Ona wygrała

U co drugiej osoby urodzonej po roku 1970 zostanie zdiagnozowany rak. W sumie co roku przybywa 140 tysięcy pacjentów onkologicznych. Czego ich – i nas – nauczyła Anna Przybylska?

13.10.2014

Czyta się kilka minut

Anna Przybylska podczas „Onko-Olimpiady” – zawodów dla dzieci z chorobą nowotworową. Stadion AWF, Warszawa, 25 sierpnia 2012 r. / Fot. Bartosz Krupa / EAST NEWS
Anna Przybylska podczas „Onko-Olimpiady” – zawodów dla dzieci z chorobą nowotworową. Stadion AWF, Warszawa, 25 sierpnia 2012 r. / Fot. Bartosz Krupa / EAST NEWS

Z chwilą śmierci Anny Przybylskiej karnawał funeralny rozkręcił się na całego. Po internecie krąży mistyfikacja nagrania ostatnich jej słów, czytamy ostatnie z nią wywiady i ostatnie SMS-y, oglądamy ostatnie role, śledzimy ostatnie pożegnanie, nawet ksiądz opowiada o ostatnich chwilach życia parafianki.

W październiku 2013 r. Anna Przybylska wystąpiła w programie „Tomasz Lis za żywo” i prosiła, by paparazzi dali jej święty (ściślej rzecz ujmując: ludzki) spokój. Wyznała dyplomatycznie: tak, usunięto mi guza trzustki, to moja sprawa, koniec, kropka. Rozpaczliwie usiłowała się odciąć od losu aktorów serialowych, których życie prywatne bierze w dzierżawę szeroka widownia analizująca wszystkie pozazawodowe wzloty i upadki.

Apel Przybylskiej, rzecz jasna, nic pozytywnego nie dał. Przeciwnie: rozpędził machinę medialną. W lipcu bieżącego roku tabloidy zdążyły nawet ogłosić jej śmierć. Zareagowała z humorem: dobra wróżba, przede mną długie życie. Zmarła trzy miesiące później.

Na wojnie

„Przegrała walkę z ciężką chorobą” – czytaliśmy niemal w każdym prasowym nagłówku. Przecież nie umierają młodzi, piękni i bogaci. Mocno stąpający po ziemi, pracowici i utalentowani. Do tego mający trójkę dzieci. Onkolog leczący aktorkę dolewa oliwy do ognia i przyciskany przez dziennikarza oświadcza: chciała jeszcze rodzić, była młoda, sami nie mogliśmy dać wiary, że rak tak błyskawicznie będzie się rozwijał.

Już u schyłku lat 70. ubiegłego wieku Susan Sontag w eseju autobiograficznym „Choroba jako metafora” pisała o militarnej retoryce towarzyszącej chorobie onkologicznej. Podkreśliła, że spośród wszystkich innych schorzeń rak został wyposażony w najbardziej paradny oręż. Nie przegrywa się z cukrzycą, ebolą, alzheimerem lub udarem mózgu. Wyłącznie diagnoza o nowotworze wrzuca w epicentrum bitewnego pola. A chory ma zdobyć w trybie błyskawicznym przymioty dobrego żołnierza: odważnie patrzeć śmierci w oczy, nie dezerterować przed niebezpieczeństwem (chemia, operacja), nie roztkliwiać się nad sobą. I przede wszystkim wygrać. Zewsząd słyszy okrzyki zagrzewające do boju: bądź dzielny, nie poddawaj się, wszystko w twoich rękach. Najważniejsze jest psychiczne nastawienie.

Co począć, kiedy pacjent popada w depresję? Przekonywać, że wszystko będzie dobrze, że żyć trzeba, bo jest dla kogo? Skutkiem bywa rozdrażnienie i narastające poczucie winy: „Zawodzę lekarza i bliskich. Oni stają na głowie, a ja siedzę na laurach. Nie wykrzeszę z siebie iskry energii”...

Kropla w oceanie

Jest z tej sytuacji wyjście: zwrócić się o pomoc psychoonkologa. Problem w tym, że szpital często nie może go zatrudnić z powodu skąpego budżetu i jeśli odbywa się minimalizowanie kosztów, to w pierwszej kolejności uderza w jego etat. A choremu może przynieść ukojenie sama rozmowa. Rodzina, mimo dobrych intencji oraz autentycznego zaangażowania, często nie potrafi jej sprostać, sama zresztą potrzebuje terapeutycznego wsparcia. W 2005 r. w Polsce pracowało dziewiętnastu psychoonkologów. Od niedawna w Gdańsku, Poznaniu i Krakowie działają studia psychoonkologiczne, w większych miastach w sprawie pomocy psychologicznej można zwrócić się do stowarzyszeń, np. w Krakowie do znakomicie działającego Unicornu. Tyle że to nadal kropla w oceanie.

