Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To oczywiście żart, któremu późniejsze wydarzenia nadały nowy sens, ale żart nie bez głębszego znaczenia. Filipowicz był już wtedy bowiem jednym z najwybitniejszych polskich prozaików doby powojennej, a przyszła noblistka świetnie o tym wiedziała – niezależnie od łączącego ich gorącego uczucia.
Paradoks sprawił, że to właśnie sukces wydawniczy korespondencji obojga pisarzy – być może najpiękniejszych listów miłosnych w naszej literaturze – zadecydował o kolejnej próbie przypomnienia pisarstwa Filipowicza. Czas po temu wydaje się właściwy: obserwujemy u nas ostatnio renesans opowiadania jako formy literackiej, formy traktowanej dotąd raczej po macoszemu, inaczej niż choćby w literaturze amerykańskiej. Natomiast Kornel Filipowicz był właśnie mistrzem krótkich form prozatorskich. „Nowela, krótkie opowiadanie, może jeszcze mikropowieść – to rodzaje prozy, w których czuję się najlepiej” – tłumaczył w rozmowie z Bogdanem Rogatką, opublikowanej na łamach paryskiej „Kultury”. „Zwłaszcza krótkie opowiadanie... Pisząc, czuje się bliską radość spełnienia tego, co się zamierzyło. A wreszcie satysfakcję podobną trochę do tej, jaką się przeżywa po rozwiązaniu zadania matematycznego”.
Jego prozy zbudowane są rzeczywiście z iście matematyczną precyzją i oparte na niezwykle wnikliwej obserwacji, która każe pamiętać o przyrodniczym wykształceniu autora. Filipowicz nie lubił terminu „proza psychologiczna” i nie dowierzał introspekcji; tłumaczył, że stara się docierać do wnętrza człowieka za pomocą relacjonowania „związków między ludźmi a ludźmi, ludźmi a zwierzętami i rzeczami, a nawet rzeczami a rzeczami”.
Urodzony w 1913 r. w Tarnopolu, dzieciństwo i młodość spędził w Cieszynie, który stał się scenerią wielu jego opowiadań. Studiował biologię w Krakowie, tu związał się z kręgiem lewicowej inteligencji i poznał swoją przyszłą żonę, malarkę Marię Jaremę (zmarła w 1958 r.). Podczas wojny działał w konspiracji, wydał w podziemiu debiutancki tom wierszy, był więziony w obozach Gross-Rosen i Oranienburg. W 1945 r. wrócił do Krakowa, dwa lata później opublikował pierwszy tom opowiadań, „Krajobraz niewzruszony”, potem cykl autobiograficznych powieści, a następnie kilkanaście kolejnych znakomitych zbiorów krótkich próz i równie znakomitych mikropowieści. Pisał też scenariusze filmowe dla Stanisława Różewicza, a w latach stanu wojennego powrócił do poezji – surowej i „niepoetyckiej”. Pozostał socjalistą, nigdy jednak nie wstąpił do PZPR, a pod koniec życia zaangażował się w działalność opozycyjną. Zmarł w 1990 r., u progu odzyskanej wolności.
Autobiograficzne wątki przewijają się przez całe jego dzieło. W cytowanej już rozmowie tłumaczył: „W istocie dążyłem zawsze do pewnej całości, czyli do jednej, wielkiej opowieści. Opowieść ta ma jakby kształt kopuły okrywającej całe moje życie świadome, od dzieciństwa po czas ostatni, i podobna jest trochę do mozaiki”. Wydany teraz tom „Moja kochana dumna prowincja” zawiera 17 utworów, a więc tylko niewielki fragment owej mozaiki. Daje pojęcie o mistrzostwie narracyjnym Filipowicza oraz o przenikającym jego pisarstwo duchu wrażliwości moralnej i empatii, w mniejszym stopniu – o różnorodności tematycznej i formalnej tego pisarstwa. Marzą mi się „Dzieła zebrane”, bo w przypadku autora tej rangi powinna to być sprawa oczywista! A na razie przynajmniej – wznowienie w jednym tomie pięciu mikropowieści. ©℗
Kornel Filipowicz, „Moja kochana dumna prowincja”, posłowie Justyna Sobolewska, Znak, Kraków 2017
Kornel Filipowicz będzie patronował 3. edycji Festiwalu Języka Polskiego w Szczebrzeszynie.