Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rząd, który kontroluje obie łączące się firmy, zamierza bowiem dołączyć do nich także spółkę PGNiG zajmującą się poszukiwaniami, wydobyciem oraz dystrybucją gazu ziemnego i ropy naftowej. Wcześniej nakazał jej przejęcie 80 proc. akcji grupy Energa, najważniejszego krajowego producenta prądu.
Gigant powstały po takiej fuzji (połączone zeszłoroczne przychody Orlenu i Lotosu to 140,7 mld zł) zaoszczędzi sporo na kosztach działalności. Zyska również Skarb Państwa, który niejako odkupi sam od siebie Lotos za pieniądze prywatnych akcjonariuszy Orlenu (w tej ostatniej spółce państwo jest właścicielem tylko 28 proc. akcji, w Lotosie kontroluje 53 proc.).
Inne potencjalne korzyści nie są już jednak tak pewne. Główne wątpliwości dotyczą strategicznego, długofalowego celu, jakiemu miałoby przyświecać „klejenie” energetycznego giganta z państwowych aktywów. Rząd nie ukrywa, że chce uczynić ten megakoncern głównym rozgrywającym polskiej transformacji energetycznej. Problem w tym, że nadal nie znamy szczegółów tej strategii: na czele z kluczowym pytaniem, czy przebudowa przestarzałej polskiej infrastruktury sprowadzi się wyłącznie do wielkich inwestycji, czy będzie przypominać model rozproszony, w którym system energetyczny kraju wzmacniają tysiące małych przydomowych instalacji solarnych lub wiatrowych. ©℗