Odmawiam

Z Leszkiem Balcerowiczem rozmawiają ks. Adam Boniecki i Michał Kuźmiński.

22.09.2006

Czyta się kilka minut

Rys. M.Owczarek /
Rys. M.Owczarek /

TYGODNIK POWSZECHNY: - Być może nasze pytania będą dotyczyły spraw, o których już Pan Profesor nieraz mówił...

LESZEK BALCEROWICZ: - O pewnych sprawach zawsze trzeba mówić.

- Najpierw więc pytanie natury ogólnej: skąd Pana zdaniem tak zacięta negacja przeszłości, podstaw ekonomicznych ostatniego szesnastolecia, skąd to badanie ustroju bankowego sięgające aż roku 1989, skąd ta niemożność porozumienia?

- Nie jestem w stanie wniknąć w motywacje niektórych przedstawicieli PiS, mogę się jedynie ich domyślać na podstawie tego, co mówią i robią. Na tej podstawie widzę dwa wyjaśnienia: po pierwsze, bardzo niebezpieczna wizja państwa, opatrzona sloganem "silne państwo". Jego tworzenie miałoby polegać na zamazywaniu podstaw praworządności, a mianowicie podziału władz. Przejawia się to w działaniach wobec NBP, ale nie tylko. Mieliśmy przecież do czynienia z brutalnymi - werbalnymi do tej pory - atakami na Trybunał Konstytucyjny, z pewnego rodzaju przejęciem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, z ograniczeniem służby cywilnej, która jest podstawą bezstronności i fachowości aparatu państwowego. Ostatnio podważono niezależność Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta, dla którego podstawą niezależności jest kadencyjność kierującej nią osoby, a więc niemożność usunięcia jej z dnia na dzień. Urząd ten ma kontrolować działania rządu w zakresie tzw. pomocy publicznej, a więc subsydiowania przedsiębiorstw. Dalej: zlikwidowano niezależny nadzór bankowy, jedno z naszych największych osiągnięć po 1989 r. Zastępuje się go nową instytucją, na której czele stać będą osoby nominowane przez każdy kolejny układ rządzący, a więc usuwalne.

Odnoszę wrażenie, że część polityków nie pojmuje, iż w Polsce mamy demokratyczne państwo prawa. Im się wydaje, że skoro wygrali wybory, mogą wszystko, i że demokratyczna, a więc pochodząca z wyboru władza nie jest ograniczana przez Konstytucję. Tymczasem demokracja może wyradzać się w tyranię większości, w tym - doraźnych.

Natomiast destrukcyjna propaganda wobec naszej historii ostatnich 17 lat często wynika, jak mogę przypuszczać, z braku elementarnej wiedzy. Jest mnóstwo badań naukowych pokazujących, że Polska na tle innych krajów dawnego bloku socjalistycznego osiągnęła bardzo dużo w zakresie rozwoju gospodarki, poprawy zdrowia, edukacji, choć - gdyby nie zablokowano niektórych reform - osiągnęłaby więcej. Może to być więc efekt nieznajomości bądź ignorowania poważnych badań. Ale także haniebna i niemoralna taktyka polityczna, która próbuje na zafałszowaniu historii własnego kraju budować podstawy sukcesu politycznego. Taka propaganda jest niemoralna również dlatego, że odwołuje się do najgorszych uczuć: nienawiści, zawiści, tworzenia obrazu wroga i mobilizowania przeciw niemu ludzi. Wróg ten nazywa się teraz "układ", który próbuje się niekiedy personifikować. Ja na przykład zostałem mianowany przywódcą układu finansowego.

Innym motywem, co do którego mogę tylko spekulować, może być zwykła żądza władzy. W szeregach PiS trafili do polityki ludzie zdemoralizowani. Absolutnie nie rozciągam tego na całe ugrupowanie, ale obserwuję w nim ludzi, szczególnie młodych, którzy uważają, że w polityce nie obowiązują żadne reguły przyzwoitości, a do repertuaru dopuszczalnych ruchów politycznych należy przekazywanie za pośrednictwem mediów fałszywych oskarżeń.

- Postanowił Pan nie stawić się na wezwanie komisji. Prof. Piotr Winczorek wskazuje, że obowiązuje domniemanie legalności uchwały Sejmu, dopóki nie podważy jej Trybunał Konstytucyjny, a więc wezwanie Pana przed komisję jest zgodne z prawem (ten sam autor zauważa wprawdzie, że przyzwoitość wymagałaby od komisji poczekania z tym wezwaniem do wydania wyroku przez TK). Pan tłumaczy, że chodzi o niezawisłość banku centralnego. Tymczasem komisja jest legalna, a Pan odmawia.

- Przede wszystkim chcę odnieść się do fałszywych interpretacji mojej decyzji. Nie chodzi, po pierwsze, o żadne moje urażone ambicje. Nie chodzi też o próbę windowania formalnej pozycji NBP - bo mi się zarzuca, że chcę postawić bank na równi z prezydentem. Chodzi o rzecz o wiele ważniejszą: by nie spowodować stałej szkody co do możliwości wykonywania przez NBP jego konstytucyjnego zadania.

- To znaczy?