Co roku przybywa 140 tys. pacjentów onkologicznych. Statystyki nie zostawiają złudzeń: obecnie co czwarty Polak zapada na chorobę nowotworową, a w najbliższych latach będzie się diagnozować nowotwór u co drugiej osoby urodzonej po 1970 r. W wypadkach samochodowych rocznie ginie 7,5 tys. osób, na nowotwór w Polsce umiera w tym czasie 90 tys. pacjentów. Brakuje nie tylko psychoonkologów, ale samych onkologów: dziś jest ich ok. sześciuset, w tym piętnastu z tytułem profesora. Dla porównania: kardiologów jest ok. 2 tys., a profesorów kardiologii – 200. Rząd premier Ewy Kopacz, wraz z ministrem Bartoszem Arłukowiczem, powinien w końcu zacząć poważnie myśleć o wzmocnieniu polskiej onkologii.

Można przegrać

A co robić, kiedy ktoś odmawia przyjęcia pomocy psychoonkologicznej? Wyjście istnieje: trwać przy tej osobie. Znosić smutek przechodzący nieraz w erupcję złości na los, Boga, chorobę. Nie naciskać, nie truć, nie terroryzować pozytywnym myśleniem. Badania naukowe nie potwierdzają tezy, by zasoby psychiczne miały mieć wpływ na jakość procesu chorowania. Ze stanów nierokujących nadziei może się dźwignąć również ktoś zaszyty w czeluściach bezradności, a może umrzeć ktoś, kto zawsze umiał ukręcić jedną sprawną decyzją łeb największemu problemowi. Na pewno mentalność wojownika sprawę ułatwia samemu choremu, który działa i karnie współpracuje z lekarzem. Ale to nie znaczy, że ten mentalny typ na pewno z raka zostanie wyleczony.

Innymi słowy: można przegrać. Np. z urzędnikami NFZ, którzy powołując się na przepisy, a podważając kompetencje profesorów onkologii, odmawiają refundacji specyfiku mogącego skutecznie pomóc chorującemu. Przykład wzorcowy: Glivec – przełom w leczeniu przewlekłej białaczki szpikowej, który w 2001 r. trafił na okładkę „Time’a”. W Polsce AD 2014 niektórzy pacjenci nadal muszą toczyć wielomiesięczne batalie z systemem o możliwość zakwalifikowania się do tego rodzaju terapii.

Można też przegrać z brakiem profesjonalizmu: trafić do niedouczonego onkologa lub lekarza pierwszego kontaktu, który w porę nie rozpozna niepokojących objawów. Można także przegrać z własną głupotą – nie wykonywać badań profilaktycznych, palić jak smok, bez umiaru wystawiać skórę na promienie słoneczne.

Powrót śmierci

Dlaczego tak przejmuje nas śmierć człowieka w wieku Anny Przybylskiej, obdarzonego w dodatku gigantyczną wolą życia? Bo dla śmierci zarezerwowaliśmy w naszych wyobrażeniach tylko schyłek starości. Niedołężniejące ciało, malejące siły witalne, suma doświadczeń po brzegi wypełniająca egzystencję, to wszystko toruje niełatwą drogę do zgody na jej nieuchronność.

Nie chodzi więc tylko o fakt przedwczesnej śmierci równej babki, która nie dała się zwariować celebryckiemu blichtrowi. Odejście młodej aktorki w wielu z nas uruchomiło tłumione lęki przed własną śmiercią. Myślimy: i na nas przyjdzie kres, skoro umierają – wydawałoby się – nieśmiertelni, bogaci, szczęśliwi itd., bo w ten właśnie sposób zwykły zjadacz chleba postrzega towarzystwo związane ze światem filmów, glamurowych sesji i wesołych show.

A my umrzeć nie chcemy, i już. Nawet nie wiemy, jak ten proces przebiega. Sporadycznym komfortem jest dziś umrzeć w otoczeniu rodziny i własnym łóżku, zaś standardem – w samotności, za szpitalnym parawanem. Więc obsesyjnie podglądamy. Porównujemy zdjęcia Przybylskiej młodziutkiej i tej z czasów chorowania. Co się w niej zmieniło, co robiła – w ogóle: jak to wszystko wyglądało?

Twarze innych

Otóż to wygląda zasadniczo inaczej niż na załączonych obrazkach. W każdym przypadku inaczej, w zależności od rodzaju raka, opieki medycznej i odporności chorego. Kluczowe jest w tej sytuacji coś innego: to, co się wydarza w sferze uczuć i w relacjach z innymi. Wielu ludzi u kresu życia pragnie pozamykać ważne sprawy.

