Olga Drenda: Apokalipsa? Nie, dziękuję

Niestety, unikam już dyskusji o sztucznej inteligencji. Szkoda, bo być może znaleźliśmy się na chwilkę najbliżej stanu, którego mogli doświadczać ludzie wieku XIX, oszołomieni plejadą nowych wynalazków i rozgorączkowani możliwościami, jakie dawały elektryczność, kino, rower i radio.

22.01.2023

Czyta się kilka minut

Nie spieszmy się tak z wyrzucaniem się nawzajem do śmieci. / OLGA DRENDA
Nie spieszmy się tak z wyrzucaniem się nawzajem do śmieci. / OLGA DRENDA

Albo w połowie XX wieku, gdy pierwsi ludzie lądowali na Księżycu, a medycyna eliminowała kolejne choroby zakaźne. W ostatnich latach takich emocji brakowało. Wizja lotów pasażerskich w kosmos niespecjalnie inspirowała powszechną wyobraźnię jako kaprys dla znudzonych miliarderów. Szybkość opracowania szczepionki na covid mogłaby imponować, tak jak to kiedyś było z tą przeciwko ospie, ale energia oczekiwania rozmyła się w jałowych kłótniach. Skok technologiczny, który w ostatnim czasie mogliśmy zaobserwować dzięki ChatGPT i Midjourney, to faktycznie coś nowego i coś, co łatwo przetestować na własnym komputerze: potencjalnie inspirujące i inżyniera, i filozofa. A jednak – niestety.

Piszę „niestety”, bo wszelkie dyskusje szybko trafiły w ten sam ślepy zaułek. Kiedy po raz kolejny widziałam rozważania nad tym, kogo AI miałaby tym razem zastąpić i czy będą to sprzedawcy, księgowi, czy artyści – zaczynałam bezwiednie klikać „unfollow”. Pewnie, że takie scenariusze nie są niemożliwe, ale szybko uruchomił się mój radar antyapokaliptyczny. To, że istnieje jakieś zagrożenie, nie oznacza, że należy ulec pokusie katastrofizmu, a katastrofizm stawia barykadę dalszemu życiu.

Spekulacje na temat końca świata muszą być dla wielu osobliwie przyjemne, nawet jeśli biorą pod uwagę, że sami nie wyszliby na tym dobrze. Zgadzam się z moim kolegą z łamów „TP”, Tomaszem Stawiszyńskim, że zanurkowanie w apokaliptyczną fantazję jest niewątpliwie pobudzającą wyobraźnię opcją, dość ekscytującą (w końcu dzieje się coś przełomowego), ale lepiej nie dawać się temu ponosić, można bowiem utknąć w niej na zawsze. Jak ten biedny rybak z „Gości Wieczerzy Pańskiej” Bergmana, który sam żyjąc w XIX-wiecznej niemal scenerii tak mocno uwierzył w niechybną atomową zagładę, że nie znalazł wyjścia innego niż samobójstwo.

W mniej drastycznych scenariuszach apokaliptyczna fantazja może również – jak chyba w rozmowach, które zniechęciły mnie do dalszego udziału – stać się scenarzystką i reżyserką naszych myśli. W debatach o AI szybko ulotniła się wszelka niepewność, wszelkie namysły co do tego, do czego narzędzie to właściwie może posłużyć, wreszcie to, jak bardzo rozwiązania prawne, choćby licencje czy nowelizacje praw autorskich, mogą spowolnić (czy jak kto woli: ucywilizować) potencjalne ścieżki rozwoju. Gdy na przełomie milleniów sklonowano owcę, sprowokowało to na krótką chwilę wybuch zaniepokojonych głosów: kiedy rozpocznie się komercyjne klonowanie ludzi, czy człowiek sklonowany będzie miał duszę, wreszcie kiedy rzeczywistością stanie się „Park jurajski”. Pamiętam z nich poczucie niemal niezachwianej pewności, że podobne scenariusze są kwestią czasu. Podobnie, a raczej zdecydowanie gorzej, stało się z dyskusjami o sztucznej inteligencji: pozbawienie pracy, dziki rynek, marginalizacja „ludzi z mięsa” i oczywista wojna wszystkich ze wszystkimi wydał mi się niemal jedynym przebiegiem zdarzeń, jaki brali pod uwagę ich uczestnicy.

Ta niezachwiana pewność jest chyba najbardziej krecim, destrukcyjnym składnikiem apokaliptycznej fantazji i prawdopodobnie tym, co sprawia, że działa ona na tak masową skalę. Odwołuje się bowiem do pragnienia posiadania racji, nawet najgorszym kosztem. Ktoś chce być tym właściwym prognostą, ktoś chce nawet na zupełnych gruzach mieć satysfakcję z ostatniego słowa, z powiedzenia „a nie mówiłem”. Mam wreszcie małe, malutkie podejrzenie, że są tacy, którzy po cichu liczą, że upieką przy okazji własną pieczeń. Że nareszcie ci, którzy nadepnęli im na odcisk, czy to sprzedawcy, czy to księgowi, czy to artyści – będą mieli za swoje. A w razie czego, jeśli faktycznie sztuczna inteligencja wyśle nas wszystkich – jak mawiano niegdyś z wisielczym humorem – do bakutilu, to cicho złorzeczący będą mieć doskonałe alibi: to się samo zrobiło, to roboty, a ja tylko prognozowałem! A że ku swojej satysfakcji, to już inna sprawa...

Nie dowiem się więc na razie, dlaczego zdaniem Mid­journey każdy Polak ma twarz akurat wokalisty zespołu Coma (co wynikało z moich prób wygenerowania fikcyjnych polskich filmów). Może kiedyś, kiedy temat już wszystkim się opatrzy, albo gdy przyzwyczaimy się trochę po miłoszowskiemu do życia w kolejnej piosence o końcu świata, będziemy mogli do tego wrócić.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Apokalipsa? Nie, dziękuję