Człowiek drogi. Król autostrady A4 odchodzi na emeryturę

Po 22 latach w fotelu prezesa firmy zarządzającej pierwszą w Polsce płatną autostradą Emil Wąsacz wybiera się teraz do Santiago de Compostela. Pieszo. W spadku zostawia kolejną podwyżkę za przejazd.

01.04.2023

Czyta się kilka minut

Autostrada Stalexport A4 przy punkcie poboru opłat w Brzęczkowicach, luty 2023 r.  / ARTUR BARBAROWSKI / EAST NEWS
Autostrada Stalexport A4 przy punkcie poboru opłat w Brzęczkowicach, luty 2023 r. / ARTUR BARBAROWSKI / EAST NEWS

Należy do tych świeżo upieczonych ­emerytów, którzy miast rozkoszować się wolnym czasem, nadal usiłują okiełznać swój kalendarz. Propozycję spotkania przyjmuje ochoczo, ale od razu zastrzega, że o czas nie będzie łatwo, bo w terminarzu ma też inne, w sprawie oratorium o tragedii Ukraińców. A z tym utworem – ciągnie niepytany – to w ogóle wyszło niezręcznie. Zależało mu, żeby autorem był Ukrainiec, przez znajomych dotarł nawet do cenionego kompozytora. – I proszę sobie wyobrazić – krzywi się Wąsacz – że on mi kazał cały pomysł opisać w mailu! Od razu przystąpiłem do poszukiwania innego wykonawcy. Ja te moje oratoria traktuję bardzo poważnie.

Ufundował już dwa. Pierwsze było poświęcone dzieciom Sybiru. Drugie traktowało o uchodźcach. Trzecie ma być pokłonem dla Ukrainy. – To mój głos w sprawach ważnych dla kraju i całej ludzkości. Z wykształcenia jestem inżynierem, zrządzeniem losu zostałem politykiem i menedżerem, ale w głębi duszy czuję się historykiem i dziennikarzem.

Nie ma darmowych przejazdów

Ostatnia publikacja Wąsacza odbiła się wyjątkowo szerokim echem.

„Tym listem pragnę się pożegnać z naszymi akcjonariuszami i użytkownikami autostrady. Po 22 latach pracy w Stal­export Autostrady S.A. postanowiłem przejść na emeryturę” – zakomunikował 28 listopada 2022 r., ogłaszając jednocześnie, że pracę zakończy dokładnie trzy miesiące później. Obecnie ze Stalexportem łączą go tylko wspomnienia, ale nie chce i wręcz nie może komentować strategii niegdysiejszego pracodawcy, który właśnie podniósł cenę przejazdu małopolskim odcinkiem A4. Przyznaje jedynie, że to jego podpis widniał pod decyzją, wskutek której pokonanie samochodem osobowym 60 kilometrów autostrady między Krakowem a Katowicami kosztować będzie od kwietnia aż 30 zł.

– Media już ogłosiły małopolski odcinek A4 najdroższą autostradą w Europie, ale mam wątpliwości, czy to prawda – mruży oczy Wąsacz. – Niektórzy wiążą też moją rezygnację z nieprzedłużeniem Stalexportowi koncesji na eksploatację A4, a to już absurdalna nadinterpretacja. Mam 78 lat, nie ma sensu szukać tu podwójnego dna, ale prawdę mówiąc, już do tego przywykłem. Moja praca w ­Stalexporcie obrosła mitami, na czele z tym, że to ja rzekomo przyznałem mu 30-letnią koncesję na budowę i eksploatację tego odcinka.

Kiedy mowa o dokumentach, umowach i paragrafach, pełna dykteryjek i dygresji narracja Emila Wąsacza staje się nagle chłodna i precyzyjna.

– Koncesję dla Stalexportu podpisano w marcu 1997 r. – strzela z pamięci datami. – Ja w tym czasie byłem prezesem Huty Szczecin, a wybory, które dały zwycięstwo AWS, odbyły się dopiero we wrześniu. Zgadza się tylko to, że w 2000 r. to mój rząd pozwolił Stalexportowi skorzystać z przyznanego mu trzy lata wcześniej prawa do poboru opłat na trasie, którą spółka w międzyczasie zmodernizowała do standardu płatnej autostrady.

Kilka miesięcy temu resort infrastruktury zapowiedział, że od września 2027 r. zarząd nad małopolskim odcinkiem A4 przejmie Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Opłaty za przejazd zostaną zniesione. Tym samym końca dobiegnie także litania pretensji tysięcy polskich kierowców, skazanych na odpłatne korzystanie z trasy w niemal permanentnym remoncie. I tych pretensji Emil Wąsacz akurat zrozumieć nie umie.