Słyszałam historię kobiety, heroski wymęczonej nowotworem, z ledwo co tlącym się życiem, która zmagała się z gigantycznym fizycznym cierpieniem, ale nie dawała sobie wewnętrznego prawa do śmierci, choć nadziei nie było żadnej, a śmierć przyniosłaby jej ulgę. Dręczyło ją pytanie, jak bez niej poradzą sobie w życiu mąż i nastoletni syn. Z pomocą przyszła psychoonkolożka, która w wieczornej rozmowie toczącej się na brzegu szpitalnego łóżka przywołała ważną dla niej postać Jana Pawła II, osieroconego w wieku 9 lat przez Emilię Wojtyłę. Heroska zmarła w spokoju kilka godzin później.

Znam też opowieść o mężczyźnie, który wyprosił przez telefon, by do Warszawy przyleciała mieszkająca w Stanach córka. Opuścił ją jako dziecko, nie widział latami, chciał wybłagać przebaczenie, wyznać, że kocha i nigdy nie zapomniał.

Piękne chwile

Sama Przybylska w wywiadach sprzed kilku miesięcy powtarzała: cieszę się chwilą, każdym drobiazgiem. Tylko w jej ustach te zdania mają siłę uderzenia dzwonu Zygmunta. Chciała przedłużyć swój czas z bliskimi, szczególnie ten możliwy do spędzenia z małoletnimi dziećmi. Dawniej minuty przeciekały przez palce, teraz stały się darem nie do przecenienia.

Mogę sobie tylko wyobrazić, z jaką nawałnicą psychicznego cierpienia musiała się skonfrontować. Ile łez wylała nad tym, że nie przyjdzie jej uczestniczyć w doroślejącym życiu córki i synów. W tym wszystkim potrafić się ucieszyć tu i teraz? Przybylska całą sobą zademonstrowała dzieciom, że życie przenika się ze śmiercią jak mgła z powietrzem, a mama nie tylko z klasą umiera, ale i z klasą żyje. Że kluczowe są relacje w życiu, to one są warte poświęceń. I że rodzina jest źródłem siły.

W tym sensie Przybylska na pewno wygrała – oswoiła najbliższym swoje życie i swoje odejście. Krystyna Przybylska – mama aktorki – napisała w mowie pogrzebowej: „Dziękuję Jarkowi Bieniukowi za 13 lat wsparcia. Okazał się być godnym córki”. W tym sensie Anna też wygrała. I wygrał jej partner. Choroba nowotworowa jest testem na kondycję rodziny. Niemały procent kobiet w chorobie onkologicznej jest zdany wyłącznie na siebie. Gdy odrosną im pierwsze włosy po cyklach chemii, a blizny po mastektomii zaczną powoli znikać, niejeden z tych, z którymi spędziły kilka wspólnych dekad, odchodzi w silną dal, by wystartować w nowe życie.

Życiowe role

Pewna jestem: Anna Przybylska wierzyła, że kiedyś jej choroba pozostanie wspomnieniem, a jej życie toczyć się będzie naturalnym rytmem dalej. Nie chciała stać się twarzą raka trzustki, to nie była najważniejsza rola w życiu. Może za pięć lat dałaby się jakiemuś wydawnictwu nakłonić do napisania wspomnień – kiedy już byłaby pewna, że najgorsze za nią. Tego rodzaju świadectwa są potrzebne. Wlewają w serca nadzieję, nawet jeśli na horyzoncie majaczy ostateczność.

Poruszeni byliśmy aktywnością zawodową dziennikarza Marcina Pawłowskiego, który coraz bardziej fizycznie zdegradowany prowadził „Fakty”, ostatni raz trzy tygodnie przed śmiercią. Wygrał. Tak samo jak wygrała Joanna Sałyga, blogerka, słynna „Chustka”, która niemal równolegle z diagnozą o nowotworze trafiła na miłość swego życia i potrafiła nadać sens splotom relacji z sobą i z ludźmi między chemiami a operacjami.

Przybylska, piewczyni wartości rodzinnych, radziła sobie w tej sytuacji inaczej – usiłując ochronić intymność ostatnich chwil zarezerwowanych dla niej i najbliższych. Jeden miesiąc życia chorego na raka równa się dziesięciu latom człowieka zdrowego, wtedy czas płynie zupełnie inaczej i najgłębiej widzi się sens. Za tę lekcję również jesteśmy jej wdzięczni.


KATARZYNA KUBISIOWSKA jest dziennikarką „TP”, autorką książki „Rak po polsku. Rozmowa z Justyną Pronobis-Szczeklik i Cezarym Szczeklikiem”, Czarne, Wołowiec 2014.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2014