Ogród przeciw kryzysowi

Brytyjczycy to naród ogrodników. Jest w tym zamiłowanie i misja, przyjemność i polityka. Chelsea Flower Show – najsłynniejsza na świecie wystawa ogrodów – to Wielka Brytania w miniaturze.

11.06.2012

Czyta się kilka minut

Ogród inspirowany wybrzeżem Anglii, gdzie na plaży można znaleźć skamieliny prehistorycznych organizmów. Londyn, Chelsea Flower Show 2012 / fot. Wicek Sosna
Ogród inspirowany wybrzeżem Anglii, gdzie na plaży można znaleźć skamieliny prehistorycznych organizmów. Londyn, Chelsea Flower Show 2012 / fot. Wicek Sosna

Bóg Wszechmogący naprzód założył ogród i jest on w rzeczy samej najczystszą z ludzkich radości” – pisał w 1625 r. angielski filozof Francis Bacon. Minęło prawie 400 lat, a opinia Brytyjczyków o ogrodach się nie zmieniła – i może dlatego zajmują one aż 2 procent powierzchni ich kraju. Małe i duże, publiczne i prywatne: ogrody to narodowa obsesja, która co roku pochłania 5 miliardów funtów. To także książki, czasopisma i programy telewizyjne, których prowadzący szybko stają się celebrytami.

Początek lata to początek sezonu niezliczonych wystaw i pokazów. Wśród tej masy jedno wydarzenie jest tym wzbudzającym powszechną ekscytację. To Chelsea Flower Show – najważniejsze ogrodnicze wydarzenie na świecie. Trwająca tydzień wystawa relacjonowana jest codziennie przez telewizję BBC, a bilety wstępu znikają w mgnieniu oka – liczbę odwiedzających szacuje się na 160 tysięcy.

NARÓD (W OGRODNICTWIE) ZJEDNOCZONY

Kiedyś była ekskluzywną imprezą dla arystokracji. Dziś Chelsea Flower Show to święto powszechne, niemal narodowe. Owszem, jest szampan i sławni tego świata. Ale są też gospodynie domowe, które z przejęciem dopytują znanych projektantów, jak nazywa się ta roślinka przy żywopłocie z lewej strony. W ostatnim dniu wystawy wszystkie kwiaty zostają wykupione na pniu podczas wyprzedaży. Zwykli brytyjscy ogrodnicy-hobbyści zabiorą je potem do domów, pieczołowicie zapakowane.

Kiedy więc w tym roku komentator „Guardiana” John Vidal pozwolił sobie na krytykę Chelsea Show, nie spotkał się ze zrozumieniem czytelników tego dziennika, uważanego skądinąd za lewicowy. „Najwyraźniej nie dostał wejściówki”; „Chce podzielić Brytyjczyków rzeczą, która zawsze ich jednoczyła, czyli miłością do ogrodów” – oburzali się internauci.

Czym Vidal ich oburzył? Pisał: „Co roku tracimy sto tysięcy gatunków, co dzień miliony głodują, bo nie możemy wyhodować dość żywności, nasze parki i publiczne ogrody padają ofiarą oszczędności, drzewa niszczą nowe nieznane choroby, a tymczasem nadal odbywa się coś, co jest uważane za największy, organizowany z największym przepychem na świecie pokaz”.

Chelsea Show to rzeczywiście haute couture ogrodnictwa, ogrody warte setki tysięcy funtów, ekstrawaganckie gadżety i kapelusze (jeśli ktoś zapomniał, przy wejściu jest stoisko: eleganckie panamy już za 60 funtów). Ale jednocześnie to miejsce, gdzie amatorzy mogą przyjrzeć się pomysłom mistrzów, a potem położyć się na trawie, wypić piwo i pomyśleć, że odwiedzili tę samą wystawę, co królowa – Elżbieta II jest patronką Chelsea Flower Show, bywa tu co roku. Bo Chelsea to więcej niż blichtr i pasja: pokazuje, czym dla Brytyjczyków są ogrody. A to nie tylko piękno, to również ulepszanie świata – i społeczna odpowiedzialność.

OGRÓD DOSKONAŁY

Rzecz jasna, na Chelsea Flower Show wszyscy chcą zobaczyć ogrody wielkich projektantów. One wzbudzają największe emocje i wyznaczają trendy. Są oceniane przez sędziów i nagradzane medalami. Nie ma tu jednak miejsca na próżność: każdy ogród budowany jest w szczytnym celu – zwykle ma zwrócić uwagę na organizację charytatywną, która inwestuje w jego powstanie z nadzieją na medialną uwagę i dotacje.

Dlatego Tom Hoblyn, zdruzgotany decyzją sędziów (jego ogród zdobył tylko srebro), szybko wziął się w garść: „Zrobiłem to przecież dla The Arthritis Research UK [organizacji charytatywnej – red.] i tyle się dowiedziałem o 10 milionach ludzi cierpiących na artretyzm w Wielkiej Brytanii. Prasa zwróciła na nich uwagę i teraz mają możliwości szukania finansowego wsparcia dalszych badań”.