– Biskup Pieronek wypalił kiedyś publicznie, że pobieranie pieniędzy za przejazd drogą jest niemoralne – wspomina. – Dobrze się znaliśmy, chwyciłem więc za telefon i powiedziałem mu, że niemoralne to byłoby obciążanie kosztami utrzymania małopolskiej autostrady nauczycielki z Mazur, która z niej nie korzysta. Darmowa autostrada, którą obiecuje rząd, będzie utrzymywana z podatków wszystkich Polaków. Im więcej takich hojnych podarunków, tym wyższe podatki. Proste.

Z kierownika prezes

Leszek Balcerowicz. To nazwisko padnie w tej rozmowie kilkakrotnie, choć Wąsacz zaznacza, że to nie on był jego mentorem od ekonomii. – Jestem synem niepiśmiennego chłopa spod Rzeszowa. Jako jedyny z trzynastki rodzeństwa ukończyłem studia. Moim pierwszym kursem ekonomii były lektury „Tygodnika Powszechnego”. Zarządzania uczyłem się uczestnicząc jako szef Solidarności w naradach dyrekcyjnych. Zachowałem zdrowe chłopskie podejście do gospodarki i prowadzenia biznesu. Firma nie może ­wydawać więcej, niż zarabia, ani oferować czegoś, na co nie ma popytu. A gospodarka jest tak silna, jak mocne i zdrowe są tworzące ją firmy. Może i brzmi to trywialnie, ale uważam, że odrywanie ekonomii od zdroworozsądkowych podstaw rodzi patologie. Zawsze też będę powtarzać, że własnością publiczną mogą być jedynie spółki i instytucje o znaczeniu strategicznym dla funkcjonowania państwa, działające w obszarach, w których rentowność niekoniecznie jest najważniejsza. Reszta ­powinna być prywatna, bo prywatne zazwyczaj działa efektywniej od publicznego.

Po odejściu z Huty Katowice, w której dzięki poparciu Solidarności z kierownika oddziału awansował aż na prezesa, Wąsacza zassał sektor prywatny. Doradzał bankom, zarządzał jednym z narodowych funduszy inwestycyjnych. Propozycja pracy w rządzie przyszła niespodziewanie kanałami związkowymi. Powstawał rząd Jerzego Buzka i w październiku 1997 r. lider „S” Marian Krzaklewski polecił premierowi znajomego dyrektora ze sporym doświadczeniem restrukturyzacyjnym. Na stole wylądowały oferty objęcia resortu gospodarki lub skarbu. Wybrał to drugie.

Kiedy trzy lata później, w atmosferze ostrego sporu o kierunek i kształt prywatyzacji, składał rezygnację z tej funkcji, wyliczył sobie, że dzięki niemu Polska zarobiła ponad 47 mld zł. Za jego kadencji pod młotek poszły m.in. Bank Przemysłowo-Handlowy, Domy Towarowe Centrum, Pekao S.A., Bank Zachodni, Bank Handlowy, Warta, PLL LOT, TP S.A. i PZU. Balcerowicz, który nie zawsze zgadzał się z nim w kwestii doboru narzędzi, gratulował mu efektów, mówiąc nawet, że Wąsaczowe prywatyzacje są kolejnym etapem transformacji, którą on rozpoczął w 1989 r. A że dziś kolejne pokolenia w tamtych działaniach widzą tylko wyprzedaż rodowych sreber? Krytykują wycenę sprzedawanych firm według wartości ich majątku, bez uwzględnienia potencjału, jakim dla kupujących był wówczas niemal 40-milionowy polski rynek? Normalna rzecz w odwiecznej sztafecie pokoleń i idei.

– Mieliśmy wtedy gospodarkę, która nie działała, bo działać nie mogła. W zakładach w Ursusie, zaprojektowanych pod potrzeby całego bloku wschodniego, była na przykład linia produkcyjna o wydajności 70 tysięcy traktorów rocznie. Ale w 1991 r. RWPG diabli wzięli i fabryka została z samym polskim rynkiem, na którym mogła sprzedać siedem tysięcy ciągników. Przychodzili do mnie wtedy różni ludzie i mówili, żeby ratować zakład. Nawet nie miejsca pracy, zakład. Dominowało przekonanie, że przedsiębiorstwa państwowe trzeba ratować za wszelką cenę – zapala się minister.

Dlatego uczciwa ocena prywatyzacji lat 90., której twarzą po latach stał się Emil Wąsacz, winna jego zdaniem uwzględniać nie tylko ówczesne liberalne paradygmaty ekonomiczne. Tamte decyzje o prywatyzacji nie były podszyte ideologią. Nie było innego wyboru.

