Pamiętaj, że nic nie znaczysz

Po jednej stronie brud, biegające samopas dzieci i rodzice zamroczeni wódką; po drugiej państwo, które wyrywa dziecko z domu - oto znany z mediów kontekst przemocy domowej. Ale w tysiącach mieszkań obowiązuje inny model.

02.03.2010

Czyta się kilka minut

W kącie gabinetu stoi rulon z czterech płacht papieru. Dyrektor ośrodka interwencji kryzysowej rozwija go i odczytuje zapisane czarnym flamastrem słowa z planszy numer 1: "Debilka, szmata, psychol, suka, brzydula, zdzira, zero".

Słowa, w ramach psychoterapii, zapisały cztery młode kobiety. - Wyzwisko oznacza dehumanizację ofiary, jest sprawcy potrzebne - tłumaczy dyrektor. - Mężowie, konkubenci, ojcowie nie uderzą tak szybko w twarz Joli czy Kasi. A szmatę i zdzirę - owszem.

CZYTAJ TAKŻE: Ile państwa u państwa Kowalskich? - czy projekt nowej ustawy o przeciwdziałaniu przemocy spowoduje, że będzie się odbierać rodzicom dzieci za klapsa? Co na temat projektu mówią politycy koalicji, opozycji, i działacze społeczni? >>

Ona w matni

Jola, 29 lat, drobna i delikatna, żadnej dehumanizacji pamiętać nie może. Matka i ojciec pili, a potem z tego picia po cichu przenieśli się na tamten świat. Później była babcia, która po powrocie Joli ze szkoły pytała: "Znowu przyszłaś?". Babcia miała długi, pomarańczowy kij. Mówiła: "Zapal światło", ale nie precyzowała, w którym pokoju, więc kiedy Jola zapalała - zawsze nie tam, gdzie trzeba - babcia z pomarańczowego kija robiła użytek.

Kiedy pojawił się Mietek, sąsiad z klatki obok, Jola poczuła ulgę. Parą byli już w wieku 15 lat.

Rok 2001: Mieczysław bije po raz pierwszy. Jola właśnie się dowiedziała, że jest po raz drugi w ciąży. Mietek przychodzi do domu z kolegą. Na wieść o ciąży idzie się napić. Wraca w nocy. Bije tak długo, aż Jolę trzeba zawieźć do szpitala. Nad ranem lekarze mówią: dziecka nie będzie. Jola o nocy nie piśnie ani słowa: co będzie, jak Mietek pójdzie do więzienia?

Po wyjściu ze szpitala idzie spać do koleżanki. Ze strachu. Ale Mietek z kolegą wchodzą do nich razem z drzwiami. Jola pamięta do dziś: odrywają po kawałku dyktę z obicia drzwi, a potem on każe się jej pakować i wracać do domu.

Przez jakiś czas ma spokój: on w domu tylko się stołuje (całe dnie spędza, jako handlarz samochodami, w trasie). Spokój to jednak za duże słowo, reflektuje się Jola, bo jak w nocy jest sama z dzieckiem, pali przy oknie papierosy. Kiedy przysypia, budzi ją byle szelest.

Między trasami Mietka a biciem, gdy konkubent jest w domu, mija osiem lat jej życia. Dlaczego przez osiem lat nikt nie pomógł?

Byli sąsiedzi, ale bali się z Mieczysławem zadzierać.

Kręcili się znajomi, ale tyle co żartem któryś zapytał, czy Mietek nadal toczy pianę.

Była babcia, Jola do niej uciekała, ale Mieczysław i tu przychodził. Kopał w drzwi, to babcia w końcu ze strachu otwierała. "Jeszcze raz tak mi wpadnie, to cię wymelduję" - ostrzegała Jolę. Wymeldowała.

Był MOPS. Podczas rutynowej wizyty zapytał, czy jest w domu przemoc. Nic podobnego, odpowiedziała, więc MOPS włożył kurtkę i wyszedł.

Marta, 26 lat. Tłuczenie zaczęło się rok po ślubie. Ot, zwykła małżeńska kłótnia. Zapytała, gdzie się tak długo podziewał. "Co cię to, k..., obchodzi?" - odpowiedział Andrzej.

Andrzej nie bił pięścią, ale Marta ma delikatną, bladą skórę, więc kiedy było po wszystkim, kursowała do lodówki, żeby sobie policzek obłożyć lodem. Pobicia nie zgłosiła, od męża nie uciekła: Andrzej się przecież zreflektował i cały ten negatywny bilans bukietem kwiatów wyrównał.

