Oczy Jungkooka

Milenialsi mają nowy sposób wyrażania depresyjnych myśli i poczucia odrzucenia. Tylko kolor czarny dawnej estetyki emo zastępują barwami tęczy.

06.07.2020

Czyta się kilka minut

Fanka na tle bilbordu grupy BTS. Korea Południowa, Seul, październik 2019 r. / ED JONES / AFP / EAST NEWS
Fanka na tle bilbordu grupy BTS. Korea Południowa, Seul, październik 2019 r. / ED JONES / AFP / EAST NEWS

K-popem fascynują się miliony na całym świecie. Miliony codziennie znoszą nieprzyjemne komentarze odnoszące się do wyglądu ich idoli. Na początku tego roku prowadzący jeden z najchętniej oglądanych programów polskiej telewizji śniadaniowej komentowali zdjęcie Jungkooka (gwiazdy południowokoreańskiego zespołu BTS), który w jednym z plebiscytów został uznany za najprzystojniejszego mężczyznę na Ziemi. „Twarz niezbyt męska – ironizowali dziennikarze. – I te oczy. Czy te oczy mogą kłamać?”. Potem widzowie obejrzeli reportaż, w którym dziennikarz wybrał się na targowisko ze zdjęciem innego wykonawcy, by zapytać, co myślą o nim „zwykli Polacy”. „Moja krowa też ma kolczyk” – komentuje jedna z zapytanych.

Południowokoreański pop dawno przestał być tylko gatunkiem muzyki. Wykształcił sposób ubierania się, układania fryzur, żargon. W warstwie muzycznej nie odchodzi daleko od popu puszczanego w radiach w całym zachodnim świecie. Podkłady muzyczne mają chwytliwe melodie, oparte na sprawdzonych schematach. To dzięki nim – a także dzięki spektakularnym teledyskom, w których k-popowi artyści perfekcyjnie synchronizują taneczne układy – muzyka przeniosła się na listy przebojów w Stanach Zjednoczonych i dalej w innych krajach świata.

Koreańska grupa BTS sprzedała w ubiegłym roku 4,2 mln płyt. Prowadzący popularny talk-show James Corden zaprosił zespół do jednego z odcinków swojego „Carpool Karaoke” (filmik obejrzano dotąd 26 mln razy). Utwory k-pop na YouTubie odtwarzane są miliardy razy. Na całym świecie w siłę rośnie baza fanów koreańskiego popu, zakochanych w tej prostej stylistyce i jej przedstawicielach.

Przecież oni są identyczni

Do Polski zainteresowanie k-popem dotarło kilka lat temu. Trudno oszacować dokładny moment, ale do powszechnej świadomości z pewnością przedarł się PSY i jego taneczny „Gangnam Style”. Refren tego kawałka znali wszyscy.

Moi rozmówcy k-popem interesują się od kilku lat – ich fascynacja raczej nie zaczęła się od tego utworu. Muszą wiedzieć o koreańskim popie wszystko i jeszcze więcej, by nadążać za nowościami. W swoim gronie zamiast imion wolą używać pseudonimów, które brzmią jak nazwy koreańskich zespołów. Często są zresztą zaczerpnięte z k-popowej estetyki. Na co dzień żyją normalnym życiem nasto- i dwudziestolatków: uczą się, studiują, pracują.

Mizzu, czyli Paulina, wsiąkła w roku 2010. – Przez przypadek wpadłam na ­piosenkę „What A Girl Wants” zespołu 4minute – mówi. – Byłam od niej uzależniona, nie wiedząc, w co się pakuję. Zaczęłam szukać dalej.

Dziewczyna o pseudonimie Kuroi zaczęła jeszcze w gimnazjum. Interesowała się Japonią, tamtejszą kulturą i anime. Z Japonii przerzuciła się na Koreę – zobaczyła, jak postaci z anime tańczą do ­k-popowego hitu. – K-pop stał się dla mnie ważny głównie przez teksty piosenek, w których artyści opisują sytuacje życiowe, problemy.

Nottek, czyli Patrycja, pamięta dokładny moment. Rok 2013 r., była wtedy adminką na stronie poświęconej ­Harry’emu Potterowi. W k-pop wprowadziła ją dziewczyna poznana w sieci. Pierwsza spodobała jej się piosenka zespołu Big Bang. – Sama nie wiem, co takiego jest w tej muzyce… Może inna kultura, może całkiem inne brzmienie? – zastanawia się. – Nie spodziewałam się, że coś, co może wydawać się wręcz dziecinne, wejdzie aż tak bardzo w moje życie.

Pytam o najczęstsze stereotypy wokół k-popu. – Ludzie myślą, że każdy piosenkarz jest osobą homoseksualną, i że każdy wygląda tak samo – mówi Kuroi. Na co dzień uczy się w technikum eksploatacji portów, lubi sobie pośpiewać i nagrywać filmy na YouTubie.

– Czasem słyszę pytania: „To faceci czy kobiety?”. Albo: „Przecież oni wszyscy są identyczni” – mówi Nottek, 23-latka, która na portalu zajmuje się m.in. profilami artystów i recenzjami. Jak przyznaje, choć jest dorosła i pracuje, k-pop to ważna część jej życia.

