Oszczerstwo krwi

5 marca 2004 zmarł ks. Stanisław Musiał. Sprawa podejmowana przez nas w pierwszą rocznicę jego śmierci jak mało która w ostatnich latach leżała mu na sercu. Chodzi o antysemickie malowidła Karola Gabriela de Prevôt, wiszące do dziś w kościołach Sandomierza. Artykuł ukazał się w Tygodniku Powszechnym 10/2005

06.03.2005

Czyta się kilka minut

“Nie ma miejsca na obrazy ukazujące rzekome mordy rytualne dokonywane jakoby przez Żydów ani w katedrach, ani w kościołach parafialnych, ani nawet w przydrożnych kapliczkach - pisał ks. Musiał na łamach “Gazety Wyborczej" (5-6.08.2000). - Jako katolik, zakonnik, ksiądz chciałbym żyć w Kościele, który nie toleruje w swych świątyniach oszczerstw". Taki właśnie był - broniąc go kiedyś przed zarzutami jednej z najwybitniejszych postaci polskiego Kościoła użyliśmy określenia “prorok". “Prorok jest czasem nie zrozumiany, często odrzucany, a nawet zwalczany. Czasem nie ma racji lub grzeszy jednostronnością - nawet przyjaciele to przyznają..." - napisał we wstępie do jego książki “Czarne jest czarne" ks. Michał Czajkowski. “Tak, Staszek płacił, jak zawsze płacili prorocy, za uparte mówienie o tym, że czarne nie jest białe, lecz czarne - dodawał ks. Adam Boniecki we wspomnieniu pośmiertnym. - Jakże on był niepoprawny...".

Obecność mitu

Przypomnijmy podstawowe fakty. Po hebrajsku mord rytualny - alilat dam - oznacza dosłownie “oszczerstwo krwi". W starożytnym Rzymie o zbrodnię tę oskarżano chrześcijan. W XII w. chrześcijanie przenieśli oskarżenie na Żydów, przechodząc do porządku dziennego choćby nad obowiązującym wyznawców judaizmu zakazem spożywania krwi, zapisanym w Księdze Wyjścia. To zbiorowe wyobrażenie powiązane było pierwotnie z innym: z oskarżeniem Żydów o profanację hostii. Obydwie rzekome zbrodnie służyć miały prześmiewczemu powtórzeniu Męki Pańskiej. Średniowieczny mit mówił, że Żydzi potrzebują krwi do życia, ponieważ za udział w zamordowaniu Chrystusa ukarani zostali permanentną menstruacją. Potem zaczęto powtarzać, że krew chrześcijańskich dzieci jest im potrzebna do produkcji macy na Pesah, a nawet, że służy ona leczeniu ran po obrzezaniu.

Pierwsze znane oskarżenie o mord rytualny pochodzi z 1144 r. Kilku Żydów zmuszono torturami, by przyznali się do niepopełnionego przestępstwa, a następnie zamordowano. Sześć lat później mnich benedyktyński Thomas z Monmouth napisał książkę o życiu i męce niejakiego Williama z Norwich, w której postawił tezę, że Żydzi potrzebują krwi, by powrócić do Ziemi Obiecanej. Wezwanie poświęconej Williamowi kaplicy zmieniono w Norwich dopiero w 1999 r. - na Świętych Niewiniątek. Natomiast kult innej rzekomej ofiary mordu rytualnego, Andrzejka z Rinn (Austria), udało się ograniczyć w drugiej połowie XX w.

Do Polski legenda o mordzie rytualnym dotarła najpewniej w XIII stuleciu, skoro przed pomówieniami chronił Żydów już Statut Kaliski (1264). Po raz pierwszy o zamordowaniu dziecka chrześcijańskiego pisał Jan Długosz. Do zdarzenia miało dojść w 1407 r. w Krakowie. Pierwsze publiczne oskarżenie w takiej sprawie sformułowano natomiast w Rawie Mazowieckiej w 1547 r. Do rozpropagowania mitu w dużej mierze przyczynił się Piotr Skarga, który w “Żywotach świętych" opisał legendę św. Szymona z Trydentu, zamordowanego rzekomo w 1475 r.