- Art. 227 Konstytucji mówi m.in.: "Narodowy Bank Polski odpowiada za wartość polskiego pieniądza". Co to znaczy? Otóż to, że może skutecznie przeciwstawiać się politycznym naciskom na prezesa NBP. Nie mówię o sobie, moja kadencja wygasa za parę miesięcy. Mówię o przyszłości instytucji i jej przyszłych prezesach. Do czego bowiem zmierza ta komisja, powołana zresztą wbrew negatywnym opiniom konstytucjonalistów? Do tego, że jeśli obecny prezes, czyli ja, weźmie udział w takim przesłuchaniu, to wytworzy trwały precedens: z dowolnego powodu, np. rzekomego braku czystości w NBP, będzie można powołać komisję śledczą - a wiemy, jak ona w praktyce działa - która będzie próbowała podważyć wiarygodność instytucji poprzez podważenie wiarygodności jej prezesa. Ta wiarygodność zaś potrzebna jest jak powietrze do wykonywania wspomnianego obowiązku konstytucyjnego.

Gdyby nie ciążyła na mnie ta odpowiedzialność, to, przy całej swojej opinii na temat zachowania niektórych zasiadających w komisji posłów, stanąłbym przed nią. Stawałem przed komisją ds. PZU, chociaż uważałem, że część jej członków zachowuje się bardzo nierzetelnie. Ale wtedy nie musiałem bronić NBP i nie było groźby, że wytworzę ów fatalny precedens, który mógłby podważyć zdolność Narodowego Banku Polskiego do obrony wielkiej zdobyczy Polaków, jaką jest stabilność pieniądza. Każdy Polak zrozumiałby, jak wielka to zdobycz, gdyby - co nie daj Boże - strażnik tej stabilności, jakim jest NBP, został osłabiony.

Zrobiłem to z najgłębszym przekonaniem: nie przyłożę ręki do psucia czegoś tak ważnego dla Polski. Oczywiście, jeżeli TK uzna, że nie ma podstaw do zakwestionowania uchwały powołującej komisję, nie będę miał innego wyjścia. Ale w dalszym ciągu będę sądził, że tworzy się bardzo zły precedens.

- W ten sposób ceduje Pan odpowiedzialność za ów precedens na Trybunał.

- Co mam innego zrobić? W państwie praworządnym ostateczną instancją orzekającą o legalności jest Trybunał Konstytucyjny. Jakiekolwiek orzeczenie Trybunału nie zmieni mojego zdania o tym, co się stało. Ale nie miałbym już wtedy innego wyjścia.

- Śledził Pan zapewne przesłuchanie Pana żony przez komisję...

- Bardzo dużo ją to kosztowało. Zresztą naprawdę nie było podstaw do tego, żeby w ogóle ją wzywać. Po drugie, wiele wypowiedzi członków komisji nawet nie zasługuje na komentarz, a pokazuje, że część posłów systematycznie łamie prawo o komisji śledczej. Bo prawo to mówi wyraźnie, że należy pytać o sprawy związane z tematem tej komisji. A pytano o Ałganowa...

Co gorsza, część pytań zmierzała do wytworzenia klimatu afery wokół rzeczy zupełnie normalnych. Np. tego, że trzyma się pieniądze w banku.

- Czy nie wolałby Pan jednak nie mieć nic wspólnego z fundacją CASE?

- Nie mogę tu nic dodać do tego, co zostało publicznie powiedziane. Sprawa jest kryształowo czysta, poza tym nie zmienia się przeszłości. Czy miałem się rozwieść ze swoją żoną?

- Chcemy zapytać raczej o to, czy nie podziela Pan zdania prezydenta Lecha Kaczyńskiego, że lepiej, gdy żony osób publicznych nie prowadzą podobnej działalności.

- Moja żona ze względu na moją funkcję i tak bardzo ograniczyła swoje ambicje. Sprawowanie przeze mnie funkcji publicznych nie jest dla niej żadnym źródłem przywilejów. Jest osobą bardzo zdolną, mogłaby się realizować pełniej, gdyby nie była tak obciążona domem i rodziną (którym ja nie mogę - niestety - poświęcić wiele czasu). Ale i tak udało się jej współtworzyć jeden z bardziej liczących się w Europie niezależnych instytutów badawczych w zakresie spraw społeczno-ekonomicznych. Czy żony osób publicznych trzeba zamykać w kuchni?

- Oprócz ryzyka, że - jak Pan mówił w oświadczeniu - będzie miała miejsce "dalsza brudna propaganda", jest też kwestia kary za niestawienie się przed komisją: grzywny, doprowadzenia siłą lub aresztu, co na wniosek komisji ma orzec sąd.

- To humbug. Oburza mnie zaś nie tylko brudna propaganda, która dotyczy mojej osoby. Oburza mnie w ogóle to, że podobne metody można stosować w wolnej Polsce. Oburzało mnie, gdy dokonywano linczu na wizerunku Emila Wąsacza. Byłem jedną z nielicznych osób, które broniły go przed obydwiema komisjami [odpowiedzialności konstytucyjnej i ds. PZU - red.]. To, co się tam działo, było właśnie przykładem triumfu brudnej propagandy. Spotkało to człowieka, który miał cywilną odwagę niezbędną do reformowania - a mówiąc konkretnie: do odpolitycznienia przedsiębiorstw, w tym banków, dzięki prywatyzacji. Kogo z niego zrobiono? I to z przyzwoleniem lub nawet z udziałem części mediów, nie mówiąc o wielu politykach.

- Nie obawia się Pan, że drastyczność reakcji na Pańską decyzję będzie eskalować? Co się będzie działo, gdy pojawi się propozycja doprowadzenia prezesa banku centralnego siłą?

- Dajmy temu spokój. Wniosek natomiast jest taki, że jeśli brudna propaganda nie trafia na skuteczny i zorganizowany odpór, to triumfuje. A wtedy ludzie jeszcze bardziej odwracają się od demokratycznego państwa i krzewią się postawy przyzwolenia na wszystko. Na to, moim zdaniem, nie można patrzeć bezczynnie

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2006