– Pamiętam, jak przyszedł do mnie prezes Państwowego Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń i mówi: „Panie ministrze, PZU jest bankrutem. Albo pan szybko dosypie parę miliardów, albo firma padnie i pociągnie za sobą cały rynek ubezpieczeniowy”. Ja mu na to, że nawet jeśli teraz dofinansujemy, to za pół roku, góra rok, sytuacja się powtórzy. Nie było szans na restrukturyzację PZU, bo tej firmie nie była potrzebna korekta kursu, tylko wiedza, jak działać w realiach wolnego rynku. Nie wahałem się długo, zaczęliśmy przygotowania do prywatyzacji. I dziś tę decyzję podjąłbym ponownie.

„Złodziej z Warszawy”

Pytanie o to, jak żyje mu się ze świadomością, że przejdzie do historii jako pierwszy polski polityk postawiony w III RP przed Trybunałem Stanu, przyjmuje ze stoickim spokojem. – Może pana zaskoczę, ale to dla mnie nic nie znaczy. Wiem, że stawiane mi zarzuty miały podłoże czysto polityczne i zapewne także personalne. Nie miałem sobie nic do zarzucenia i to dało mi siłę, choć łatwo nie było. Jeden z krewnych spytał kiedyś na cmentarzu w mojej rodzinnej miejscowości o grób Wąsaczów i w odpowiedzi usłyszał: „Aa, rodziny tego złodzieja z Warszawy?”.

W 2002 r. do marszałka Sejmu wpływa wniosek poselski o pociągnięcie byłego ministra skarbu do odpowiedzialności konstytucyjnej. Zarzuty dotyczą nieprawidłowości, jakich Wąsacz jako minister miał się dopuścić podczas trzech dużych prywatyzacji: PZU, TP S.A. oraz Domów Towarowych Centrum. Zdaniem wnioskodawców działania te naraziły państwo na znaczne szkody.

– Nawet nie wiem, od czego zacząć – pociera czoło Emil Wąsacz. – W przypadku TP S.A. poszło o niewłaściwy wybór doradcy prywatyzacyjnego. Mieliśmy do wyboru trzy renomowane firmy. Dwie rzuciły na stół konkretną kwotę. Trzecia chciała procent od wartości transakcji prywatyzacyjnej i po wszystkim okazało się, że jej oferta byłaby faktycznie najkorzystniejsza. Tyle że przed zakończeniem sprzedaży nie mogłem tego wiedzieć, dlatego wybrałem jedną z dwóch ofert na konkretną kwotę. Ale moi oskarżyciele nie przejmowali się takimi detalami. Podobnie rzecz miała się z prywatyzacją Domów Centrum, gdzie zarzut sprzedaży poniżej ceny postawiono mi w oparciu o wątpliwą ekspertyzę.

Bardziej złożona była kwestia prywatyzacji PZU. Firmę sprzedano holenderskiemu konsorcjum Eureko z siedzibą w 60-tysięcznym Zeist pod Utrechtem, które zdaniem krytyków Wąsacza nie miało know-how i nie dysponowało kapitałem niezbędnym do dofinansowania polskiego nabytku (zakup miał być zrealizowany na kredyt). Minister skarbu miał też jakoby faworyzować ofertę Holendrów i wspierającego ich BIG Banku, przyznając im dwa razy z rzędu wyłączność negocjacyjną. W 1990 r. niderlandzki inwestor kupuje ostatecznie 30 proc. akcji PZU, a w aneksie do umowy, podpisanym w 2001 r. już przez Aldonę Kamelę-Sowińską, dostaje opcję na kolejne 21 proc., co dawałoby mu kontrolę nad firmą. Po wyborach nowy rząd Leszka Millera dochodzi jednak do wniosku, że aneks przyznający Eureko prawo do zakupu za ponad 2 mld zł pakietu 21 proc. spółki wartej wtedy 38 mld zł, to fatalny interes. Holendrzy w odpowiedzi grożą szykującej się do wejścia do Unii Polsce postępowaniem przed trybunałem arbitrażowym. Spór udaje się zażegnać dopiero w 2010 r., kiedy sponiewierane przez kryzys finansowy Eureko z wdzięcznością przyjmuje 7,65 mld zł dywidendy od PZU w zamian za deklarację opuszczenia szeregów akcjonariuszy.

W międzyczasie Emil Wąsacz ma okazję z bliska podziwiać wnętrze radiowozu. Rankiem 18 września 2006 r. pod domem córki w Dąbrowie Górniczej zatrzymuje go Centralne Biuro Śledcze i przewozi do Gdańska, gdzie słyszy od prokuratora zarzut dopuszczenia do nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU. Wychodzi za kaucją.