Odtąd nie pomagały ani specjalne dokumenty wydawane przez polskich władców (podpisali je ostatni Jagiellonowie, a także Stefan Batory, Władysław IV i Stanisław August Poniatowski), ani interwencje niektórych hierarchów Kościoła (cztery bulle w obronie Żydów opublikował już w latach 40. XIII w. papież Innocenty IV). “Po pogromach czy oskarżeniach o mord rytualny zawsze pojawiała się furtka interpretacyjna: że co prawda religijni Żydzi mordu nie popełniają, ale zawsze może dokonać go jakiś zabobonny Żyd" - tłumaczył ks. Musiał w niepublikowanej dotąd rozmowie-rzece Witolda Beresia i Krzysztofa Burnetki “Kadisz za księdza". W XVIII w. niezwykle popularny pleban-pisarz Jędrzej Kitowicz pisał: “Wolność bez liberum veto, a maca żydowska bez krwi chrześcijańskiej obejść się nie mogą". Od chwili umocnienia się w Polsce ruchu kontrreformacyjnego aż do rozbiorów przynajmniej trzydziestokrotnie dochodziło do procesów w sprawie o mord rytualny. Niesłusznie oskarżonych skazywano najczęściej na śmierć.

Nowa histeria wybuchła w Rosji (a więc i na okupowanych ziemiach polskich) po nieudanym zamachu na cara Aleksandra III, w którym uczestniczyło kilku Żydów. Tym razem procesów było kilkanaście. Dopiero w 1913 r. w obronie Mendla Bejlisa stanęła opinia publiczna całego zachodniego świata.

Jednak mit przetrwał. Świadczą o tym chociażby teksty publikowane przed wojną we franciszkańskim “Rycerzu Niepokalanej", a także - już po tragedii Holokaustu - pogłoski, które stały się pretekstem do wybuchu pogromów w Krakowie i Kielcach.

Pastwienie okrutne

W Sandomierzu do procesów w sprawie o mord rytualny i profanację hostii dochodziło w latach 1628, 1639, 1675, 1710 i 1712. Obrazy w katedrze sandomierskiej i stallach kościoła św. Pawła, namalowane przez Karola Gabriela de Prevôt, protegowanego hetmanowej Elżbiety Sieniawskiej, ufundował ks. Stefan Żuchowski, proboszcz i archidiakon sandomierski, zaangażowany osobiście w procesy antyżydowskie na tym terenie.

Na początku kwietnia 1698 r. pod bramą katedry znaleziono pokiereszowane zwłoki trzyletniej dziewczynki. Matka tłumaczyła, że dziecko zmarło śmiercią naturalną, a ponieważ nie miała pieniędzy na pochówek, zostawiła je pod kościołem. Po mieście rozeszła się jednak plotka, że odpowiedzialność za śmierć dziecka ponoszą Żydzi. Poddana torturom matka zmieniła zeznania i oskarżyła Aleksandra Berka, starszego synagogi sandomierskiej, o mord rytualny. Ks. Żuchowski, oskarżyciel Berka przed Sądem Koronnym w Lublinie, napisał później: “Mógłby katolik zabić kijem, rozciąć siekierą etc., ale takie się pastwienie okrutne jest właśnie żydowskie". “Prokuratura" powtarzała, że o winie oskarżonego świadczy fakt, iż zwłoki dziecka krwawią w obecności mordercy jeszcze siedem tygodni po śmierci. Berka poddano torturom i parareligijnym obrzędom (np. ogolono mu głowę, bo - jak wierzono - diabeł mógłby ukryć się we włosach), ale nie przyznał się do winy. Stracono go jednak, podobnie jak matkę dziecka. Poćwiartowane ciało Berka rozwieszono na palach wzdłuż podmiejskich dróg.

Wśród miejscowych Żydów zapanował strach. Kiedy w 1710 r. w pobliżu sandomierskiej synagogi znów znaleziono zwłoki dziecka, tym razem ośmioletniego chłopca, przerażony rabin Jakub Herc i jego syn Abraham po prostu uciekli z miasta. Ciągle aktywny ks. Żuchowski zatrzymał nie tylko zbiegów, ale także ośmiu innych Izraelitów. Trzynastoletni Abraham nie wytrzymał tortur i zeznawał przeciwko własnemu ojcu (w rezultacie ochrzczono go i oddano pod kuratelę Kościoła). Wyroku śmierci w tym procesie (zapadł w listopadzie 1713 r.) dożyło tylko trzech obwinionych.

