Pani znad jeziora

Przyznając jej Pokojową Nagrodę Nobla, przewodniczący kapituły powiedział, że „uosabia potęgę bezsilnych” i jest symbolem niezłomności i pokojowego sprzeciwu wobec tyranii jak Mahatma Gandhi, Martin Luther King czy Nelson Mandela.
w cyklu STRONA ŚWIATA

02.02.2021

Czyta się kilka minut

Protest pod ambasadą Birmy w Bangkoku po tym, jak wojsko zatrzymało przywódczynię kraju Aung San Suu Kyi, 2 stycznia 2021 r. / FOT. LILLIAN SUWANRUMPHA/AFP/East News /
Protest pod ambasadą Birmy w Bangkoku po tym, jak wojsko zatrzymało przywódczynię kraju Aung San Suu Kyi, 2 stycznia 2021 r. / FOT. LILLIAN SUWANRUMPHA/AFP/East News /

Zachodni politycy, którzy przez lata pielgrzymowali do jej domu-więzienia w Rangunie, ogłosili Aung San Suu Kyi żywym dowodem zwycięstwa dobra nad złem. Rodacy Birmanki nazywali ją po prostu „Naszą panienką znad jeziora”. Wołali tak na nią, choć gdy po długiej nieobecności wróciła z obczyzny do kraju i wdała się w politykę, była już dojrzałą, ponadczterdziestoletnią kobietą. Drobna, wiotka i prosta jak struna zachowała jednak dziewczęcą urodę, którą podkreślały kwiaty, jakie wplatała w swoje długie, kruczoczarne włosy. Dziś, kiedy jest już siedemdziesięcioletnią damą, a jej włosy przyprószyła siwizna, Birmańczycy nazywają ją „amay Suu – mateczka Suu”. Zawsze uważali ją za przywódczynię i opiekunkę, widzieli w niej dziedziczkę i wcielenie jej ojca, generała Aung Sana, bohatera narodowego, przywódcy ruchu wyzwoleńczego, który wywalczył dla Birmy niepodległość. Sam generał nie doczekał jednak pierwszego dnia wolności. W przeddzień niepodległości został zabity w niewyjaśnionej do dziś strzelaninie, do jakiej doszło podczas posiedzenia rządu, któremu przewodniczył. Aung San Suu Kyi miała dwa lata, gdy straciła ojca. Nie pamiętała go, choć oczywiście wiedziała, kim był. 

Zagraniczne lekcje

Od początku istnienia Birmy generałowie zawsze mieli najwięcej do powiedzenia w miejscowej polityce. Kiedy w końcu sami sięgnęli po władzę w kraju, Aung San Suu Kyi miała 17 lat i od dwóch lat mieszkała w Delhi z matką, którą birmański rząd posłał do Indii w roli ambasadora. Surowa matka dbała o wychowanie i wykształcenie córki. Po najlepszych w Rangunie szkołach misyjnych i liceum dla dziewcząt w Delhi, Aung San Suu Kyi wyjechała na naukę do brytyjskiego Oxfordu, którego akademie cieszyły się sławą na całym świecie. Studiowała filozofię, ekonomię, nauki polityczne, a potem także orientalistykę na uniwersytecie w Londynie. „Różniła się od wszystkich studentów, jakich uczyłam. Inteligentna, oczytana, bardzo cicha i niezwykle grzeczna” – wspominała ją jedna z wykładowczyń. Studenckie lata Aung San Suu Kyi przypadły na czasy młodzieżowego buntu z końca lat 60., hippisów, rock’n’rolla i rewolucji obyczajowej. „Była w niej jakaś naiwność, ale także pewność siebie, swoich opinii i własnej wartości. No i jakby zupełnie nie zwracała uwagi na wyzwolenie seksualne, które dla jej koleżanek i kolegów stało się niemal manifestem” – mówiła wykładowczyni.


