Oda do Lewego

Pięć goli strzelonych w dziewięć minut przez Roberta Lewandowskiego w meczu Bayernu z Wolfsburgiem spowodowało, że nazwisko grającego w Monachium polskiego piłkarza znalazło się na ustach całej Europy.

28.09.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Grażyna Makara
/ Fot. Grażyna Makara

I choć można by tonować nieco zachwyty w tym konkretnym momencie – przypominając np., że po utracie pierwszej bramki obrona Wolfsburga stanęła i kolejne gole Lewandowski zdobywał niemal nie niepokojony, jakby na treningu przyszło mu omijać manekiny – to przecież nie zmieni to faktu, iż mamy do czynienia z przypadkiem wybitnym i rzadkim wśród polskich sportowców.

Że Lewandowski ma wiele talentów, wiedzieliśmy już w chwili, gdy wyjeżdżał z Polski. Że talentów nie zmarnował i potrafił je pomnożyć – to zupełnie inna historia. Zgoda: pracował z najwybitniejszymi trenerami naszych czasów, Jürgenem Kloppem w Dortmundzie i Pepem Guardiolą w Monachium, ale przecież znamy przypadki piłkarzy, którzy nawet pod takimi fachowcami nie wylecieli nad poziomy. Opowieść o jego sukcesie jest opowieścią o profesjonalizmie, niekojarzącym się raczej z profilem polskiego piłkarza. O zaangażowaniu w trening, o żelaznej dyscyplinie, z jaką dba o swoje ciało (dieta, sen...), o umiejętnym budowaniu wizerunku (ambasador UNICEF, użyczający ostatnio swojego głosu syryjskiemu dziecku z obozu dla uchodźców w reklamie społecznej), o ustabilizowanym życiu prywatnym i agencie (skądinąd parlamentarzyście, byłym reprezentacyjnym napastniku Cezarym Kucharskim), który wiedział, że najlepszym sposobem zadbania o swoje honorarium jest myślenie perspektywiczne; postawienie na rozwój piłkarza, a nie np. na ścieżkę szybkich zmian klubów.

Świat piłki nożnej kocha przede wszystkim napastników, więc w najbliższych miesiącach cieszyć się będziemy pewnie tym, że nasz rodak wyrósł na jedną z ikon dzisiejszego futbolu, niedaleką już od Ronaldo czy Messiego. Jak dla mnie najważniejsza w tej radości będzie świadomość, że w sukcesie Roberta Lewandowskiego nie było żadnej lewizny i że po mozolnej wędrówce na jeden szczyt Polak zaczął natychmiast zdobywać kolejne. Sky’s the limit, jak powiadają Anglicy, którzy pewnie chętnie widzieliby go już w swojej najdroższej lidze świata. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2015