Oczy

Nie zawieram znajomości na ulicy. W ogóle rzadko zawieram. Do kawiarni – krokiem marszowym! Miejsce w kącie. Najchętniej tym z fotografią włoskiego miasta Positano.

14.02.2016

Czyta się kilka minut

Paweł Reszka /  / Fot. Grażyna Makara
Paweł Reszka / / Fot. Grażyna Makara

Mijając bar, zamawiam espresso. Rzucam gazety na stolik i jak najnieuprzejmiej zakrywam się książką. Okulary na czoło – krótkowzroczność dobrze oddziela od świata. Nos w sos! Mnie tu nie ma, ot co!

– A czy zwrócił pan uwagę na ich oczy?

Jak? Wychynąć zza książki. Opuścić okulary. Spojrzeć.

Ona siedzi na brzeżku krzesła. Wymuskana. Jeden tylko pyłek osiadł na czarnych, przechodzących w fiolet włosach. Biała, prawie przezroczysta dłoń oparta na blacie stolika. Plecy prosto. Urzędniczka? Albo jakaś z banku. Kawusia, croissant i gazeta.

Co ona chce? Jakie znów oczy? Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomymi – nie słyszała panienka o takiej zasadzie? Można wpaść w kłopoty, gdy się tak komuś naprzykrza!

Coś chyba wypada odpowiedzieć. Tak?Najlepiej dowcipnie! Ironicznie. Zaraz, zaraz. Już ja jej odpowiem…

No, ależ odezwała się zupełnie nie w porę! Weszła do introwertycznego świata – z tym pełnym oczekiwania uśmiechem. Że stanie się coś wesołego, coś błyskotliwego. A ja nie mam ochoty na nic wesołego ani błyskotliwego. Zanim się odezwała, czytałem sobie tu opowiadanie. Zaczynało się w Moskwie. W zaułku, koło Arbatu. Bardzo lubię zaułki koło Arbatu. Sprawa tyczyła dwojga kochanków, którzy planowali uciec koleją na wybrzeże, aż do Soczi.

– Ja tylko na minutkę – mówiła ona, gdy wchodziła w pośpiechu do jego pokoju.

Intrygowało mnie, co będzie z nimi dalej? Gdy już dojadą nad morze, to czy wyśledzi ich jej mąż – zazdrosny i bardzo czuły na punkcie honoru oficer? Jakie wszystko relatywne, prawda? Dla niego Soczi będzie się kojarzyć z upałem i upokorzeniem. A oni poczują wielkie szczęście, gdy znajdą się sami w jakimś domku, koniecznie wśród cyprysów. Będą patrzeć przez szpary w okiennicach na ciepłe morze. Jeść orzechy, rybę, pić białe wino. Przerażenie w nich wywoła tylko wspomnienie deszczowej, zgniłej Moskwy, do której trzeba będzie przecież kiedyś wrócić, by utonąć w kłamstwach codzienności. Ta myśl powoduje, że ich chatka zmienia się w ponury pokój na godziny – który mógłby znajdować się wszędzie: tu, na Arbacie, albo w zupełnie innym miejscu. Na szczęście za chwilę wiatr przyniesie świeży zapach morza. Zapomną – na dzień czy dwa – że Moskwa istnieje.

Jak dla kogo! Mnie Arbat kojarzy się jak najlepiej – jakby krył w sobie tajemnicę. Przechodziłem setki razy od stacji Arbacka do stacji Smoleńska i na odwrót. Każdy wam powie: „Wielkie mi rzeczy! Tandeta na straganach i tłum turystów”. Nie słuchajcie tego. Arbat potrafi unieść w inny wymiar, trzeba tylko poczekać.

Ale chyba muszę jej coś odpowiedzieć. Nie mogę jak ten słup, we wciśniętych na nos okularach.

Za to Soczi… Nie wiąże mi się z niczym miłym. A ściślej w ogóle z niczym poza zakurzonym przystankiem w drodze do Suchumi. I tam przecież nie jeździłem szukać palm i słońca. Tylko upiorów dawnej wojny. Zwycięskiej? Przegranej? Co za różnica, skoro skazała miasto Suchumi na powolną śmierć. Tym straszniejszą, że umierać przychodzi wśród tych palm, tego piasku i drogi, która wije się między zielonymi zboczami.

Jedni mieszkają tu w gotowości i strachu, że znów się zacznie. A drudzy są na wygnaniu – przy niedzielnym obiedzie wspominają piękne ogrody. Mówią, że dobrze byłoby tu kiedyś wrócić. I wyrównać rachunki – co dodają już tylko w myślach. Na wszystko można mieć różne spojrzenia. Nawet na raj.

O jakich ona oczach? Jak wścieka mnie ta pustka w głowie!

Spoglądam, niby od niechcenia, na leżące na stoliku gazety. W jednej tytuły są pełne lęku: „Strongman linczuje w sieci”, „Dlaczego lubimy się bać”, „Sam możesz sobie skręcić trumnę”. W drugiej pełne radosnej ufności: „Czas narodowego pojednania”, „Jednym głosem”, „Ambitna ścieżka”. Jeszcze niedawno ci pierwsi byli optymistami, a ci drudzy mieli tylko czarne wizje.

A więc wszystko się zmienia – myślę sobie. – Najprędzej znaczenie słów. Słowo „każde”, np. dziecko, od niedawna znaczy „drugie”. Słowo „wszystkie” znaczy „niektóre”, a słowo „stałe” to nic innego jak „rotacyjne”. Zauważyliście?

Patrzę na nią. To idiotyczne. W ogóle nie muszę się odzywać.

Podniosła się nagle. Smukła, w niebieskiej sukience, chwyciła szal. – Bohaterki Bunina – pokazała na moją książkę. – Czy zwrócił pan uwagę na ich oczy? Nie?

Uśmiechnęła się na przepraszam. – Ja tu tylko na minutkę – powiedziała i ruszyła do wyjścia. – Nie chciałam przeszkadzać.

Ledwie zdążyłem pokręcić głową, że nic nie szkodzi, jest mi miło. Nie zdarza się przecież często, żeby ludzie zwracali uwagę na szczegóły takie jak oczy bohaterów opowiadań… Ale tego wszystkiego nie mogło wyrazić kręcenie głową, prawda?

Zniknęła. Dokończyłem opowiadanie. Oficer, choć przyjechał do Soczi, nie odnalazł żony. Wynajął pokój w pięknym hotelu. Rzucił się na łóżko i wygarnął sobie prosto w skronie. Z dwóch rewolwerów naraz!

Dobrze, że sobie poszła. Tylko zepsuła poranek. Spokój gdzieś uleciał.

A oczy? Mogą być szklistoczarne albo jak porzeczki, czasem odbija się w nich łuna odległego pożaru. Odechciało mi się czytać. Gapiłem się długo przez szybę na ulicę. A tam deszcz i pusto. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2016