Owszem, mogła uciekać do rodziców, ale tam mało miejsca. Mogła też, pomyśli ktoś, wystawić mu walizki, ale jak to zrobić, skoro mieszkanie wspólne, a Andrzeja wołami z jego własnego kąta nikt nie wyciągnie. Marta wytrzymała dwa lata.

Ono między nimi

Dyrektor rozwija planszę nr 2. Na papierze metr na metr widać niezgrabnie naszkicowaną postać przypominającą bałwana. Musi mieć wielką głowę, żeby kobiety zmieściły w niej myśli ofiary: "Sama sobie nie poradzę. Do niczego się nie nadaję. Dokąd ucieknę? Żeby nikt się nie dowiedział, co tu się dzieje. Kiedy to się skończy? Może samobójstwo? Tak już musi być".

Duży tułów jest na emocje: "bezsilność, zagubienie, wstyd, lęk przed jutrem, brak wiary w skuteczną pomoc, odrętwienie, otępienie".

Małe ręce symbolizują działanie: "Ucieczka w nałogi. Krzyk. Autoagresja".

Większość uciekających kobiet przyprowadziło do ośrodka dzieci.

CZYTAJ TAKŻE: Ile państwa u państwa Kowalskich? - czy projekt nowej ustawy o przeciwdziałaniu przemocy spowoduje, że będzie się odbierać rodzicom dzieci za klapsa? Co na temat projektu mówią politycy koalicji, opozycji, i działacze społeczni? >>

Marysia, córka Marty, ma trzy lata. Podskakuje wokół matki i zjada drożdżówkę, której kawałki ma już w długich, kręconych blond włosach.

Andrzej jej raczej nie bił, ale swoje widziała: kiedy zaczynała się akcja, wchodziła między nich tak, jak sędzia bokserski wchodzi między walczących na ringu.

Co innego Patryk Joli, 11-latek, który właśnie przyszedł do schroniska ze szkoły i słychać go od wejścia, bo gra na wielkiej gitarze. Wchodzi na piętro z czteroletnim bratem, Maćkiem (urodził się już po przerwanej kopniakami ojca ciąży).

Sierpień 2009 r.: Mieczysław bije po raz ostatni. Wcześniej zostawia na lodówce kupon totolotka, który gdzieś przepada. "To nie ja", tłumaczy się Jola, więc jej konkubent zabiera się za Patryka. Pamięta: stała w drzwiach balkonowych, z praniem. Coś chyba krzyczała. Może powtarzała, że to ona ten przeklęty kupon wyrzuciła? Mieczysław nie słuchał. Kiedy skończył, zapowiedział: "Następnym razem będzie po ryju".

Plansza trzecia. Myśli dzieci według matek: "Muszę uciec. Muszę się schować. Po czyjej mam stać stronie? Nie chcę tutaj być. Co złego zrobiłem?".

Emocje: "Wstydzę się. Jestem bezradny. Boję się. Jestem niepotrzebny. Smutny. Otępiały".

Działania: "Wołanie: niech mnie ktoś przytuli. Krzyk o pomoc. Poszukiwanie bezpiecznego miejsca. Ucieczka".

Co do dzieci Joli: poszturchiwania i wyzwiska były dużo wcześniej niż awantura z totolotkiem. "Palant, ciota" - mawiał do Patryka ojciec. Kiedy się bardziej zdenerwował, kazał mówić do matki: "szmata". Patryk mówił.

Maćkowi kazać nic nie musiał - dzień po jednej z awantur Jola usłyszała od młodszego syna: "Mamo, chyba cię przez balkon wyrzucę".

On wychodzi oknem

Plansza nr 4. Sprawcy według ofiar.

Myśli: "Ja wiem lepiej. Jestem ważniejszy. Beze mnie zginiesz. Zabiorą ci dzieci. Jesteś nikim. Prowokujesz. Mam do tego prawo. Mogę być jeszcze gorszy".

Emocje: "Satysfakcja, żal, poczucie siły, poczucie winy, poczucie bezsilności".

Działania: "Kopanie, popychanie, szarpanie, rzucanie, miotanie przedmiotami, groźby, manipulowanie dziećmi, wyśmiewanie, poniżanie, zastraszanie".

Jolce trudno opisać Mieczysława. Wysoki, krępy, krótko obcięty. Jedna pani, co jej Jola pedicure robiła, powiedziała tak: "Mietek wygląda, jakby mógł zabić, ale podobać to się może, taki męski". I jak się Jola zastanowi, to wyjdzie jej, że takiego szukała: trochę agresora, bo przy takim bezpieczniej.