Za każdym ogrodem, za każdym wielkim projektantem stoją ludzie, którzy mają nadzieję zmienić świat na lepsze. Czasem już podczas budowy ogrodu. W hodowli każdej roślinki do projektu Chrisa Beardshawa brali udział podopieczni z ośrodka dla mających trudności z nauką; to był ich ogród, od początku do końca. Kolejny zbudowano dla hospicjum dziecięcego Rainbows: relaksujący i nowoczesny, ma być miejscem, gdzie mogą odpocząć rodzice (po wystawie trafi w całości do hospicjum).

Jeszcze inny jest ogród koreańskiej projektantki Jihae Hwang. Upamiętnia 60-lecie wojny na Półwyspie Koreańskim, pokazując, jak natura leczy rany zadane przez człowieka. Jest drut kolczasty splątany pnączami; są łuski i żołnierskie nieśmiertelniki wśród kwiatów. Nierealny nastrój zawieszenia i ciszy. Taki ogród to niemal miejsce pamięci.

EKOLOGICZNIE I NA KRYZYS

Nawet krytyczny wobec imprezy dziennikarz „Guardiana” zauważył rosnące zainteresowanie związkiem między ogrodami a środowiskiem. Królewskie Towarzystwo Ogrodnicze, które organizuje wystawę, stara się go jak najbardziej eksponować. W ubiegłym roku na wystawie w Hampton Court tematem była uprawa warzyw, w tym roku w Chelsea wszystko kręciło się wokół zielonych przestrzeni w mieście. Swoje pomysły prezentowali nie projektanci, ale naukowcy. Nie chodzi bowiem o to, by mieć piękny ogród – chodzi o to, by był on piękny i pożyteczny. To, że należy sadzić rośliny przyjazne dla pszczół, jest wałkowane od lat. Teraz na topie jest idea, by zamiast trawników w miastach siać łąki.

We wschodnim Londynie, gruntownie przebudowywanym przed tegorocznymi Igrzyskami Olimpijskimi, już się to dzieje. Podobno najlepszy miód w Wielkiej Brytanii pochodzi teraz z Londynu. „Ludzie wolą łąki niż trawniki, tęsknią do wypoczynku na wsi, w miejscu, gdzie dzieci mogą usiąść wśród kwiatów na trawie – opowiada Sarah Neophyton z Capel Manor College, który prezentuje różne typy miejskich łąk. – Gdy ktoś kupuje dom, a po budowie wokół niego został tylko żwir z gliną, można to zostawić i posadzić kilka roślin. One same się rozsieją i za jakiś czas będziemy mieli łąkę. Natura nie znosi próżni, sama ją wypełnia”. Łąki są tańsze w utrzymaniu, nie trzeba ich strzyc, no i lubią je pszczoły, a nawet nietoperze. To najważniejsze.

A co poza tym? Hodowla warzyw w plastikowych butelkach po wodzie mineralnej, połączonych w system oszczędzający wodę. Warzywa w workach po ziemniakach i skrzynkach ze starych drzwi. Pełen recykling. Wykorzystać można wszystko. Rośliny wystają nawet ze starych trampek – ta część ekspozycji podobno szczególnie podobała się królowej. Trochę w tym zabawy, ale więcej nauki. Wybierając kwiaty do ogrodu, dawniej myślano, jak wyglądają; dziś – czy spodobają się pszczołom. Naukowcy z Royal College of Pathologists idą dalej: opracowali ogród dla alergików. Ciekawe, że jest on też odpowiedni dla pszczół: rosnąć powinny w nim rośliny zapylane przez owady, a nie przez wiatr, który roznosi pyłki szkodliwe dla uczulonych.

W czasie II wojny światowej Brytyjczycy mieli swoją kampanię „Dig for Victory!” (czyli „Kop dla zwycięstwa!”) i ziemniaki sadzono nawet na miejskich trawnikach. Teraz można by powiedzieć: „Dig against Crisis!” („Kop przeciw kryzysowi!”) – bo coraz więcej ludzi uprawia warzywa z powodu kryzysu (ale też z troski o środowisko). Można je hodować nawet w niewielkich skrzyneczkach, co nie wymaga wielkich nakładów, czasu ani pieniędzy. To właśnie ma być nowa rewolucja, daleka od banków i ich strategii finansowych, ale dla walki z kryzysem równie ważna. Ona już się dzieje, a nasion warzyw sprzedaje się więcej niż nasion kwiatów.

***

Chelsea Flower Show to instytucja, która przetrwała dwie wojny światowe. Teraz jest sceną wielkiej społecznej przemiany: Brytyjczycy chcą być nie tylko narodem znakomitych ogrodników, ale przede wszystkim ogrodników odpowiedzialnych. Nawet w ogrodach wielkich projektantów dba się o oszczędność wody i sadzi dzikie kwiaty, które nie wymagają specjalnego podlewania. Ma być pięknie i użytecznie, w zgodzie z naturą i mądrze. Takie czasy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2012