Pakty i kity

Janusz Palikot, w poprzednim wcieleniu biznesmen, jako polityk przeinwestował. Przedwyborczy alians z Romanem Kotlińskim, jego antyklerykalnym tygodnikiem i ultralewicową partyjką to kredyt nie do spłacenia.

22.11.2011

Czyta się kilka minut

Wystąpienie posła Ruchu Palikota Romana Kotlińskiego. W tle siedzi wicemarszałek Sejmu Jerzy Wenderlich. / fot. PAP/Radek Pietruszka /
Wystąpienie posła Ruchu Palikota Romana Kotlińskiego. W tle siedzi wicemarszałek Sejmu Jerzy Wenderlich. / fot. PAP/Radek Pietruszka /

19 października, Janusz Palikot w świątecznym nastroju zasiada w studiu "Kropki nad i": dziesięć dni temu jego Ruch został trzecią siłą w parlamencie. Sielski nastrój psuje Monika Olejnik, zadając politykowi pytania o związki Romana Kotlińskiego - nowo wybranego posła Ruchu, od dekady naczelnego "Faktów i Mitów" - z Grzegorzem Piotrowskim, mordercą ks. Popiełuszki. "Kotliński promował pismo przy pomocy wywiadu z Piotrowskim, wybielał go, rehabilitował" - mówi dziennikarka, pokazując archiwalne zdjęcia z oględzin po zabójstwie Popiełuszki. "Nie róbcie mordercy z Kotlińskiego!" - rzuca wyprowadzony z równowagi polityk.

- Wypowiedział wtedy zdanie, które było dla mnie jeszcze bardziej poruszające: że być może jest w Polsce tak gorzkie doświadczenie Kościoła, że w imię świeckiego charakteru państwa ludzie są gotowi wybaczyć taką zbrodnię - wspomina swój październikowy program Monika Olejnik. - Palikot wybielał w programie Kotlińskiego. I pokazał, że jest jego politycznym zakładnikiem.

Prawdziwa burza wybucha kilka dni później. "Fakty i Mity" na pierwszej stronie drukują zdjęcie Olejnik z podpisem "Stokrotka", insynuując, że ojciec dziennikarki miał "ubecką przeszłość". - Dokonał się cud - mówi dziennikarka. - Połączyłam "FiM" z "Gazetą Polską", które stosują jak widać podobne metody: insynuacje i grzebanie w teczkach. To, co roztrząsa Kotliński, niesłusznie łączy się ze słowami Lecha Kaczyńskiego. Rzeczywiście, kiedyś w telewizyjnym studiu powiedział, że ma mnie na swojej krótkiej liście i że mnie wykończy, padło też słowo "stokrotka", jednak prezydent mnie za swoje słowa przeprosił.

Za Kotlińskiego przeprasza Palikot. Na tym jednak poprzestaje, nie karząc posła nawet naganą. Wyrazów ubolewania ani na łamach pisma, ani osobiście nie wyraża też sam szef "Faktów i Mitów". Kolejny akord "sprawy Kotlińskiego" przynosi ubiegły tydzień. "Rzeczpospolita" donosi, że w kierowanej przez nowo wybranego posła gazecie pisał, pod pseudonimami, Grzegorz Piotrowski.

Jakie jest oblicze gazety, o której szefie Janusz Palikot mówi, że jest "ideowcem w walce o świecki charakter państwa"?

Kochanka Papieża

"Według strategii nakreślonej przez Białego Ojca Kościołowi jak powietrze potrzebne są zastępy męczenników, najlepiej księży lub zakonnic zgładzonych przez bezbożnych. Piotrowski wypełni tę misję jak nikt inny! (...) Śmierć ks. Popiełuszki od 17 lat jest dla jego sutannowych braci wiecznie aktualnym tematem do kazań i niewysychającym źródłem gotówki. Ile można zarobić na pięciu, dziesięciu, stu Popiełuszkach? Wyposzczony Piotrowski narobi ich Kościołowi na pęczki" - tak w 2001 r., tuż po powstaniu "Faktów i Mitów", pisał w komentarzu redakcyjnym dzisiejszy poseł Kotliński, zapraszając przebywającego wtedy na przepustce z więzienia Piotrowskiego do promowania pisma.