W grudniu 2020 r. sąd pierwszej instancji oczyszcza go z zarzutów prokuratorskich. Sędzia podkreśla, że oskarżony działał zdecydowanie na korzyść Skarbu Państwa. Rok wcześniej Trybunał Stanu, przy sześciu zdaniach odrębnych, orzeka, że trwająca od początku stulecia sprawa Emila Wąsacza musi się zakończyć z uwagi na przedawnienie zarzutów. Wcześniej postępowanie staje w miejscu m.in. z uwagi na tragiczną śmierć wiceprzewodniczącego Trybunału Stanisława Owczarka, który ginie w wypadku samochodowym.

W spółce PZU, przy rozproszonym akcjonariacie, Skarb Państwa ponownie rozdaje dziś karty. Sprzedana w 2000 r. Francuzom TP S.A. 12 lat później zmienia nazwę na Orange, wcześniej przez lata ciesząc się nieformalną ochroną swego monopolu ze strony państwa. Domy Towarowe Centrum w 2018 r. kupuje od poprzedniego właściciela spółka Atrium, płacąc za nie aż 301,5 mln euro. – Kategorycznie nie zgadzam się z ocenami, które przypisują mi chaotyczną wyprzedaż państwowego majątku – podkreśla. – Od początku pracy dla Polski kierowałem się zasadą, by sprzedawać za jak najwyższą cenę. TP S.A. Francuzi kupili po 38 zł za akcję. Rok później te same papiery warte były 12 zł.

Najbardziej ewangeliczny projekt

Jesienią 2000 r. – dwa miesiące po odejściu z rządu – Wąsacz dostaje posadę szefa Stalexportu. Walcząc o wyprowadzenie zadłużonej firmy na prostą, sprzedaje część jej majątku, ścina zatrudnienie i koncentruje działalność na eksploatacji płatnego odcinka A4. Krytycy przypominają, że jeszcze jako minister pośrednio przygotował firmie grunt pod ten model działania, godząc się na zawarcie kolejnego z kilku tajnych do dziś (!) aneksów do umowy ze Stalexportem. Media z trudem docierają do fragmentów, z których wynika, że prowadzona przez Wąsacza spółka mogła wynegocjować sobie m.in. gwarancje niemodernizowania okolicznych dróg do standardu, który zagrażałby ruchowi na A4.

W czerwcu 2006 r. NIK składa w Ministerstwie Transportu wniosek o odebranie firmie Stalexport Autostrada Małopolska koncesji. Kontrolerzy zarzucają spółce, że nie wywiązuje się z umowy i nie potrafi w należytym stanie utrzymać drogi. Resort infrastruktury, nauczony trudnymi doświadczeniami z Eureko, nie decyduje się jednak na wojnę. ­Stalexport zyskał wszak właśnie mocnego inwestora, włoską grupę kapitałową Atlantia, która objęła 61 proc. akcji.

– W umowie nie ma sensacji, od dawna byłem za tym, by ją odtajnić – bagatelizuje sprawę Wąsacz. – Jej część jest już zresztą znana publicznie. Z tego fragmentu wynika, że operator autostrady ma górny pułap stawek za przejazd, ale wciąż do niego nie doszedł.

Czy ogłoszone właśnie podwyżki cen na A4 to uwertura do kolejnych, które pozwolą osiągnąć przewidziane w umowie maksimum i zmaksymalizować zysk przed oddaniem autostrady państwu? – Włosi włożyli w tę firmę miliony i mają prawo oczekiwać zwrotu. Chcą podwyżek, ale nigdy nie sugerowali wprowadzenia stawki maksymalnej – ucina emerytowany prezes. – Ale pytania o strategię Stalexportu to już nie do mnie. Z dróg, które zajmują teraz moją uwagę, mogę mówić o szlaku znad włoskiej Piawy do Polski, który w 1918 r. pokonał pieszo mój ojciec wcielony do c.k. armii. Chciałbym go przejść. Trenuję też przed pieszą wyprawą do Santiago de Compostela, przez Brukselę. Będę maszerować z polską flagą i flagą Unii. W Brukseli może uda mi się spotkać z Buzkiem. To tylko gest, ale ważny. Spośród wszystkich naszych zdobyczy ostatnich dekad to właśnie Unia, najbardziej ewangeliczny projekt Europy, jest najważniejsza.

Kiedy w 2000 r. Stalexport zaczynał pobór opłat, dziennie na drodze między Katowicami i Krakowem pojawiało się 17,5 tys. aut. Dziś – niemal 70 tys.

W ostatnim pełnym roku pracy dla ­Stalexportu Emil Wąsacz zainkasował 3,4 mln zł pensji.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Człowiek drogi