Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy pierwszy film o Boracie trafił na ekrany kin całego świata, władze Kazachstanu oniemiały ze zdumienia i oburzenia. Był rok 2006, a wyrosły na ruinach Związku Radzieckiego niepodległy Kazachstan, który wcześniej jako niezależne państwo nigdy nie istniał, liczył sobie zaledwie piętnaście lat. Przewrażliwione na swoim punkcie władze młodego państwa uznały filmową opowieść brytyjskiego komika Sachy Barona Cohena za śmiertelną i niczym niezasłużoną zniewagę.
Kazachstan, rządzony przez Nursułtana Nazarbajewa, nawróconego na demokrację komunistycznego dygnitarza, radził sobie w nowych czasach znacznie lepiej niż jego sąsiedzi. Azja Środkowa od wieków uchodzi za kolebkę najgorszych satrapii, ale Nazarbajew, w przeciwieństwie do dyktatorów z Uzbekistanu czy Turkmenii, starał się być władcą absolutnym, ale oświeconym. Pod jego rządami Kazachom udało się też uniknąć wojny domowej, która przytrafiła się Tadżykom, i ulicznych rewolucji, które przewalają się przez Kirgizję. Dzięki przebogatym złożom wszelkich cennych minerałów, jakimi los obdarował Kazachów, a zwłaszcza ropy naftowej i gazu ziemnego, uchodzili oni również wśród środkowoazjatyckich sąsiadów za najbogatszych, najbardziej otwartych na świat i świata łaknących. Choć Kazachstanowi bliżej do Azji niż Europy, zgodnie z wolą Kazachów, a przede wszystkim ich władcy, Nazarbajewa, chcą oni, by uważać ich za kraj europejski. Piłkarskie drużyny z Tadżykistanu czy Uzbekistanu walczą o mistrzostwa azjatyckie, ale drużyny z Kazachstanu grają wyłącznie z tymi z Europy.
CZYTAJ TAKŻE
Film o Boracie Sagdijewie, kazachskim dziennikarzu, w którego wcielił się jego twórca Sacha Baron Cohen, przedstawiał jednak Kazachstan jako krainę zacofaną, dziką i brudną, zamieszkałą przez nieufnych i niechętnych wobec wszystkich obcych pijaków, brutali i wioskowych głupków, a przede wszystkim zaprzysięgłych rasistów i żydożerców.
Borat zakazany
Cały świat oglądał opowieść o Boracie, ale w Kazachstanie filmu „Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej” nie wyświetlono w żadnym kinie ani telewizji kablowej. Nazarbajew, władca surowy, lecz sprawiedliwy, w trosce o dobrą opinię na Zachodzie niczego nie zakazywał, ale wychowani w komunistycznej satrapii urzędnicy i zwykli poddani świetnie pamiętali jednak, jak się czyta między wierszami i odgaduje niewypowiedziane życzenia przywódców.
CZYTAJ WIĘCEJ
STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →
Dyrektorzy kin i telewizji pominęli „Borata” przy układaniu repertuaru (podobnie sprawy miały się w sąsiedniej Rosji, dbającej o dobre relacje z Kazachstanem, w którym Słowianie, potomkowie osadników i zesłańców z Rosji, Ukrainy i Białorusi, stanowią połowę blisko 20-milionowej ludności). Nieprzywykli do takiego poczucia humoru urzędnicy żądali oficjalnych przeprosin, sugerowali, że Sacha Baron Cohen nakręcił film na polityczne zamówienie nieprzyjaciół Kazachstanu, zwoływali specjalne konferencja prasowe, podczas których dowodzili, jak bardzo przedstawiony przez komika obraz ich kraju jest nieprawdziwy (przypominali np., że sceny z filmowej wioski Borata kręcono w Rumunii), prostowali błędy i grozili procesami sądowymi twórcom filmu, przysparzając mu tylko popularności (produkcja filmu kosztowała mniej niż 20 milionów dolarów, zyski przekroczyły znacznie ćwierć miliarda, a dodatkowo jego twórcę nagrodzono Złotym Globem).
Szyderca Cohen opowiadał w wywiadach dziennikarzom, że rząd Kazachstanu wydał około 30 milionów dolarów (a więc więcej niż kosztowała produkcja filmu) na kampanię mającą przekonać, że prawdziwy Kazachstan i Kazachowie nie wyglądają wcale tak, jak ich ukazano. Rząd Kazachstanu zamówił też u rodzimego reżysera Erkina Rakiszewa film, który dałby odpowiedź opowieści Cohena, a nawet wykupił cztery strony w gazecie „New York Times”, by zamieścić na nich stosowne ogłoszenie i sprostowanie. Fatalnym dla kazachskiego rządu, ale wyjątkowo szczęśliwym dla autorów filmu zbiegiem okoliczności premiera „Borata” zbiegła się z oficjalną wizytą Nazarbajewa, prawdziwego prezydenta prawdziwego Kazachstanu w Ameryce i jego odwiedzinami u George’a Busha w Białym Domu.
Do jeszcze większej niezręczności doszło wiosną 2012 roku, gdy podczas rozgrywanych w Kuwejcie (podobnie jak w większości innych krajów arabskich „Borat” został tam zakazany z powodu obscenicznych scen) mistrzostw świata w strzelectwie zwyciężczyni jednej z konkurencji Marii Dmitrenko z Kazachstanu organizatorzy odegrali zamiast kazachskiego hymnu jego filmową parodię sławiącą Kazachstan jako kraj, gdzie „jest najlepszy potas”, a „prostytutki są najczystsze w okolicy, z wyjątkiem, ma się rozumieć, Turkmenii”. Rząd Kazachstanu, tego prawdziwego, na wszelki wypadek, żeby uniknąć ewentualnych podobnych pomyłek w przyszłości, nakazał swoim sportowcom, żeby nauczyli się na pamięć państwowego hymnu i nigdy go nie pomylili z niczym innym.