CZYTAJ TAKŻE

PUCZ W BIRMIE: Wojsko, które rządziło krajem przez większość jego niepodległego istnienia, w poniedziałek znów dokonało zamachu stanu i przejęło władzę. Birmańska przywódczyni Aung San Suu Kyi, uosobienie walki przeciwko wojskowym dyktatorom, ponownie została aresztowana >>>


To właśnie w Oxfordzie poznała swojego przyszłego męża. Pochodzący z rodziny dyplomatów Brytyjczyk Michael Aris studiował historię i kulturę Tybetu i Himalajów, a po ukończeniu uczelni wyjechał do Bhutanu, gdzie tamtejszy król powierzył mu rolę guwernanta monarszych dzieci. Studencki romans Birmanki i Brytyjczyka przetrwał próbę czasu i przestrzeni. Przez trzy lata tylko pisali do siebie listy. Michael z Himalajów, Aung San Suu Kyi z Nowego Jorku, dokąd wyjechała po studiach, żeby podjąć pracę w kwaterze głównej ONZ, której sekretarzem generalnym był w tamtym czasie jej rodak z Birmy, Sithu U Thant. Kiedy złożył urząd, Aung San Suu Kyi porzuciła Manhattan dla Bhutanu, gdzie wzięli z Michaelem ślub według buddyjskiego obrządku. Kiedy Aung San Suu Kyi zaszła w ciążę, postanowili wrócić do Wielkiej Brytanii. Pierworodny syn, Alexander przyszedł na świat już w Londynie. Cztery lata później Aung San Suu Kyi urodziła drugiego syna, Kima. Michael podjął pracę wykładowcy w Oxfordzie. Odchowawszy dzieci, Aung San Suu Kyi również zamierzała się zająć karierą naukową. 

Córka swojego ojca

Wyglądało, że tak upłynie im życie. Przewidywalnie, miarowo i wygodnie. Życiowej stabilizacji zdawała się nie zagrażać nawet choroba mieszkającej w Rangunie matki Aung San Suu Kyi, która doznała wylewu. Kiedy w sierpniu 1988 r. Aung San Suu Kyi wybierała się w podróż do Rangunu, żeby zaopiekować się matką, nie planowała długiej rozłąki z rodziną. Nie sądziła, że do oksfordzkiego domu nie wróci już nigdy.

W birmańskiej stolicy trwała rewolucja. Wojskowy dyktator Ne Win ustąpił z urzędu, a zachęceni wieściami o zmierzchu komunistycznych dyktatur we wschodniej Europie ranguńscy studenci, urzędnicy, robotnicy, a nawet buddyjscy mnisi wyszli na ulicę, by żądać zaprowadzenia w kraju demokratycznych porządków. Na wieść o tym, że do Rangunu zjechała Aung San Suu Kyi, buntownicy, którym brakowało charyzmatycznego przywódcy, przyszli do jej domu nad jeziorem prosić, by jako córka bohatera narodowego stanęła na ich czele. Dała się przekonać. Tego dnia pod złotą pagodę Shwedagon przyszło pół miliona ludzi, ciekawych, co powie i jak wygląda córka Aung Sana. Przywódcy ulicznej rewolty wspominali, że wydawała się maleńka i krucha jak dziewczynka, a na wzniesioną na placu wiecową trybunę trzeba ją było podsadzać jak małe dziecko. Nikt o niej niczego wcześniej nie wiedział. Liczyło się tylko to, że jest córką bohatera i że przyłączyła się do buntu przeciwko generałom.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →
 


Okazała się jednak nieodrodną córką swojego ojca. Dała się porwać polityce, przemierzała kraj wzdłuż i wszerz, przemawiała na wiecach, skrzyknęła swoich zwolenników w Narodową Ligę na rzecz Demokracji i przekonywała, by brali przykład z Mahatmy Gandhiego i siłą biernego oporu zwyciężyli dyktatorów w wojskowych mundurach.

Ale wojsko nie zamierzało ustępować. Jednego generała zastąpił następny, uliczne pochody opozycji zostały rozpędzone, buntownicy powtrącani do więzień, a Aung San Suu Kyi osadzona w areszcie domowym. Władze ogłosiły, że w zamieszkach zginęło mniej niż pół tysiąca – opozycja twierdziła, że tysiące. Sądząc, że wystarczająco sterroryzowali rodaków, generałowie rozpisali wolne wybory, żeby dowieść swojej dobrej woli przed światem. Ale wyborcze zwycięstwo odnieśli zwolennicy Aung San Suu Kyi, zdobywając ponad trzy czwarte głosów. Tego generałom było już za wiele. Unieważnili elekcję i odtąd rządzili, nie dbając już nawet o pozory. Uwięziona we własnym domu Suu Kyi stała się jednym z najgłośniejszych dysydentów współczesności. Cały świat domagał się jej uwolnienia, a w 1991 r. Komitet Noblowski przyznał jej Pokojową Nagrodę za niezłomność i wierność walce bez użycia siły.

