Pamięć grzyba

Wedle najskromniejszej i pobieżnej opinii, trasę z Krakowa do Warszawy można przebyć na cztery sposoby: samolotem, pociągiem, autem albo pieszo...

15.04.2013

Czyta się kilka minut

Dla każdego krakowianina spragnionego rześkiego widoku półkobiety, półryby różnice pomiędzy tymi sposobami przemieszczania są jasne i nie wymagają grubszych objaśnień. Tu szybciej, tam dłużej, tu taniej, tam drożej – tak to mniej więcej wygląda. Wydaje się, że wstęp ten był konieczny dla wyraźniejszego zilustrowania sytuacji na Dalekim Wschodzie.

Otóż w powszechnej opinii światu nic nie grozi, bowiem przywódca Korei Północnej nie ma rakiety, do której mógłby przyczepić bombę atomową. Uważa się, że bomba może latać tylko rakietą, choć z doświadczenia wiemy, że jest inaczej. Jest to logika przypominająca mniemanie, że do Warszawy z Krakowa da się dotrzeć jedynie pociągiem. Brak pociągu skazuje nas na oglądanie pomnika Grunwaldzkiego i Wisły w biegu górnym po wsze czasy.

Koreańczyk Północny, oglądając serwisy światowe i słuchając najgrubszych z grubych analityków od wojen nuklearnych w sali telewizyjnej swego pjongjangskiego pałacu, zastanawia się zapewne, dlaczego miałby przyczepiać bombę atomową do rakiety, skoro bomba jest na to za duża. Gdzie jest powiedziane, że atomówka musi lecieć rakietą, skoro może polecieć samolotem pasażerskim, dajmy na to? Albo popłynąć statkiem rybackim? Zostawmy detale technologii tego przedsięwzięcia, bo ze strzępów wiadomości, jakie docierają do nas ze skraju świata, odczytać można jedną bez błędu – że Koreańczyk Północny chętnie rzuca pomysłami i ma na podorędziu aż nadto takich, którzy je łapią. Do dziś – nawiasem mówiąc – nie dowiedzieliśmy się, czy mamy do czynienia z osobnikiem gruntownie stukniętym, czy zwyczajnie kombinującym. Nie bardzo wiadomo, co go uruchamia intelektualnie i życiowo wzbudza – czy to brak gotówki, czy wizje pomarańczowych grzybów atomowych nad domostwami jego nieprzyjaciół. Obyśmy się nie zdziwili.

Wydaje się, że zimna wojna póki trwała, miała tę wielką zaletę, że wyobraźnia ludzka pracowała podczas niej na pełnych obrotach i nikt nie stawiał tamy jej wykwitom. Każde dziecko polskie miało sny na temat nuklearnych ataków, a dorośli budowali schrony przeciwatomowe, choćby miały to być rowy w formie zygzaków, powstające w zaniedbanych powiatach. Filmy, w tym ów Stanleya Kubricka o doktorze Strangelove, cieszyły się niesłabnącym powodzeniem. W sołectwach dbano o zapasy jajek i mleka w proszku, żółtego sera i sardynek w puszkach. Tajne magazyny pękały od przecieru z ogórków kiszonych – osobliwie skutecznego na chorobę popromienną. W podstawówkach i na uniwersytetach każdy uczeń i student przechodził kurs wkładania maski przeciwgazowej, wzuwania odpornych na termojądrowe jady kaloszy i gumowych przeciwatomowych płaszczy. Uczono o fazach niebezpieczeństw, idących falą od grzyba.

Nie ulega wątpliwości, że tamte czasy pozostawiły na pokoleniach wyraźne ślady, których nie zatarły międzynarodowe umowy czy moratoria w kwestii zbrojeń. Jesteśmy i dziś przygotowani na snucie dowolnych koncepcji, stąd należy się dziwić nad nieobecnością polskich uczonych i analityków w okolicach 38. równoleżnika.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2013