Odzyskana twarz

W rocznicę wybuchu II wojny światowej niemiecki Kościół katolicki zakończył wypłacanie odszkodowań swoim robotnikom przymusowym. Poprzedziła to wielka praca archiwalna: aby wypłacić pieniądze, trzeba było odnaleźć ofiary.

18.09.2005

Czyta się kilka minut

Stanisław Grębosz został wysłany z okupowanej Polski do pracy w niemieckim klasztorze; na zdjęciu z listem z tego klasztoru, potwierdzającym, że był robotnikiem przymusowym /
Stanisław Grębosz został wysłany z okupowanej Polski do pracy w niemieckim klasztorze; na zdjęciu z listem z tego klasztoru, potwierdzającym, że był robotnikiem przymusowym /

Koniec grudnia 2000 r.: o. Maurus Kraß, przeor klasztoru benedyktynów w Ettal (Bawaria), udał się w podróż do Polski, by osobiście wręczyć 65-letniej Teresie Majewskiej pięć tysięcy marek. W 1944 r. 9-letnia Teresa z rodzicami i starszym bratem została wywieziona z Polski. Znaleźli się w Ettal. Dziewczynka ponad rok musiała pracować w klasztornej kuchni.

Teresa Majewska otrzymała zadośćuczynienie jako pierwszy z żyjących jeszcze niewolników III Rzeszy. ,,Wiemy, że tak naprawdę nie możemy nic naprawić - powiedział potem o. Krauß. - Ale jeden z byłych robotników przymusowych odzyskał dla nas swoją twarz".

Kilka miesięcy wcześniej, w sierpniu 2000 r., niemieccy biskupi podjęli decyzję, którą skrytykowało wielu polityków (zwłaszcza z rządzącej koalicji SPD-Zieloni) i część mediów. Przypomnijmy: był to czas, gdy dobiegały końca pełne napięć, ciągnące się ponad dwa lata międzynarodowe negocjacje w sprawie wypłacenia przez Niemcy zadośćuczynienia dla żyjących robotników przymusowych (spierano się nie tylko o wysokość odszkodowań, ale także o to, jakie “grupy ofiar" mają być uwzględnione). Wreszcie w lipcu 2000 r. podpisano w Berlinie porozumienie o utworzeniu państwowej fundacji “Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość", która miała wypłacać pieniądze ofiarom III Rzeszy.

Wkrótce w niemieckich mediach pojawiły się informacje, że robotnicy przymusowi pracowali też w instytucjach kościelnych - katolickich i ewangelickich. Historycy wiedzieli o tym wprawdzie od dawna, a poza tym Kościoły prowadziły już badania swoich archiwów, ale siła telewizyjnych reportaży była tak wielka, że zmusiła obie wspólnoty do działania. Ewangelicy postanowili wpłacić 10 mln marek do budżetu fundacji “Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość". Biskupi katoliccy zdecydowali inaczej: utworzyli swój fundusz, który miał rozdzielać pieniądze konkretnym ofiarom. Częścią środków (5 mln marek) zarządzać miała Caritas, a kolejne 5 milionów Kościół przekazał na nowo powstałą inicjatywę. Nazwana “Funduszem Pojednania" i zarządzana przez Fundację Renovabis, miała wspierać rozmaite projekty służące zachowaniu pamięci.

Wtedy, latem 2000, wielu niemieckich polityków krytykowało biskupów katolickich, że poszli własną drogą. Jednak ci pozostali przy swoim, przypominając m.in., że to wspólnoty chrześcijańskie - z Republiki Federalnej i z komunistycznej NRD - były tymi, które po wojnie jako pierwsze wyciągnęły rękę do pojednania. Pojawiły się też argumenty praktyczne: że większość tych, którzy trafili do instytucji katolickich, pracowała na roli, a ludzie ci mieli być pierwotnie wykluczeni z państwowego zadośćuczynienia (dopiero po protestach, m.in. Polski, ustawa o funduszu została tak skonstruowana, że pracujący przymusowo w rolnictwie mogli otrzymać zadośćuczynienie, choć fakultatywnie: kwestię pozostawiano w gestii fundacji z krajów Europy Środkowej i Wschodniej, pod warunkiem, że zadośćuczynienie dla pracujących w rolnictwie nie naruszy kwot przeznaczonych dla byłych więźniów obozów koncentracyjnych i niewolników przemysłu).