W cieniu

Takie jest tło powstania obrazów w katedrze i kościele św. Pawła. Dziś, kiedy wchodzi się do halowego wnętrza katedry, uwagę zwracają przede wszystkim najstarsze jej elementy: kamienny gotycki detal widoczny na portalach i filarach, a także ufundowane przez Jagiełłę freski bizantyjsko-ruskie, należące do tej samej kategorii zabytków, co słynne polichromie w Lublinie i katedrze wawelskiej. Wspaniałe są też - jedne z najciekawszych w Polsce - rokokowe ołtarze z lat 1772-74.

Dwunastoobrazowy cykl “Martyrologium Romanum" znajduje się na ścianach naw bocznych, obudowanych w latach 1712-17 barokową boazerią z konfesjonałami. Jego podstawowym tematem jest męczeństwo jako jeden z aspektów świętości Kościoła. Wśród męczenników są także sandomierzanie - np. tutejsi dominikanie zamordowani podczas najazdu tatarskiego w 1260 r. I w tym właśnie kontekście pojawia się obraz, którego tematem jest mord rytualny. Płótno o powierzchni dziesięciu metrów kwadratowych przedstawia trzy sceny. W pierwszej - Żyd z nożem w ręku pochyla się nad nagim dzieckiem. W drugiej - dziecko znajduje się w beczce nabitej gwoździami, które mają wytoczyć zeń jak najwięcej krwi. W scenie trzeciej porąbane ciało dziecka pożera (a następnie wymiotuje) pies.

Do Sandomierza nie przyjeżdżają zimą turyści. Obraz znajduje się w zacienionej części katedry (choć nie można powiedzieć, aby był niezauważalny). Więc może nie ma o co kruszyć kopii? Ale przecież cień nie może przesłonić faktu, że obraz głosi niebezpieczną nieprawdę. Pamiętać też trzeba o sile perswazji, z jaką sztuka sakralna wciąż oddziałuje na wiernych. I to nie tylko taka sztuka, dla której pars pro toto stanowi Ołtarz Mariacki czy witraże z Chartres...

Spory o tabliczkę

Wkrótce po publikacji przez “GW" tekstu ks. Musiała przewodniczący Rady Episkopatu do Dialogu Religijnego abp Stanisław Gądecki przypomniał w komentarzu dla KAI, że “oskarżenie o »mord rytualny« jest jednym wielkim nieporozumieniem, wynikającym z gruntownej nieznajomości żydowskiego prawodawstwa religijnego, które nie tylko nie dopuszczało przelewu niewinnej krwi, ale w ogóle bardzo surowo potępiało wszelkiego rodzaju morderstwo, jak i wszelkie zanieczyszczenie rytualne poprzez kontakt z krwią". Przyszły Metropolita Poznański przyznał, że istnieje wyjście “proponowane przez Ojca Świętego z okazji Roku Jubileuszowego wszystkim chrześcijanom, pomnym na błędy przeszłości: skrucha i nawrócenie", uchylił się jednak od odpowiedzi, jaki kształt miałoby ono przyjąć, podkreślając, że decyzję może podjąć tylko ordynariusz miejsca.