– Denerwuje mnie – mówi Ania – kiedy ludzie wypowiadają się o artystach jako o „Chińczykach, którzy wyglądają tak samo”. Wiele osób nie chce nawet spróbować zapoznać się z tą kulturą i muzyką, bo uważa, że barierą jest język. Ja też nie znałam koreańskiego, ale nie było to dla mnie problemem, a wręcz przeciwnie: stało się fascynacją. Chciałam się tego języka nauczyć.

Weterani emo

Jeszcze niedawno popularna wśród młodych była subkultura emo. W potocznym odbiorze kojarzyła się z nadwrażliwymi nastolatkami, którzy w buncie wobec okrutnego świata malowali włosy i oczy na czarno, a co bardziej radykalni nacinali skórę żyletkami. Przed emo był w latach 90. grunge, jeszcze wcześniej punk, a na początku tego stulecia swoją fazę szczytową miał z kolei nu-metal. K-popowi daleko do agresji punku czy nisko nastrojonych gitar nowego metalu. Ale milenialsi mają nowe, własne emo. Tylko kolor czarny zastępują wszystkimi barwami tęczy.


Czytaj także: Roman Husarski: Przerwany występ


K-pop swój ogromny sukces zawdzięcza perfekcyjnie skonstruowanej machinie, przygotowującej piosenkarzy do odgrywania roli gwiazd. Kandydat trafia do jednego z wielkich przedsiębiorstw, które uczy go śpiewać, tańczyć, wymyśla jego stylizację, komponuje i produkuje piosenki, a potem czuwa nad przebiegiem jego kariery. Gwiazdy skarżą się potem na chroniczne przemęczenie i wyzysk. Dziennikarze agencji Bloomberg News twierdzą, że k-pop to przemysł oparty na niezdrowych relacjach, wykorzystywaniu początkujących artystów. Doszło do kilku głośnych przypadków samobójstw k-popowych piosenkarzy.

Nie każdy chce tę mroczną stronę dostrzegać. Fani wolą w swoich idolach widzieć szczerych artystów, którzy dzielą się swoją niedolą. – K-pop uczy nas bycia sobą. Nieważne, co i kto o nas sądzi – mówi Ania vel. Lavender Tae. – Jesteśmy wyjątkowi i jedyni w swoim rodzaju. Ta muzyka uczy szacunku do samego siebie. Wiele osób z mojego kręgu zmaga się z samoakceptacją.

Gwiazdy k-popu kształtują dziś postawy milionów nastolatków w Korei Południowej i na całym świecie. Są znakiem rozpoznawczym stylistyki, w której dominuje poczucie krzywdy i odrzucenia. Życie młodych w ich tekstach to życie ofiary wypchniętej na margines, niechcianej i niezrozumianej. K-popowcy to wrażliwcy odtrącani w szkole, wytykani palcami na ulicy. W jednym z najbardziej popularnych teledysków artysta chce wejść do popularnego klubu, ale zostaje brutalnie wyrzucony na ulicę przez rosłych bramkarzy.

Opowieści tych, którzy do dźwięków k-popu się budzą i do niego zasypiają, pokazują, jak bardzo ten przekaz jest potrzebny – artyści kierują swoje słowa do niszy chłonącej tę narrację jak gąbka.

– Czego uczy nas k-pop? Że należy być sobą, nie zwracać uwagi na negatywne opinie innych – mówi Grazia. – Należy takie osoby ignorować, to dla nas wampiry energetyczne.

Grazia to prywatnie Grażyna. Na stronie Kpoplivepolska.pl zajmuje się sprawdzaniem artykułów, przekładów tekstów, postów i tekstów autorskich. Na co dzień studiuje turystykę i rekreację, jest już na magisterce. Uczy się koreańskiego. Oprócz tego prowadzi drużynę harcerską.

Marta jeszcze kilka lat temu o k-popie mówiła wszystkim. Zachwyciła się nim na studiach i piosenki BTS puszczała koleżankom w akademiku na cały regulator. – Najbardziej podobał mi się smutek. Melancholijne, powłóczyste melodie. Zauważyłam, że kiedy zaczynał się szybszy bit, włączałam kolejny kawałek. W końcu poczułam, że jeszcze trochę i popadnę w jakiś straszny dół. Godzina słuchania smutnych k-popowych piosenek jest trochę jak trans, w którym czujesz się bezpiecznie. Karmisz się tymi smutnymi historiami.

Strony w sieci grupują cytaty z k-popowych piosenek w różne kategorie. Jest też dział z „mrocznymi” linijkami. „Jestem niepotrzebny / Wrzucam te zdjęcia / Ale nikt nie zna / Ukrytych za nimi uczuć” – śpiewa Dean, koreańska gwiazda. „Dzisiaj wszystko było takie trudne / Nic nie wypełni mojego pustego serca” – to cytat z Jessiki Jung. Bobby iKON wtóruje: „W środku jestem półmartwy”.

Biju Belinky, dziennikarka portalu Vice.com, opisywała swoje kontakty z fanami k-popu. Z zaskoczeniem odnotowywała, że większość z nich (zresztą tak jak ona sama) to „weterani” emo z początków XXI wieku. Dlaczego? Pociąga ich taka sama szczerość, smutek i agresja, jak w muzyce zespołu My Chemical Romance sprzed 15 lat.

Sama Biju przyznaje, że w k-popie zakochała się w trudnym dla siebie czasie, kiedy borykała się z depresją. Przy emo przeżywała smutek i gniew. K-pop także był pożywką dla złych emocji, ale dał jej też nadzieję. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2020