Jak robił awanturę, toczył pianę z ust. Dosłownie, mówi Jola. Nikt mu nie podskoczył. Nawet jak gasił Jolce papierosa we włosach, koledzy nie protestowali. Potrafił pyskować nawet w sądzie. "Pije pan?" - pytała sędzina. "A pani sędzina nie pije?".

CZYTAJ TAKŻE: Ile państwa u państwa Kowalskich? - czy projekt nowej ustawy o przeciwdziałaniu przemocy spowoduje, że będzie się odbierać rodzicom dzieci za klapsa? Co na temat projektu mówią politycy koalicji, opozycji, i działacze społeczni? >>

Miał jakiś odjazd z oknami. "Zaraz wyjdę oknem" - powtarzał Joli. I wychodził. Z drugiego piętra po rynnie. Jak w efekcie wyjścia zniszczył sobie koszulę, wymierzał Joli kary. Innym razem, na spacerze, wpadał z całej siły na garaż. Mówił: "To przez ciebie".

Kiedy Jola w sierpniu postanowiła, że to koniec, nawet nie pomyślała, że to on opuści mieszkanie. Bo w Polsce, wiedziała to doskonale, uciekają ofiary, zwykle kobiety z dziećmi. Sprawcy, tacy jak Mietek, zostają w ciepłych domach.

Andrzej Marty nawet złotówki nie zarobił. Na wódkę i piwo brał od matki. Ona utrzymywała jako sprzątaczka całą rodzinę. W końcu straciła i to, bo kiedy Andrzej zamiast opiekować się dzieckiem, zabierał je na melinę, rzuciła robotę w diabły.

Na trzeźwego kochany tatuś, tyle że niestabilny. Wieszał się wielokrotnie. Raz nawet na huśtawce dziecka. Marta musiała odcinać skórzany pasek, bo jakby to wyglądało, że przed blokiem wisi? Wiesza się zresztą do dziś. Marta wyjmuje z kieszeni komórkę i pokazuje świeżego esemesa: "Zostawiłaś mnie o niczym, więc pamiętaj, że jak coś się stanie, to idę do nieba. Dziękuję za wszystko".

Oni znowu razem

Jola zniosłaby wszystko, ale nie maltretowanie syna. Więc kiedy w sierpniowy wieczór Mietek kończy rozprawiać się z Patrykiem, ona już wie: rano pakuje walizki i jedzie do ośrodka.

Mieczysław na początku chce po dobroci: "Tu jest twoje miejsce". Potem mówi: "Pamiętaj, że beze mnie nic nie znaczysz". Na końcu grozi, że w razie konieczności wywali cały ten bałagan razem z terapeutami w powietrze. Teraz, po pół roku, jest już spokój. "Może to opamiętanie po tym, jak mu prawa do dzieci odebrali?" - zastanawia się Jola.

Jolka nie wróci, bo jeden powrót stąd już przerabiała. Tydzień spokoju, a potem zemsta za "cały ten jej ośrodek", za to, że wszystkie brudy wobec świata wywlekła. Otwierał w nocy okno: "Teraz cię zaje..., a ty pokaż, gdzie są twoi psychologowie? Wołaj terapeutów!".

Dziś Jola jest po terapii. W lutym po raz pierwszy powiedziała mu w oczy: "Potrzebujesz słabej, ze mną już sobie nie poradzisz".

Co innego Marta. Z domu uciekła dwa tygodnie temu, a już się łamie, bo sygnały od Andrzeja wykraczają poza tematykę śmierci samobójczej. Wczoraj powiedział przez telefon, że jest na terapii, na dowód czego ona niech sobie zadzwoni do jego psychologa. Marta niczego więc nie wyklucza: jeśli Andrzej przedstawi jej stosowny kwit i dobrą wolę okaże, to ona zmięknie, bo uczucie w niej nadal jest, a ludzie się przecież zmieniają.

Opisane osoby przebywają w hostelu przy jednym z kilkudziesięciu ośrodków interwencji kryzysowej dla ofiar przemocy. Ich imiona zostały zmienione.

CZYTAJ TAKŻE: Ile państwa u państwa Kowalskich? - czy projekt nowej ustawy o przeciwdziałaniu przemocy spowoduje, że będzie się odbierać rodzicom dzieci za klapsa? Co na temat projektu mówią politycy koalicji, opozycji, i działacze społeczni? >>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2010