Do ówczesnego biskupa sandomierskiego, ks. Wacława Świerzawskiego, pisała w tej sprawie Polska Rada Chrześcijan i Żydów. Jej członkowie prosili o umieszczenie przy dziele Prevôta tablicy informującej, że przedstawione na nim wydarzenia nigdy nie miały miejsca. “Obecność takiego obrazu w kościele katolickim bez żadnego komentarza może mieć wielorakie złe skutki dla świadomości wiernych oraz dobrego imienia Kościoła katolickiego i naszej Ojczyzny" - czytamy w liście. Rada zadeklarowała sfinansowanie tablicy i zaproponowała treść napisu: “Wydarzenia przedstawione na tym obrazie nie są zgodne z prawdą historyczną. Żydzi nie dokonywali mordów rytualnych. Papieże zabraniali rozpowszechniania tego typu fałszywych oskarżeń". Pod tymi dwoma zdaniami miało się znaleźć nieco bardziej szczegółowe objaśnienie, zakończone cytatem z przemówienia Jana Pawła II w jerozolimskim Yad Vashem: “Jako biskup Rzymu i następca apostoła Piotra zapewniam naród żydowski, że Kościół katolicki, kierując się ewangeliczną zasadą prawdy i miłości, a nie żadnymi względami politycznymi, głęboko ubolewa z powodu nienawiści, prześladowań i przejawów antysemityzmu, jakie kiedykolwiek i gdziekolwiek spotkały Żydów ze strony chrześcijan".

I tę propozycję, i kolejną, sformułowaną przez współprzewodniczącego Rady ks. Michała Czajkowskiego wraz z o. Markiem Nowakiem OP, bp Świerzawski odrzucił. Na nic się zdały także dyskusje Kapituły Sandomierskiej, inicjowane przez jej dziekana - ks. prof. Józefa Krasińskiego. Dopiero w 2002 r. pod obrazem w katedrze umieszczono mało czytelną tabliczkę w języku polskim i angielskim z napisem: “Karol de Prevôt (obrazy powstały w latach 1708-1737). Posądzenie Żydów sandomierskich o mord rytualny w r. 1698 i 1710".

- Kluczowe słowo “posądzenie" jest tu nieadekwatne, gdyż nie piętnuje zdecydowanie fałszywej treści obrazu - komentuje kształt tabliczki ks. Krasiński. Jednak i przygotowana przez niego prosta wersja napisu (“Obraz niniejszy jest dziełem znakomitego malarza z I połowy XVIII w. Karola de Prevôt. Nie może być usunięty z kompleksu obrazów Bazyliki katedralnej, ale trzeba wiedzieć, że jego treść nie odpowiada prawdzie historycznej") nie uzyskała akceptacji biskupa.

14 kwietnia 2003 r. delegacja Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów gościła u następcy biskupa Świerzawskiego (po ukończeniu 75 lat przeszedł na emeryturę), bp. Andrzeja Dzięgi. Z relacji uczestników spotkania wynika, że reakcja gospodarza na propozycję umieszczenia napisu przy obrazie była wówczas wstrzemięźliwa, a o przenosinach dzieła w ogóle nie chciał słyszeć. Dopiero w ostatnich tygodniach sprawa znów stała się przedmiotem rozmów biskupa sandomierskiego z reprezentantami Kościoła w dialogu z Żydami. 21 lutego ks. Zygmunt Gil, kanclerz sandomierskiej Kurii, powiedział nam, że “w Sandomierzu ten temat jest zamknięty" i że nad kwestią obrazów trwają dyskusje w Warszawie. Ustaliliśmy, że prace nad nową, nieco skróconą w stosunku do propozycji Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, wersją napisu objaśniającego toczą się w łonie Komitetu ds. Dialogu z Judaizmem, wchodzącego w skład Rady Episkopatu do Dialogu Religijnego.

Świat sztetla

Ks. Musiał domagał się usunięcia obrazów z sandomierskich kościołów i przeniesienia ich do nieistniejącego jak dotąd muzeum antysemityzmu. Ten dyktowany prorockim gniewem postulat w praktyce jest trudny do realizacji. Do dziś nie powstało przecież Muzeum Żydów Polskich w Warszawie, w którym historia antysemityzmu powinna stanowić ważną część ekspozycji. Cóż dopiero mówić o podobnej placówce w niewielkim Sandomierzu...

I druga sprawa: myślenie kapłana, dążącego do czystości przesłania religijnego zawartego w przestrzeni sakralnej, krzyżuje się ze spojrzeniem historyków sztuki i muzealników. Dla nich - np. dla Jerzego Zuba, kierownika sandomierskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Konserwacji Zabytków w Kielcach - kontrowersyjne obrazy stanowią część większej, zamkniętej całości, która powstała podczas prac prowadzonych w sandomierskiej katedrze w XVIII w. - Ta spójna całość jest zabytkiem w takim samym stopniu jak każdy pojedynczy obiekt, dlatego nie wolno jej rozdzielać - mówi Zub. - Obrazy powinny zostać na miejscu.

