Odzyskać język

Dawid Grossman: Interesuje mnie pewna sfera ludzkiego życia: przypadkowe doświadczenia, przygodne sytaucje, w których nie chcemy uczestniczyć, działania niezgodne z naszą wolą czy pragnieniami, a jednak mające na nas decydujący wpływ.

24.11.2011

Czyta się kilka minut

Karolina Szymaniak: Wiele razy podkreślał Pan, że nie zacząłby pisać, ani nawet myśleć o literaturze, gdyby nie Szolem Alejchem, wielki klasyk literatury jidysz.

Dawid Grossman: Dzieła Szolema Alejchema polecił mi ojciec, który był bibliotekarzem. Pewnego dnia zawołał mnie do siebie i z błyskiem w oku wręczył mi kilka tomów mówiąc, że muszę koniecznie poznać te historie. A były to opowieści o małych żydowskich miasteczkach gdzieś we wschodniej Europie, opowieści o nieustannych sporach między przedstawicielami różnych nacji, o poniżeniu i walce o godność, o prześladowaniach i rzadkich przypadkach łaski. Nigdy wcześniej nie myślałem o tamtym świecie, o przeszłości, którą nosili w swych wspomnieniach moi dziadkowie, wujowie, sąsiedzi. Któregoś dnia próbowałem o tym wszystkim, co wyczytałem z Szolema Alejchema, opowiedzieć koledze. Patrzył na mnie bez zrozumienia, jego oczy wyrażały całkowite zaskoczenie i zagubienie. Zrozumiałem wówczas, że te historie muszą pozostać ze mną, że nie mogę się nimi z nikim podzielić, że mój los i los tych opowieści zrównały się ze sobą, zawiązując jakieś tajemne przymierze, którego znaczenie do dziś próbuję zrozumieć i opisać. Trzeba pamiętać, że był to początek lat 60., czyli czas, w którym nasz naród - by tak rzec - powstawał z popiołów. Wszyscy żyli przyszłością, patrzyli przed siebie, budowali kraj, który miał rozkwitać, a nie usychać w cieniu przeszłości. Wszyscy byli bardzo zdeterminowani, chcieli pokazać światu siłę i hart ducha, dowieść - również samym sobie - że potrafią żyć i działać, mimo piętna śmierci. I nagle w samym sercu tego narodu pojawia się dziecko, mały chłopiec, który nosi w sobie opowieści o przeszłości. Opiekuje się nimi, na nowo je opowiada.

Po upadku komunizmu książki Szolema Alejchema zostały w Polsce wydane w wysokich nakładach, doskonale się sprzedawały, czytelnicy chcieli się dowiedzieć czegoś o świecie, którego niepokojącą bliskość wciąż wyczuwali, ale do którego nie mieli bezpośredniego dostępu. To była rzeczywistość równoległa, obok której toczyło się nasze życie. Przypomina to Pańskie opowieści o Zagładzie jako innym świecie - odległym nie w czasie, lecz w przestrzeni.

Zagłada zawsze była obecna we wszystkich sferach naszego życia. Przenikała i nadal przenika wszystko, czym jesteśmy. Z czterech tysięcy lat naszej historii właśnie to wydarzenie najbardziej nas determinuje. Ma to decydujący wpływ na nasz sposób myślenia o przyszłości. Wspominałem o tym, że w latach 60. wszyscy starali się myśleć o tym, co będzie, próbowali projektować i budować nowy świat. W ten sposób walczyli z traumą Holokaustu, której jednym z efektów jest przekonanie, że przyszłości nie będzie. Usłyszałem wczoraj, że w Polsce opracowuje się programy rozwoju na rok 2030. Żaden mieszkaniec Izraela nie będzie wybiegał myślami tak daleko w przyszłość, nie będzie snuł planów na kiladziesiąt lat do przodu. Myślenie prospektywne wiąże się u nas z przekroczeniem jakiegoś tabu. Kiedy zastanawiam się, co będzie się działo w 2030 roku, czuję ukłucie w sercu, jakbym się zbliżał do granicy, której nie wolno przekraczać. Zagłada wciąż z nami jest i doświadczamy jej na sposób przestrzenny, a nie - jak inne nacje - na sposób czasowy. Oczekiwanie, że kilka pokoleń po Holokauście my, Żydzi, zaczniemy wreszcie żyć normalnie, jest niedorzeczne. Potrzeba dużo więcej czasu, by uporać się z tym doświadczeniem. Kiedy mój najstarszy syn, Jonatan, miał 3 lata, wziął udział w uroczystościach upamiętniających Szoah, które odbywały się w jego przedszkolu. Zapytał mnie potem, co to znaczy, że sześć milionów Żydów zostało zabitych. Czy to prawda, tato, że ktoś im to zrobił? Czy to się rzeczywiście wydarzyło? Te pytania wprawiły mnie w ogromne zakłopotanie. Zazwyczaj robimy wszystko, by ochronić nasze dzieci przed informacjami o takich doświadczeniach. W normalnych warunkach oszczędzamy im informacji na temat przykrych aspektów codziennego życia. My musieliśmy się nauczyć, jak mówić naszym córkom i synom o doświadczeniu śmierci. Buntowałem się przeciw temu, ponieważ wiedziałem, że wiedza na temat Holokaustu zniszczy niewinność mojego syna. Wiedziałem, że już nigdy nie będzie taki jak wcześniej. Zagłada przyklei się do niego i będzie ją już zawsze nosił w sercu. Momik, bohater mojej powieści "Patrz pod: Miłość", dorasta w izolacji, nie docierają doń żadne informacje na temat Szoah. Ale późniejsza konfrontacja z tym wydarzeniem wiedzie go na skraj rozpaczy i szaleństwa. Moja historia opowiada o jednym dziecku. Wyobraźmy sobie, co się dzieje, gdy świadomość Zagłady przenika do duszy całego narodu...

