowiadał premier. Nie jest także tak tragiczna, jak mówił prezes PiS. Tyle że obrazy zniuansowane, a przez to bliskie realizmowi, nie mieszczą się w logice imprez partyjnych, które odbyły się w miniony weekend. Tam przekaz musi być jasny, świat czarny lub biały, a przeciwnik określony dokładnie.

KONWENCJA BEZ PRZEKONANIA

Donald Tusk na konwencji PO miał trzy zadania. Ogłosić koniec wojny wewnętrznej. Odnieść się do coraz groźniejszych doniesień świadczących o tym, że partia pogrąża się w złych praktykach – od łamania etyki po korupcję. I powiedzieć, co dalej – jak na czele zrekonstruowanego rządu powalczyć o trzecią kadencję.

W długim i średniej (jak na niego) jakości przemówieniu premier zwrócił się do działaczy PO z prośbą, by spojrzeli sobie głęboko w oczy. Miało to być coś na kształt przekazania sobie znaku pokoju, sygnału do zakończenia partyjnych sporów.

Rozkaz został wykonany, ale chyba bez szczególnego przekonania. W pokojowe deklaracje Tuska chyba mało kto już wierzy. Ostatnio apelował o zgodę – o to, by partia była jak jedna pięść – na zjeździe w Chorzowie. To z trybuny – bo w kuluarach trwała wytężona praca nad przekonywaniem europosła Jacka Protasiewicza, by rzucił wyzwanie swojemu przyjacielowi Grzegorzowi Schetynie. Zadanie zostało wykonane, a Schetyna wycięty – w niezbyt przyjemnych, utrwalonych na „taśmach prawdy” okolicznościach. Wojna trwa i skończy się najpewniej całkowitą porażką „schetynowców”.

Wydarzenia na Dolnym Śląsku, a także rozkręcająca się afera związana z przetargami informatycznymi [zob. tekst Roberta Zielińskiego na str. 12] zmusiła premiera do jasnej deklaracji: nepotyzm, korupcja, handel stanowiskami nie będą tolerowane. Każdy, kto znajdzie się choćby w cieniu podejrzenia, pożegna się z PO – najdalej w czasie układania następnych list wyborczych.

Tusk – którego osobista uczciwość nie jest kwestionowana – od lat bał się tego, że długo utrzymująca się przy władzy partia może zacząć ulegać pokusom i przez to gnić. M.in. dlatego tak długo utrzymywał na stanowisku szefa CBA niechętnego Platformie działacza PiS Mariusza Kamińskiego. To on miał być batem na nieuczciwych polityków, teraz batem mają być inni szefowie służb i prokuratura – mające, wygłoszone z trybuny, błogosławieństwo szefa rządu do tropienia występków.

REKONSTRUKCJA Z OBIETNICĄ

Najważniejsze miały być jednak plany na przyszłość. Te determinowała przeprowadzona tuż przed konwencją rekonstrukcja rządu.

Pierwsze, co rzucało się w oczy – to brak nowego, silnego nazwiska. Tusk wprowadził do rządu ludzi niezbyt znanych opinii publicznej, z drugiego szeregu – tak jakby chciał mieć pewność, że to on będzie najjaśniej świecącym punktem swego gabinetu.

Druga ważna sprawa to zmiana wicepremiera. Chodzi nie tylko o wymianę Jacka Rostowskiego na Elżbietę Bieńkowską, ale i o inną filozofię rządu. Do tej pory wszystkie koncepcje i pomysły rządowe trafiały do Rostowskiego, który trzymał kasę i oceniał, czy nas na to stać, czy (znacznie częściej) nie stać.

Teraz to ogniwo wypadnie. Koncepcje będą powstawały, a minister--księgowy Mateusz Szczurek będzie miał za zadanie zrobić tak, żeby pieniędzy starczyło. Oczywiście będzie oponował – jak każdy szef resortu finansów – ale o pozycji Rostowskiego może tylko pomarzyć.

Nową koncepcję słychać było w przemówieniu premiera. Obiecywał wszak, że wzrost gospodarczy i fundusze unijne powinny być odczuwalne nie tylko w postaci coraz lepszej infrastruktury, ale przekładać się na kieszenie obywateli. Zabrzmiało to jak – charakterystyczna przed każdymi wyborami – obietnica popuszczenia pasa i rozdawnictwa.

Wicepremier Bieńkowska to wybór bardzo trafny. Po pierwsze, jest fachowcem – który wszystko związane z funduszami unijnymi zna od podszewki (tj. od pisania podań z pozycji regionalnego urzędnika niskiej rangi po zarządzanie ministerstwem). Po drugie, ma prezencję i przebojowość. W dodatku jest osobą bezpieczną – nie ma szczególnych ambicji politycznych, fotel wicepremiera Tusk proponował jej wcześniej, ale się przed tym skutecznie broniła. Jedyne, co budzi wątpliwości – to czy pani wicepremier poradzi sobie z ministerstwem--molochem (rozwój regionalny plus transport, zwolniony przez Sławomira Nowaka, który ustąpił po „aferze zegarkowej”), ogromnym wydawaniem funduszy UE oraz wicepremierowaniem.

ZMIANA, KTÓRA MÓWI WSZYSTKO

A PiS? Partia Jarosława Kaczyńskiego wypada z roli, którą przyjęła na zjeździe w Sosnowcu: formacji stonowanej, myślącej o programie i mającej pomysł na Polskę, a zatem wartej przekazania steru rządów przez PO.

Regres zaczął się tuż przed porażką w Warszawie. Nieudana kampania, straszenie mieszkańców stolicy, upartyjnienie referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz z funkcji prezydenta miasta. Potem nastąpiły niespójne występy tzw. Zespołu Macierewicza, który cierpi na nadprodukcję hipotez i deficyt dowodów. Szerokim echem odbiło się też publiczne kłamstwo, którego dopuścił się jeden z czołowych ekspertów zespołu.

Przemówienie Kaczyńskiego było utrzymane w ciemnych barwach – bieda, korupcja i wszystkiemu winny Tusk. Błędy, kasandryczne wizje, problemy obyczajowe i prawne, związane z osobą rzecznika partii Adama Hofmana i jego stutysięcznej, niezgłoszonej do urzędu skarbowego pożyczki (śledztwo w jej sprawie wszczęła właśnie prokuratura) byłyby zresztą do przykrycia. Jednak sobotnia Rada Polityczna partii zostanie zapamiętana tylko z jednego powodu.

Antoni Macierewicz – po miesiącach zabiegów – został wiceprezesem PiS. Od tej decyzji nie ma odwrotu i świadczy ona o tym, jaka naprawdę jest formacja Jarosława Kaczyńskiego. Wiceprezes Macierewicz w razie wygranej PiS będzie musiał otrzymać stanowisko w rządzie: to silniej przemawia do wyborców niż jakikolwiek program i jakakolwiek obietnica.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2013