Niewola we własnym domu

W areszcie domowym upłynęło jej prawie 20 lat życia. Bo niewolą były też te krótkie okresy, gdy na chwilę zwracano jej wolność po to tylko, by zaraz znów ją odebrać. Więzieniem stawała się Birma. Aung San Suu Kyi wiedziała doskonale, że jeśli choćby na krok ruszy się z Birmy, generałowie za nic nie wpuszczą jej z powrotem. Mówili to wprost. „Wyjedź, a zaraz odzyskasz wolność” – kusili.

Odmawiała. Zawsze uchodziła za upartą osobę. Nie pojechała do Sztokholmu, żeby odebrać Pokojową Nagrodę, ale nie pojechała też nigdy do Wielkiej Brytanii, gdzie zostawiła synów i męża. Odkąd wyjechała z Oxfordu, z mężem widziała się z tylko pięć razy. Przyjeżdżał do niej do Rangunu, ilekroć generałowie mu na to pozwalali. Po raz ostatni w Boże Narodzenie 1995 r. Przez następne cztery lata odmawiano mu wizy. Po raz ostatni w styczniu 1999 r., kiedy lekarze orzekli, że choruje na raka. Chciał przyjechać do Rangunu, żeby umrzeć przy żonie, ale generałowie się na to nie zgodzili. Nie posłuchali próśb sekretarza generalnego ONZ ani papieża Jana Pawła II. Oznajmili, że w Birmie nie ma odpowiednich szpitali, a nie zamierzają brać na swoje sumienie życia męża Aung San Suu Kyi. Zaproponowali ponownie, by to ona raczej wybrała się do Oxfordu do męża. Nie zgodziła się, dwa miesiące później Michael Aris umarł. Aung San Suu Kyi nie była na jego pogrzebie. Ich związek nazwano najsmutniejszą historią miłosną schyłku XX stulecia. 

Synów widywała jeszcze rzadziej. Alexander wyjechał do Ameryki, gdzie przystąpił do jednej z tamtejszych wspólnot buddyjskich. Kim, który na studiach grał w kapeli, po ukończeniu akademii zajął się stolarstwem.

Na początku generałowie nie pozwalali jej nikogo widywać. Z czasem, gdy swoją niezłomnością zyskała światową sławę, junta patrzyła przez palce, gdy przyjmowała w swoim domu gości. Jednym z nich był Steve Crawshaw, dziennikarz londyńskiej gazety „Independent”. „To kobieta bardzo dumna i dzielna, przeświadczona, że jej misją jest strzec życiowej spuścizny jej ojca. Jego portrety wisiały w całym domu” – opowiadał mi Crawshaw. „Sprawiała wrażenie osoby bardzo władczej, wyniosłej, opanowanej, wymagającej wobec innych, ale i samej siebie. Wydała mi się postacią bardzo królewską, dbającą o każde słowo i gest. Chętnie rozmawiała o Birmie i sytuacji w świecie, a zwłaszcza o Południowej Afryce i Mandeli, ale kiedy zapytałem, jak wygląda jej codzienność, żachnęła się, jakbym powiedział coś nie na miejscu”.

Buddyzm oraz narzucona samej sobie surowa dyscyplina i porządek dnia pozwoliły jej przetrwać niewolę. Wstawała w pół do piątej rano i przez godzinę oddawała się medytacjom. Po śniadaniu słuchała wiadomości z dzienników radiowych BBC, Głosu Ameryki i nadającej z Norwegii rozgłośni Demokratyczny Głos Birmy. Przeczytała setki książek, biografii, rozpraw o polityce i historii, dziesiątki tomów wierszy, pisała wspomnienia. Po obiedzie, składającym się z warzyw, makaronów, ryb (bardzo dbała o zdrową dietę i o wagę), doskonaliła znajomość języka francuskiego i japońskiego, a odpoczywała, grając na fortepianie utwory Bacha. Kolacja o dziewiętnastej kończyła każdy kolejny dzień.