Bohaterowie Pana powieści szukają bezpiecznego miejsca. Chcą się schronić przed złem, o którym mówią opowieści z przeszłości. Mam wrażenie, że właśnie stworzenie takiej bezpiecznej przestrzeni jest głównym celem Pańskiego pisarstwa. Z drugiej jednak strony przestrzeń literatury jest dla Pana sferą, w której dokonuje się transgresji.

Moje zadanie polega na zrozumieniu świata innych. Mogę to zrobić tylko poprzez nadanie mu formy. Tym właśnie są moje powieści - nadawaniem formy światom, w których żyją inni. Praca pisarska polega na głębokiej analizie sytuacji, w których uczestniczą ludzie, zdarzeń, które stają się ich doświadczeniem. Zazwyczaj niewiele wiemy o tych sytuacjach. Pisarz może jednak poddać zdarzenia analizie, zbliżyć się do nich i opisać to, czego na pierwszy rzut oka nie widać. W ten sposób osiągamy tymczasowy spokój, wydaje nam się bowiem, że przeniknęliśmy czyjąś tajemnicę, zrozumieliśmy istotę jakiejś relacji. Ale to nie wszystko. Zazwyczaj nasze życie jest determinowane przez rzeczy, ludzi i wydarzenia, bez których możemy się obejść. Istnieje rodzaj przypadkowej determinanty, której wpływ dostrzegamy dopiero później, kiedy owe sytuacje, rzeczy i osoby już nie istnieją. Interesuje mnie właśnie ta sfera ludzkiego życia: przypadkowe doświadczenia, przygodne sytuacje, w których nie chcemy uczestniczyć, działania niezgodne z naszą wolą czy pragnieniami, zdarzenia nadmiarowe, przekraczające horyzont naszych oczekiwań, a jednak mające na nas decydujący wpływ.

Jest pewien wątek, który często powraca w Pana powieściach. Chodzi o oczyszczenie języka, uczynienie go na powrót niewinnym poprzez odcięcie tego, co służy do wyrażania zła, wojny i śmierci. Taką próbę podejmuje choćby bohater powieści "Bądź mi nożem". Temat ten pojawia się także w powieści "Księga gramatyki wewnętrznej".

W "Księdze gramatyki wewnętrznej" sportretowałem małego chłopca, który przestaje rosnąć, zatrzymuje się w rozwoju biologicznym, skazany na coś, co moglibyśmy nazwać "biurokracją ciała". W mniejszym lub większym stopniu wszyscy jej podlegamy. Mój bohater koncentruje całą energię na rozwijaniu zdolności umysłowych. Chce w ten sposób nadrobić stracone szanse. Częścią jego projektu jest próba stworzenia nowego - lepszego - języka. Powołuje do istnienia sanatorium dla słów, w którym język ma dojść do siebie, oczyścić się, uleczyć, nabrać siły. Tworzy rytuały, w których poddaje słowa praktykom katarktycznym. Przez wiele lat pracowałem w izraelskich rozgłośniach radiowych, obserwując, co dzieje się z językiem, gdy wpuszczamy go do medialnej maszynki. Zamienia się w archiwum klisz, konwencji, które nie służą już wyrażaniu czegokolwiek, lecz jedynie podtrzymywaniu obojętnego, przymusowego kontaktu. Oczyszczenie, o którym piszę w swych powieściach, ma na celu zatrzymanie tego procesu, odzyskanie języka jako narzędzia rozmowy.

Ważną rolę w Pana twórczości odgrywa publicystyka. Jak na swój własny użytek definiuje Pan relację między tekstami publicystycznymi a powieściami?

Nie ma różnicy między nimi. Zawsze piszę z indywidualnej perspektywy. Jest to perspektywa Izraelczyka, który uwzględnia punkt widzenia innych nacji uwikłanych w konflikt: Palestyńczyków i Syryjczyków. Jako podmioty społeczne jesteśmy dziś przechwytywani przez politykę, która nas zatruwa. Można się przed tym "przechwyceniem" obronić za pomocą języka, ale to wymaga od nas czujności i zaangażowania. Właśnie tak staram się pisać - w powieściach, w wierszach i w artykułach publicystycznych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2011