Jak wybrnąć z tego impasu? Zajmujący się mitem o mordzie rytualnym ks. prof. Józef Niewiadomski mówił “Gazecie Wyborczej" (12-13.10.2002), że “obrazy z Sandomierza - odpowiednio wykorzystane - mogą na sposób biblijny stać się kamieniem węgielnym nowej świadomości". Świadomości - dodajmy - uwolnionej od niebezpiecznych mitów. Ks. Niewiadomski miał na myśli przemyślaną działalność duszpasterską, dla której zabytkowe malowidła mogłyby stanowić punkt odniesienia. To “uwolnienie" jest zadaniem nie tylko przedstawicieli Kościoła, ale także społeczności lokalnej.

Bo obrazy z katedry i kościoła św. Pawła są także sposobem na dowartościowanie, ba: promocję tego rejonu. Dziś w debacie publicznej dotyczącej relacji polsko-żydowskich powraca on zazwyczaj w ponurym kontekście pogromu kieleckiego i sandomierskich procesów o mord rytualny. Tymczasem ziemia kielecko-sandomierska ciągle ukrywa istotną część swojej tożsamości, na którą w dużym stopniu składał się świat sztetla. Już w XVI w. organizowały się tu gminy żydowskie z całym - świetnie funkcjonującym i jeszcze dziś mogącym służyć za wzór - systemem samopomocy, szkolnictwa, opieki socjalnej (każda wspólnota potwierdzała swe istnienie budową synagogi, chederu i przytułku dla chorych). Tu, podobnie jak na Wołyniu i Podkarpaciu, kształtowała się myśl chasydzka. Tu zbierał się Sejm Czterech Ziem, żydowski parlament. Tu bujnie kwitło przed wojną życie polityczne, skupione wokół żydowskich partii: “Mizrachi", “Poalej Syjon", “Aguda"...

Kiedy przez Bramę Opatowską wchodzimy na sandomierskie Stare Miasto, natychmiast zwraca uwagę tabliczka z napisem “ul. Żydowska". Wąski przesmyk tuż przy murach prowadzi do XVIII-wiecznej synagogi (starsza nie zachowała się do naszych czasów), w której obecnie mieści się Archiwum Państwowe. Z przewodnika (najbardziej wnikliwego spośród dostępnych w Sandomierzu) można się dowiedzieć, że “w średniowieczu sandomierska gmina żydowska należała do największych i najważniejszych w Polsce. Kazimierz Wielki otoczył sandomierskich Żydów przywilejem opieki królewskiej. (...) Synagoga została zdewastowana przez hitlerowców, a większość społeczności żydowskiej Sandomierza wymordowana w obozach koncentracyjnych".

I tyle.

Tymczasem odkrycie i zasymilowanie żydowskiego wątku historii regionu nadałoby obrazom Prevôta - oczywiście opatrzonym odpowiednim napisem - zupełnie nowy kontekst. Ich niestosowność stałaby się bardziej zrozumiała, gdyby nieistniejącą społeczność tutejszych Żydów włączono wreszcie do wspólnej pamięci współczesnych sandomierzan, kielczan, radomian... Gdyby stała się rzeczywistym powodem do dumy, nie zaś ukrywanym wstydem. Wtedy - przez wiedzę o tym, co zostało przyjęte jako dziedzictwo tej samej ziemi - narodziłby się szacunek dla sąsiadów skrzywdzonych przed wiekami.

I tak - m.in. przez obrazy z wyobrażeniem mordu rytualnego, ale także przez inne zabytki ilustrujące skomplikowane relacje między Polakami a Żydami - niewielkie polskie miasto mogłoby się umiędzynarodowić. Bo dziś Europę zamieszkują także Turcy, Marokańczycy, Hindusi... Znów trzeba uczyć się żyć razem, a jednocześnie “po swojemu". Sandomierz, ale także wiele innych “zawstydzonych" polskich miast, miałby szansę uczestniczyć w najważniejszej debacie nowoczesności.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej