Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bo to nie jest tylko sprawa naszego sąsiada - to wielki znak zapytania nad przyszłością Europy, niepokój i troska, które będziemy niebawem podzielać, choć to nam jeszcze nie zdaje się spędzać snu z powiek. Więc i nie mówimy o tym publicznie, chyba że na jakichś marginesach.
Z kolei jednym z najbardziej zachęcających do rozmowy haseł był tytuł niedawnej konferencji w Pradze, na której m.in. tak rzadko teraz słyszany Wacław Havel potrafił także wystosować do Chin apel o uwolnienie pokojowego laureata Nobla. "Świat, w którym chcemy żyć". Z zazdrością pomyślałam, jak dobrze byłoby przez parę dni posłuchać mądrych ludzi dzielących się myślami na ten temat, zamiast odbierać nieustanne relacje i cytaty z polskiego piekła politycznego. Ale i o tej konferencji usłyszałam tylko jakąś migawkową wzmiankę...
Jeszcze niedawno słyszałam dziennikarzy zapewniających, że ponieważ najwyższą wartością pozostaje wolność słowa, nawet najdrastyczniejsze wystąpienia polityczne winny być przyjmowane jako uprawnione, a jedyny osąd wydadzą wyborcy przy urnach. Optymistyczni dyskutanci wyraźnie ignorowali fakt, że najbrutalniejsze nawet ataki zawsze znajdą swoich zwolenników, którzy właśnie za to gotowi będą nagradzać głosami poparcia. To się zmieniło raptownie po tragicznym wtorku w Łodzi i teraz słychać już nawet postulaty, by policja zajęła się rozpasaniem wolnościowym internetu i jego anonimowymi autorami. A nowa wojna o to, które słowa i zwroty należą do "języka nienawiści", a które pozostają w pełni usprawiedliwioną krytyką, każe wątpić, czy cokolwiek zdoła się odmienić na lepsze.
Niewiele trzeba wysiłku, aby dostarczyć dowodu, iż nie w słowniku wyrazów zakazanych leży problem "języka nienawiści". Można nie użyć ani jednej obelgi lub wulgaryzmu, a ugodzić przeciwnika jak wroga. Oglądałam niedawno relację z wystąpienia premiera w Sejmie: na żądanie parlamentu informował o stanie wiedzy dotyczącej mordu w Łodzi. Kamera pokazała najpierw posłów opuszczających salę ("bo musimy przecież pracować w komisjach"), potem lidera opozycji ostentacyjnie zjawiającego się z opóźnieniem, a potem, i to kilkakrotnie, dwóch posłów z sąsiednich rzędów pogrążonych w rozmowie, której ani na chwilę nie przerywali.
Wymowa tej relacji była nie mniej czytelna, niż gdyby zastąpiły ją słowne manifestacje lekceważenia dla mówcy. Cóż tu pomoże deklaracja o jakimś "końcu mowy nienawiści"?
Dlatego myślę, że może lepsze byłoby coś odwrotnego niż cenzura. Cenzura ? rebours. Relacje medialne o sprawach ważnych, ciekawych i wartych oglądania i słuchania, których tak bardzo nam brak w setkach programów. Relacje nieobecne lub prawie nieobecne, tak jak to było z konkursem chopinowskim albo z wydarzeniami, o których pisałam na początku.