Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ksiądz Biskup przez wiele lat uczestniczył w rozmowach pomiędzy Episkopatem a władzami PRL (m.in. po stanie wojennym pośredniczył w pertraktacjach z siedzącymi w więzieniu głównymi opozycjonistami, którym władza próbowała - bezskutecznie na szczęście - zaproponować emigrację). W okresie poprzedzającym Okrągły Stół był - jeszcze nie jako biskup - uczestnikiem wszystkich ważniejszych spotkań obu stron (o jego roli świadczy fakt, iż w indeksie książki Andrzeja Garlickiego “Karuzela", poświęconej tym wydarzeniom, nazwisko ks. Orszulika przywołane jest siedemdziesiąt razy...). Stąd waga i dzisiejszej wypowiedzi hierarchy.
Ksiądz Biskup powiedział m.in. (te słowa zacytowaliśmy w ubiegłym numerze “TP", w kronice na str. 2): “Z bólem muszę powiedzieć - jako jeden z uczestników spotkań, które prowadziły do Okrągłego Stołu - że wówczas myślałem, iż opozycja walczy o zmiany ustrojowe, gospodarcze i społeczne w oparciu o zasady, które są zawarte w katolickiej nauce społecznej Kościoła. Czas pokazał, że nie było to prawdą. Już na początku 1990 roku ludzie opozycji, wraz ze starym aparatem partyjnym, a nadal obecnym w ministerstwach, gwałtownie wystąpili przeciw powrotowi nauki religii do szkół (...) i obstawali za zachowaniem ustawy aborcyjnej z 1956 roku".
Jaka była prawda? Katechezę szkolną w nauczaniu powszechnym przywrócił rząd Tadeusza Mazowieckiego już latem roku 1990, szybkim rozporządzeniem Ministerstwa Edukacji - tak, aby mogła się rozpocząć od nowego roku szkolnego. Nie wiem, jakie głosy wcześniej rozlegały się na ten temat w resorcie czy Radzie Ministrów, ale nie miały one wpływu na rezultat. Tak jak i opinie wielu zaskoczonych posłów, którzy stwierdzali post factum, że woleliby wprowadzić religię do szkół otwartą bramą ustawy, co pozwoliłoby poprzedzić ją debatą publiczną podkreślającą wagę wydarzenia. Oczywiście że odbyła się na ten temat ożywiona dyskusja w mediach, padały pytania, jak w praktyce będzie skutkowała wolność wybierania lub niewybierania lekcji religii przez uczniów i ich rodziców. Trudno sobie wyobrazić, by w wolnym nareszcie społeczeństwie, wśród ludzi i wierzących, i niewierzących, ale traktujących wychowanie szkolne odpowiedzialnie, takiej dyskusji mogło nie być. Była ona jednak tylko komentarzem do stanu faktycznego: katechizacja wróciła do polskich szkół 1 września 1990 roku, za rządu Tadeusza Mazowieckiego. I chyba to właśnie się liczy?
Sprawa druga, zmiany ustawy o dopuszczalności przerywania ciąży, ma historię bez porównania bardziej skomplikowaną i nie tu miejsce na jej któreś z kolei analizowanie. Jedno tylko chcę przypomnieć: ogromny spór powstał dokoła zakresu i przewidywanej skuteczności lub nieskuteczności sankcji karnych za pozbawienie życia nienarodzonego dziecka. Burzę wzniecił zwłaszcza bardzo wczesny projekt objęcia karą więzienia także matki dziecka. A ostatecznie skończyło się - bo inaczej nie mogło - na kompromisie, “kroku w dobrym kierunku" (słowa Księdza Prymasa).
Wreszcie sprawa trzecia: zarzut Księdza Biskupa, iż opozycja według jego spodziewania miała “walczyć o zmiany ustrojowe, gospodarcze i społeczne w oparciu o zasady katolickiej nauki społecznej Kościoła", a tymczasem tego nie zrobiła, jest chyba oparty na podwójnym nieporozumieniu. Pierwsze polega na tym, że obcując tak długo i tak blisko z opozycją, nie mógł przecież Ksiądz Biskup nie zauważyć, iż są w niej nie tylko posłuszni Kościołowi katolicy, lecz ludzie różnych światopoglądów, różnych postaw, tyle że skupieni wokół wartości podstawowych, za które niejeden z nich płacił bez wahania bardzo wysoką cenę. Po drugie zaś, wyznaję, że - nie ja jedna - za naukę społeczną Kościoła uważałam aż dotąd takie m.in. wskazania, jak poszanowanie osoby ludzkiej, podmiotowość społeczeństwa, pomocniczość państwa (a więc prymat wolnej inicjatywy i odpowiedzialności obywateli nad sterowaniem przez władzę), uczciwość w życiu społecznym i wiele jeszcze innych spraw podobnych.
Więc uważałam - i aż dotąd uważam - że np. wszystkie kolejne inicjatywy społeczne zmierzające do ochrony najsłabszych, podejmowane jedna po drugiej przez resort Jacka Kuronia, były realizowaniem tej właśnie nauki. Realizowane czasem kulawo? Oczywiście. Z różnym rezultatem? Też prawda. Realizowane nie jako jedyne i nieraz nie najważniejsze, tylko obok wielu innych, nieraz palących, jak choćby sam demontaż systemu komunistycznego? Poza dyskusją. Ale nie można mówić, że nie istniały, że nikt ich nie podejmował.
Pominę zaskakującą konstatację Księdza Biskupa o “niepotrzebności Sejmu kontraktowego". Byłażby wtedy jakakolwiek realna możliwość zmuszenia władzy do w pełni wolnych wyborów?
Na koniec wyznaję: zakończenie wypowiedzi ordynariusza łowickiego dla KAI budzi żal. Brzmi ono tak: “Cała strona negocjacyjna opozycji, gdy udawała się na rozmowy (...) pod kierownictwem Tadeusza Mazowieckiego, udawała się do kaplicy na modlitwę. Wszyscy odmawialiśmy te same modlitwy. Czas jednak pokazał, że moje przekonanie było złudne".
Jest to akapit, po którym chce się postawić jakiś ogromny znak zapytania. Bo dekretować o intencjach i sumieniach czyichkolwiek nikt przecież, poza Panem Bogiem, nie ma prawa. A zwykli ludzie - ufam, dowiadując się z wypowiedzi Księdza Biskupa, że opozycja ówczesna każdy dzień tych trudnych zmagań zaczynała od modlitwy - mogą poczuć tylko więcej wdzięczności.
Przepraszam za te słowa. Nie mogłam ich nie powiedzieć.