Pierwszą, która otrzymała odszkodowanie - zanim jeszcze ze swymi wypłatami ruszyła państwowa fundacja - była właśnie Teresa Majewska. Należała do grupy liczącej - jak ustalili kościelni archiwiści - co najmniej 5 tys. osób pochodzących głównie z Polski i Ukrainy, które pracowały przymusowo w instytucjach należących do Kościoła katolickiego: na roli (połowa z kościelnych Zwangsarbeiter), w kościelnych domach opieki, szpitalach czy parafiach.

Aby ustalić ich nazwiska i miejsca pobytu, Kościół wykonał “największą pracę historyczno-badawczą" w swych dziejach - tak mówił kard. Karl Lehmann, przewodniczący Episkopatu, gdy kilka dni temu razem z prezesem Caritasu ks. Peterem Neherem przedstawiał bilans minionych pięciu lat. Kwerendy prowadzono nie tylko w kuriach biskupich, ale np. w parafiach. Do poszukiwań wykorzystano też kontakty z Kościołem w Polsce; w Moskwie najlepszym partnerem okazało się pozarządowe stowarzyszenie “Memoriał".

Podczas badań archiwiści znaleźli lub otrzymali (bo poszkodowani mogli sami składać wnioski o zadośćuczynienie) ok. 7 tys. sygnałów o robotnikach przymusowych w kościelnych instytucjach. Udało się ustalić 4519 nazwisk, a w przypadku 1417 osób z tej listy - poznać ich powojenne losy. W chwili rozpoczęcia prac żyły 594 osoby, zadośćuczynienie odebrało 587. Siedem odmówiło przyjęcia pieniędzy, pozostałe otrzymały po 2556 euro (ok. 10 tys. zł) - kilka razy więcej, niż otrzymałyby, gdyby Kościół przyłączył się do fundacji państwowej.

Równocześnie “Fundusz Pojednania" wypłacił 175 dotacji na sumę 2,5 mln euro na rozmaite projekty: wystawy, publikacje czy spotkania młodzieży z byłymi więźniami kacetów i opiekę nad nimi, co od ponad 30 lat organizuje Dzieło im. Maksymiliana Kolbego z Freiburga. Właśnie Dzieło otrzyma na dalszą działalność - prowadzoną także w Polsce - niewykorzystany milion euro.

Kościelne świadczenia Lehmann nazwał “gestem przeprosin i pojednania". Przeprosin - bo choć statystycznie kościelni Zwangsarbeiter stanowili ułamek ogólnej ich liczby (pod koniec wojny w III Rzeszy przebywało ok. 8 mln robotników przymusowych) i choć byli traktowani z reguły przyzwoicie (w archiwach gestapo zachowało się wiele relacji, jak niemieccy księża i wierni pomagali robotnikom, narażając się na represje), to fakt zatrudnienia Zwangsarbeiter obciążał Kościół moralnie.

Poza tym od reguły bywały wyjątki. Jedna z kościelnych instytucji przekazała dwóch “swoich" Zwangsarbeiter do szpitala psychiatrycznego w Hadamar, gdzie praktykowano eutanazję. Siostry zakonne pracujące w jednym ze szpitali należących do Kościoła uczestniczyły w zabiegach przerywania ciąży u robotnic przymusowych.

Wyniki prac historyków mają być opublikowane w 2006 r., a część z nich dostępna jest już w internecie (www.zwangsarbeit-in-der-kirche.de). Jak mówił kard. Lehmann, “odpowiedzialne podejście do historii nie może wyczerpywać się tylko w wypłaceniu raczej symbolicznego świadczenia materialnego".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2005