„Powiedziała mi, że nie czuje wrogości do swoich prześladowców i że brało się to może z tego, że wojskowy mundur kojarzył się jej nieodłącznie z ojcem” – wspomina Crawshaw. „Zapewniała, że nigdy nie zwątpiła w słuszność swojego wyboru, sprawy, której się poświęciła, ani w metodę walki bez użycia siły. Uważała, że stosowanie przemocy jest złem, ale przede wszystkim, że jest środkiem nieskutecznym. Była pewna wygranej, wierzyła, że prędzej czy później generałowie ustąpią i przyznają jej rację.” 

Przywódczyni

Dzień wolności nie był jednak jeszcze dniem zwycięstwa. Wojskowa dyktatura w Birmie upadła jak komunizm i apartheid. Okazała się niewydolna, za słaba, żeby wytrzymać międzynarodowy ostracyzm i sankcje, a birmańscy generałowie odkryli dla siebie dobrodziejstwa wolnego rynku. Obliczyli sobie, podobnie jak komuniści we wschodniej Europie, że oddanie władzy może się im opłacić. W zamian, w imię pojednania, puści się im w niepamięć dawne przewiny, pozwoli zachować majątki i przywileje, dzięki którym zbiją prawdziwe fortuny na prywatyzacji birmańskiego państwa. Jeden przez drugiego zaczęli zdejmować mundury i wyciągać z szaf cywilne garnitury i sarongi, przechrzcili juntę na Unię Solidarności i Rozwoju, formalnie już niezależną od wojska, ale wciąż stojącą na straży jego interesów. W końcu, upewniwszy się, że nie zagrozi ich wpływom, wypuścili z aresztu domowego Aung San Suu Kyi i ogłosli nowe wybory. Wcześniej poprawili jeszcze konstytucję, by zapewniała prawo weta we wszystkich najważniejszych sprawach państwa. Ustalono, że bez względu na to, kto będzie prezydentem czy premierem kraju, ministrów wojny, policji i ochrony granic wyznaczać będzie dowódca birmańskiej armii, żołnierze będą mieli zagwarantowaną z urzędu jedną czwartą poselskich mandatów w parlamencie, a armia będzie mogła rozpędzić parlament, jeśli uzna to za konieczne dla dobra kraju. 

Tamte pierwsze wybory Aung San Suu Kyi zbojkotowała, uznając je za kpinę z demokracji. Dwa lata później dała się jednak przekonać wysłannikom zachodnich rządów, wzięła udział w wyborach uzupełniających do parlamentu, została posłanką i oficjalną przywódczynią opozycji.

Dzień zwycięstwa przyszedł dopiero jesienią 2015 r., gdy w pierwszych od ponad pół wieku wolnych wyborach partia Aung San Suu Kyi zdobyła cztery piąte głosów. Przejąwszy stery państwa, pani Aung San przestrzegła też, że na poprawę losu Birmańczycy będą musieli jeszcze cierpliwie poczekać i pogodzić się z tym, że przyjdzie się jej układać z niedawnymi nieprzyjaciółmi, generałami, którzy może i oddali koronę, berło i tron, ale wciąż mają najwięcej do powiedzenia w wojsku, policji i gospodarce, a najważniejsze urzędy poobsadzali swoimi ludźmi. 

Jej rządy nie zraziły do niej rodaków, ale wprawiły w zdumienie dawnych wielbicieli na Zachodzie. Nie mogli pogodzić się, ani pojąć, jak Pokojowa Noblistka mogła tak obojętnie odnieść się do tragedii birmańskich muzułmanów Rohingów, których pogromy w latach 2016-17 urządzili birmańscy wojskowi (10 tysięcy zabitych, milion uchodźców). Żądano nawet, by jej Pokojowego Nobla odebrać. Zaniepokojonym i zrażonym zwolennikom pani Aung San odpowiadała, że to nie władza korumpuje, ale strach przed jej utratą.


CZYTAJ TAKŻE

NOBEL I FAUL. ROZMOWA Z MICHAŁEM LUBINĄ: Nasz problem z Aung San Suu Kyi polega na tym, że uznaliśmy ją za swoją, za demokratkę w zachodnim stylu. Tymczasem ona nigdy nie zmieniła politycznych przekonań. Nikt wcześniej po prostu jej o to nie pytał >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej