Padrone, Gerd, pasta - i basta!

20.07.2003

Czyta się kilka minut

Walka o honor narodowy czy o popularność? Celowa inscenizacja z podtekstem politycznym? Choć sezon urlopowy w pełni, między Rzymem a Berlinem trwa „zimna wojna”. Jasna jest tylko jej chronologia. Bo interpretacji, dlaczego z niczego zrobiła się międzynarodowa awantura - jest tyle, że trudno zliczyć.

Zatem chronologia: 1 lipca Włochy obejmują przewodnictwo w Unii, a w prasie Europy pojawiają się komentarze, że włoski premier Berlusconi jest produktem Tangentopoli - czyli „państwa kolesiów”, gdzie polityka miesza się z biznesem, a sądy słuchają władzy. Berlusconi bowiem łączy od lat biznes z polityką, jego przeszłość jest niejasna, jego rząd kontroluje media publiczne (a prywatne do Berlusco-niego należą), jego koalicja przepycha ustawę, zawieszającą śledztwa przeciw premierowi. Najostrzejsze są komentarze z Niemiec: „Spiegel” nazywa Berlusconie-go „ojcem chrzestnym” (Padrone). W Parlamencie Europejskim niemiecki poseł powtarza zarzuty wobec Włocha; a ten oferuje Niemcowi rolę kapo w filmie o kacetach. Przeprosin domaga się kanclerz Schroeder - jakby obrażono całe Niemcy. Przypadkiem (?) ktoś odkrywa, że drugorzędny włoski polityk (sekretarz stanu ds. turystyki) opublikował w lokalnym piśmie artykuł, niemieckich turystów nazywając „brzuchatymi, krzykliwymi i zarozumiałymi”. Schroder odwołuje urlop we Włoszech. Berlusconi komentuje: „Zal mi go”. To już afera międzypaństwowa. Zwykli Niemcy kanclerza popierają (ale do Włoch i tak pojedzie ich pewnie, jak co roku, 10 milionów) - odwrotnie niż opozycja i większość mediów: niemiecka prasa (poza bulwarowym „Bildem”) decyzję tę uznaje za przesadną, jeśli nie głupią. I spekuluje: czy kanclerzowi chodziło o honor? A może o punkty w sondażach? Czy też o celowe wywołanie awantury: jako odwet za włoskie poparcie dla USA, albo o pokazanie, że to Niemcy ustalają w Unii kryteria, kto jest politycznie korrekt?

Jakkolwiek by było, pozostaje wątpliwość: czy to tylko nowy styl niemieckiej polityki zagranicznej (po Padrone wiele i tak nie można oczekiwać), czy coś więcej? Bo gdyby wszyscy stosowali miary, jakich trzymają się Berlusconi i Schroder, ruch dyplomatyczny między europejskimi stolicami zamarłby na dobre. I nie tylko europejskimi: przecież wielu niemieckich polityków publicznie szydziło z amerykańskiego prezydenta Busha, żadnych przeprosin nie było, a mimo to Urząd Kanclerski zabiega właśnie o audiencję dla swego szefa w Białym Domu. „Odmierzą wam taką miarą, jaką wy mierzycie”...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2003