O tym, że na promocji nie poprzestano, media donosiły już w ciągu ostatniej dekady kilkakrotnie. Choćby o tym, że Piotrowski pisywał w "FiM" pod pseudonimem i był ważnym źródłem informacji pisma w sprawach współpracy księży z bezpieką (sprawą zajmowała się choćby w 2008 r. "Polityka"). Burzę wywołały jednak dopiero - potwierdzone przez kilka niezależnych od siebie źródeł - doniesienia "Rzeczpospolitej".

- Piotrowskiego interesowała "obyczajówka": romanse księży, pedofilia - mówi "Tygodnikowi" Cezary Gmyz, autor publikacji. - Teksty do "Faktów i Mitów" przysyłał, bądź przynosił na pendrivie. Wydane przez "FiM" dementi po naszej publikacji niczego w istocie nie dementuje. Redakcja pisze, że nigdy nie zatrudniała Piotrowskiego, podczas gdy ja napisałem tylko, że Piotrowski w tygodniku publikował teksty.

Czym jest dzisiaj środowisko "Faktów i Mitów"?

- Sektą ? rebours - mówi Gmyz. - Takie odnoszę wrażenie, czytając wpisy na forach tygodnika: ma wyznawców, ludzi nienawidzących Kościoła, posiadających coś na kształt ideowości, będącej jednak ideowością na modłę czekistów. I Kotlińskiego, swojego guru, którego ci wyznawcy traktują bezkrytycznie, i który zresztą sam chce być nie tyle dziennikarzem, co prorokiem. Jego wstępniaki przypominają świeckie kazania.

- "FiM" to antyklerykalny tabloid - mówi prof. Katarzyna Pokorna-Ignatowicz, politolog i medioznawca z Krakowskiej Akademii im. Frycza Modrzewskiego. - Tak jak znane są pojęcia infotainment i politicaltainment, będące połączeniem w przekazach medialnych informacji i polityki z rozrywką, tak w przypadku "Faktów i Mitów" mamy do czynienia z czymś na kształt anticlericaltainment. Gazeta drukuje wrogie religii treści, utrzymane w sensacyjnej formie. W odróżnieniu od klasycznych tabloidów wchodzi jednak na niebezpieczny kulturowo grunt.

Ten grunt to zaciekły antyklerykalizm. Księża, zakonnicy, biskupi to w przekazie "FiM" niemal wyłącznie pedofile, kobieciarze, złodzieje i aferzyści. Wzrok przyciągają tytuły i hasła: "Porno i duchowno", "Homofratrzy", "Moto-pedofilo-ksiądz". Kolejne, rzucane przez tygodnik co tydzień snopy światła "prawdy" nie omijają żywotu Jana Pawła II. Dzięki "rosyjskim źródłom" okazuje się, że Papież miał córkę, a to - tym razem przy pomocy spreparowanych przez bezpiekę dokumentów - tygodnik ogłasza rewelacje o "krakowskiej kochance" Jana Pawła II.

Ze szkodliwą działalnością kleru tygodnikowi Kotlińskiego kojarzy się wszystko. Rok 2001, trwa strajk pielęgniarek. Na pierwszej stronie wywiad z przedstawicielką związku zawodowego. Pytanie pierwsze: "Czy strajk poparli szpitalni kapelani?" (odpowiedź: "Nie"); pytanie drugie: "Tuż obok jest siedziba Episkopatu. Czy ktoś do was stamtąd przyszedł?" (odpowiedź: "Nikt").

Inne niż antyklerykalne wątki to pojawiające się od czasu do czasu na łamach pisma peerelowskie sentymenty, a od 2010 r. również katastrofa smoleńska, którą gazeta zajęła się - tym razem na skutek nieszczęśliwej koincydencji - już kilka dni... przed tragedią. W piątek 9 kwietnia do kiosków trafia wydanie "FiM" z osobliwym obrazkiem na okładce: Przemysław Gosiewski siedzący okrakiem na pikującym samolocie. Choć gazeta w sobotę przeprasza za swoją "jedynkę", już po kilku tygodniach dziennikarze tygodnika tracą empatię, na pierwszej stronie donosząc o "podejrzeniach graniczących z pewnością", kto "zabił 95 osób i siebie" (na okładce wizerunek bliskiego współpracownika L. Kaczyńskiego).

Choć katastrofa przedstawiana przez "FiM" to niejako rewers "smoleńskiej prawdy" na modłę "Gazety Polskiej", z prawicowym tygodnikiem łączy gazetę Kotlińskiego zaskakująco wiele. To język insynuacji, teczki czy w końcu polityczne ambicje. W przypadku "Faktów i Mitów" - niespełnione.

Przynajmniej do 9 października roku 2011.

Też racja

"Samo południe, 8 sierpnia 2002 roku. Zapamiętajcie tę datę, bo przejdzie ona do historii. Wówczas to warszawski sąd zarejestrował pierwszą w Polsce partię antyklerykalną. Naszą RACJĘ!" - pisały na pierwszej stronie "Fakty i Mity" ponad dziewięć lat temu.

To wtedy, z inicjatywy Kotlińskiego, przy licznym wsparciu czytelników "FiM" powstaje Antyklerykalna Partia Postępu RACJA. Pierwszym szefem nowego tworu zostaje sam Kotliński. Niemal dziesięcioletnia historia ugrupowania naznaczona jest polityczną klęską: RACJA, stowarzyszająca się w kolejnych wyborach z coraz to nowymi siłami lewicy, nie wprowadza do parlamentu żadnego reprezentanta.

Przełom następuje w październiku tego roku. RACJA pomaga Januszowi Palikotowi zbudować terenowe struktury komitetu, wystawiając swoich kandydatów na listach RP. Do sejmu wchodzi wiceprzewodniczący partii Jan Cedzyński oraz popierany przez ugrupowanie - choć od lat pozostający tylko jej "honorowym członkiem" - Roman Kotliński.

O partii głośniej robi się już podczas kampanii: media coraz częściej donoszą o kandydatach RACJI na listach Ruchu Palikota. Choćby o Wiesławie Rozbickim, którego przemyślenia dotyczące polityki zagranicznej opisaliśmy w internetowym wydaniu "TP" na początku października. "Jakoś oszołomy nie zauważają, że [Łukaszenka - red.] niezmiennie od prawie 2 dekad wygrywa wszystkie demokratyczne wybory w swoim kraju. Białoruś ma być traktowana jako normalne i demokratyczne państwo" - postulował m.in. były kandydat na posła (dziś - choć od jego poglądów dystansuje się partia - pozostaje członkiem łódzkich struktur RACJI).

Jakie jest oblicze partii? Wyborczy program mówi m.in. o wolnorynkowej gospodarce o charakterze socjalnym, a w kwestii świeckiego charakteru państwa twórcy dokumentu wypowiadają się w sposób dość wyważony. Ale już lektura treści zamieszczanych na stronach ugrupowania wskazuje na duchowe powinowactwo z "Faktami i Mitami".

"Bez względu na obecną wojtyłomanię, Polaków czeka odbrązowienie Jana Pawła II. Mizeria i anachronizm jego nauk, przy jednocześnie tylu negatywnych moralnie praktykach, nie pozwalają czynić zeń polskiego autorytetu" - cytaty takie jak ten, pochodzący z zakładki "artykuły" na stronie zachodniopomorskiej RACJI - to na witrynie partii norma.

I choć związki partii z gazetą nie są już tak bliskie jak niespełna dekadę temu, "Fakty i Mity" śmiało można nazwać prasowym organem RACJI: do gazety piszą regularnie członkowie ugrupowania, "FiM" drukują informacje o jej działalności, a czytelnicy niezmiennie utożsamiają tygodnik z RACJĄ (bywa, że na biurko redaktora naczelnego trafiają skargi na partyjnych działaczy).

Działacze RACJI nie mają ochoty odcinać się też od publikacji "FiM". - Z Kotlińskiego zrobiono szmatę do podłogi. Nawet jeśli współpracował z Piotrowskim, to nie można chyba mu tego bezustannie wypominać. A Piotrowski odbył wyrok, jest zresocjalizowany, a więc ma prawo podjąć pracę i normalnie żyć. Mamy go spalić na stosie? - pyta retorycznie wiceprzewodniczący Ziemowit Bujko.

Palikot bez wyjścia

"Dajmy szansę Palikotowi" - zaapelował w czerwcu tego roku do swoich czytelników Roman Kotliński. We wstępniaku pod tytułem "Na kredyt" pisał: "Nawet najskromniejsza liczba posłów RP zmieni polski parlament, gdyż antyklerykałowie wejdą na salony. Już teraz, dzięki Palikotowi, w kampanii wyborczej zapowiada się niezła debata antyklerykalna, potrzebna naszemu krajowi jak powietrze".

"Kredyt", jakiego szczodrobliwie udzielił Palikotowi Kotliński, 9 października zwrócił się z nawiązką. Transakcja nie zadziałała jednak w odwrotnym kierunku: tuż po wyborach Kotliński okazał się dla Ruchu kłopotem numer jeden, rujnując wszystko to, co zdawało się być siłą ugrupowania. - Większość środowisk, które "przytulił" Janusz Palikot, choćby działaczki ruchów kobiecych, czy przedstawiciele mniejszości seksualnych, pasuje do jego przekazu z kampanii. Przekazu w gruncie rzeczy pozytywnego, mającego dowartościować grupy, które są w Polsce dyskryminowane bądź lekceważone, i dobrze trafiającego do ludzi młodych. Tymczasem środowisko "Faktów i Mitów", skrajne, odwołujące się do negatywnych emocji, ten przekaz zaburzyło - zauważa prof. Pokorna-Ignatowicz.

Ale kłopot z "narracją" to nie jedyna porażka polityka. "Sprawa Kotlińskiego" być może nieodwołalnie nadpsuła jeden z fundamentów popularności Palikota: dobre relacje z mediami. "Wściekły atak", "nagonka" - takich formułek używa dziś w stosunku do dziennikarzy polityk uznawany dotąd za mistrza nowoczesnego komunikowania. To za sprawą Kotlińskiego coraz częściej sugeruje - ach, znamy te formułki świetnie, zupełnie skądinąd - że "komuś musiało zależeć" na takim a nie innym biegu wydarzeń. Rzecz do tej pory nie do pomyślenia: to nie Palikot zręcznymi posunięciami buduje dziś swój medialny obraz; nie on układa telewizyjne ramówki i tematy dnia (znamienne, że w zeszłym tygodniu próżno było wśród polityków Ruchu szukać chętnego do rozmowy o "FiM").

A wszystko przez alians z marginalnym w gruncie rzeczy środowiskiem. Nawet jeśli do pewnego stopnia przydatnym - zarówno wsparcie RACJI, jak i poparcie "Nie" oraz "FiM" mogło przysporzyć Ruchowi sporej liczby głosów - to jednocześnie bardziej obciążającym. Palikot, w poprzednim wcieleniu uważany za uzdolnionego biznesmana, jako polityk zwyczajnie przeinwestował.

Dobrego wyjścia tymczasem brak. Trwanie w aliansie z Kotlińskim to powolne grzęźnięcie wraz z nim w wizerunkowym bagnie. Rozstanie oznaczałoby z kolei koszt co najmniej jednej - może dwóch? - sejmowej szabli i pewny, wyniszczający konflikt ze środowiskiem "FiM".

Ale i to drugie rozwiązanie nie oznacza bynajmniej automatycznego pozbycia się kłopotliwego kredytu, który na poczet dziesięcioprocentowego poparcia zaciągnął przed wyborami szef ruchu swojego imienia. Tak czy inaczej bowiem w parlamencie pozostanie - za sprawą Palikota przecież - polityczny reprezentant narodu, jakiego polska polityka jeszcze nie widziała.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2011