Do nieporozumienia w Kuwejcie (organizatorzy pomylili też hymn serbski) doszło, gdy w Kazachstanie urzędnicy uporali się już z przepełniającym ich gniewem, a ówczesny szef kazachskiej dyplomacji Erżan Kazychanow oznajmił nawet, że Kazachowie powinni być wdzięczni za „Borata”, bo dzięki rozgłosowi, jaki im przyniósł, liczba odwiedzających ich zagranicznych turystów zwiększyła się dziesięciokrotnie.
Dar dla Ameryki
Kiedy jednak rozeszła się wieść, że w Ameryce ukazała się druga część opowieści o Boracie, „Borat: Wspaniały dar dla rządu Ameryki, by Kazachstan rósł w siłę, a jego lud żył dostatniej” (to bardzo skrócona wersja bardzo długiego tytułu), wielu Kazachów znów straciło opanowanie. Ministerstwo dyplomacji wydało komunikat, w którym określiło film jako szkodliwy i krzywdzący, rasistowski i ksenofobiczny. Ponad sto tysięcy osób podpisało się pod umieszczoną w internetowej witrynie petycją do prezydenta (wiosną 2019 roku, po 30-letnim panowaniu Nazarbajew ustąpił, a na urzędzie prezydenta zastąpił go Kasym-Żomart Tokajew) oraz ministrów kultury i sportu, żeby zabronili wyświetlania filmu w Kazachstanie. Także Stowarzyszenie Kazachów w Ameryce domagało się od Amazonu, mecenasa drugiej części filmu, by wstrzymał jego pokaz, gdyż jest rasistowski, obraża uczucia patriotyczne Kazachów oraz ich ośmiesza. Tuż przed premierą filmu jego przeciwnicy demonstrowali przed konsulatem USA w Ałma Acie, a amerykański ambasador w Kazachstanie wystąpił w miejscowej telewizji, uspokajając, że „Borat” jest tylko filmem, zabawą, a nie politycznym stanowiskiem rządu Stanów Zjednoczonych.
Łukasz Muniowski: Abbie Hoffman chciał wrzucać LSD do wodociągów, żeby obudzić Amerykanów. Sacha Baron Cohen chwyta się innych sposobów, ale chodzi mu o to samo.
Tym razem jednak Kazachowie zachowali spokój, a państwowy urząd od turystyki postanowił nawet wykorzystać „Borata” w kampanii mającej przyciągnąć do Kazachstanu jeszcze więcej turystów. Na pomysł głównego hasła kampanii wpadł Amerykanin Dennis Keen, który najpierw przyjechał do Kazachstanu na studia, a w końcu osiadł w Ałma Acie, ożenił się z kazachską dziewczyną i założył własne biuro turystyczne, oferujące głównie piesze wędrówki. Razem z przyjacielem, kazachskim wykładowcą Jermekiem Utemisowem, zaproponowali urzędowi od turystyki, że nakręcą krótki film, w którym wykorzystają wypowiadane przez Borata z obcym akcentem słowa „very nice”, by zaprezentować w jak najkorzystniejszym świetle Kazachstan i jego atrakcje.
Very nice!
„Jak w dwóch słowach opisałabyś/opisałbyś Kazachstan?” – pyta w filmie narrator. „Very nice!” – odpowiadają zagraniczni turyści. „Jaka jest przyroda w Kazachstanie? – Very nice! Jak smakuje kumys? Very nice! A Kazachowie? Jacy są? Very nice!”. Kajrat Sadwakasow z urzędu od turystyki dał się przekonać i liczy, że kiedy już w końcu skończy się epidemia i świat znów otworzy się na podróże, druga część „Borata” przyciągnie do Kazachstanu nowych gości.
Niepodległemu Kazachstanowi za rok stuknie trzydziestka, więc nie jest już tak przewrażliwiony na swoim punkcie. „Wyrosło całe nowe pokolenie” – twierdzą autorzy kampanii reklamowej, mającej wykorzystać „Borata”. „Młodzi znają angielską mowę, oglądają w internecie te same co ich amerykańscy rówieśnicy filmy i programy rozrywkowe, te same rzeczy ich bawią i denerwują”.
No i sam Borat, Sacha Baron Cohen, przypomina na każdym kroku, że Kazachowie nie mają się na co obrażać, bo film śmieje się nie z nich ani ich kraju, lecz z Ameryki i Amerykanów. „Wybrałem sobie Kazachstan tylko dlatego, że mało kto w Ameryce wie, że taki kraj w ogóle istnieje” – tłumaczył komik w gazecie „New York Times”.
Krytycy, przynajmniej większość z nich, twierdzą, że druga część „Borata” nie równa się pierwszej, ale i jedna, i druga są równie bezlitosną satyrą z Ameryki, a przynajmniej jej zaściankowej części, jej przesądów, fobii, kompleksów i manii, a także wyobrażeń o jej mieszkańcach i otaczającym ich świecie. Nie przypadkiem na premierę drugiego „Borata” jego twórcy wybrali koniec kampanii przed wyborami prezydenckimi w Ameryce, a na bohaterów urzędującego prezydenta Donalda (Borat przekręca jego imię na McDonald) Trumpa, a także jego najbliższych towarzyszy: wiceprezydenta Mike’a Pence’a i byłego burmistrza Nowego Jorku Rudy’ego Giulianiego, osobistego adwokata Trumpa